ROZDZIAŁ 40

5.4K 483 52
                                    

- Ranny ptaszek... - usłyszałem za swoimi plecami komentarz, gdy sięgałem po pierwszy łyk wody.
- Swojego zegaru biologicznego już nie przestawię - odpowiedziałem odwaracajac się do gospodyni z butelką przy ustach.
- Szósta... Nie za wcześnie na jogging? - Nietrudno było się domyślić po moim stroju, co tak wcześnie mnie wyploszylo z łóżka.
- To najlepsza pora na bieganie.
- Sądziłam, że po tak intensywnym godzeniu się i wyjaśnianiu ostatnich zawiłości między wami, będę musiała siłą was ściągać z góry.
- Powinienem przepraszać, czy się wstydzić?
- Ani jedno, ani drugie - przeszła śmielej do miejsca, w którym stałem i rozpoczęła przygotowywanie pierwszej kawy. Nie pytając nawet o moje upodobania, wyciągnęła z wyższej półki dwie filizanki, które zasypała pachnącym czarnym proszkiem.
- Muszę raczej pójść pod prysznic. - Chciałem uwolnić Shelly od ewentualnego obowiązku goszczenia mnie, mimo jakichś jej wewnętrznych niechęci wobec mnie i sobie jakiejś gimnastyki w sztucznym podtrzymywaniu rozmowy.
- Zdążysz. Julia pospi jeszcze z dobre dwie godziny, a my w tym czasie miło sobie porozmawiamy. Siadaj, proszę. - Jak sroga nauczycielka wskazała miejsce przy stole i z zalanymi wrzątkiem kubkami, zajęła krzesło na wprost.
- Przyznam, że nie czuję się przy tobie swobodnie. - Nadal miałem ochotę jeszcze wycofac się z tego układu.
- Wiem, widzę to i postaram się to zmienić. Przynajmniej w najbliższym czasie. Posluchaj... Nie mam wątpliwości co do twoich intencji względem mojej siostrzenicy. To co do niej czujesz, jest miłością, choć póki co, mocno dryfujaca na totalnym zauroczeniu i dzikiej namiętności. Na szczęście kiedy opadnie kurtyna szaleństwa, uczucie między wami będzie jeszcze silniejsze. Nikt nie powinien próbować was rozdzielac, bo właśnie wtedy wyjatkowo zgodnie zwieracie szyk i wszelki atak odpieracie zwycięsko. Jest jednak pewien mały problem.
- Problem? - spojrzałem zaniepokojony, że wczesniejsza, nawet przyjemna wyliczanka, właśnie teraz spłonie jak główka od zapałki.
- Ty chcesz jej wiele dać, ale nie chcesz się zmienić.
- Nie rozumiem.
- Nadal planujesz swój wielki biznes żeby rozrosł się bardziej i patrzysz na kraj, jak miejsce gdzie chcesz się zestarzec. W tym nie ma Julii.
- Mam wyrzec się swojej ojczyzny? To niemożliwe i na prawdę, nie jest konieczne.
- Moskwa nie jest już twoją matką, ani nawet przyjaciółką. Powinieneś ją zostawić...
- Shelly, co to bredzisz? - wściekły za jej pseudowizjonerski wykład, miałem ochotę po prostu odejść.
- Nic z tym krajem dobrego cię już nie połączy.
- Tam jest mój brat, dzieci!
- Powiem tyle... Przyszedł czas na rozstanie, zanim nienawiść wkroczy pomiędzy.
- Shelly! Skoro widzisz coś, co mnie bardziej przeraża niż śmieszy, to powiedz jasno co mam zrobić. Krazysz dziwnie wokół moich spraw i próbujesz brzmieć jak Nostradamus w swoich najlepszym okresie.
- Twoja wielka rosyjska łódź nabiera wody. Dokoncz sprawy, które jeszcze tam cię trzymają i odejdź.
- Moja firma tam się mieści, to nie jest zadanie na jedną wizytę. Poza tym czuję się tam bezpiecznie - z pełnym przekonaniem odbiłem wykład kobiety. Zresztą nikt tak wiele o Rosji nie wiedział, jak właśnie ja.
- Ale nie jesteś... Firmę można przenieść, sprzedać budynki, a przyjaciół i tak masz tam kilku... Ty poradzisz sobie wszędzie, ale Julia nie może tam być. Kanada da wam szczęście. Jeśli na tym ci zależy, to jest właściwy i jedyny kierunek.
- Kompletnie się z tobą nie zgadzam. - To było moje ostateczne podsumowanie tematu i chyba właśnie nabrałem ochoty na powrót do własnej rzeczywistości.
- Posłuchaj Aristow... Użyję twojego języka - wsparła się twardo na ramionach o blat wstajac wcześniej z krzesła i celując wzrokiem w moją zmęczona twarz, i beznamiętnie wygłosiła: - Twoja żona jest w ciąży i jeśli związesz ją ze wschodnią ziemią, nie zostanie ci z tej dwójki nic. Jestem daleka od żartów i robienia ci na złość. Straciłam już siostre i na kolejny pogrzeb się nie wybieram.
- O czym ty...? W ciąży?! Powiedziała ci? Skąd w ogóle...
- Nie, bo sama jeszcze nie wie. Zresztą proponuję zbyt szybko jej o tym nie informować.
- Jak to...? - Wsunąłem twarz w ciepłe już dłonie, zastanawiajac się, który fragment życia przegapiłem. Tego wątku nie rozważałem aż tak poważnie, jak na najbliższą przyszłość.
- Dorosły jestes. Wiesz skąd się biorą dzieci.
- Ale jak ty...?
- Po prostu wiem. I jeśli ma ci jeszcze pomagać w tym przedstawieniu, nie mów jej. W innym przypadku bardzo straci na wiarygodności. Gdyby jednak nie fakt, że jest w tak dobrym stanie, sama bym jej to zasugerowała.
- Shelly, ale ja... To za wcześnie! Nie tak to układaliśmy. Były jakieś rozmowy, ale... Tak już? Po prostu? - chodziłem wokół stołu, licząc, że po drodze doznam jakiegoś szczególnego oświecenia.
- Pretensje nie do mnie. Ciąża najczęściej jest efektem uprawiania seksu, a jak mi wiadomo, nie omawiacie w trakcie wspólnych nocy ksiegowych bilansow. Zresztą... Jeśli posłuchasz tego co mówiłam, wszystko się ułoży. Chroń ją i nie pozwól by poleciała już więcej do Rosji.
- Jest teraz szefową, ciężko będzie...
- Igor! Ona ma zakaz postawić nawet nogę w tamtym miejscu. - Rozumiałem tylko tyle, że Shelly nie martwi się jedynie o fakt ciąży. Ona znów widziała i czuła więcej.
- W normalnych okolicznościach byłabyś dla mnie zwykłą wariatka - rzuciłem nieco jak ostrzeżenie, aby wiedziała, że jakiekolwiek kłamstwo w tej materii będzie niewybaczalne.
- A ty co najwyżej egoistycznym przestępca, od ktorego Julia powinna trzymać się z daleka. Sam widzisz, że w pozorach można mocno błądzić.
- Jak ja mam teraz niby funkcjonować? Mam udawać, ze nic nie wiem? Czy się cieszyć, skoro nie czuję radości, a bardziej... Nie wiem sam... - krecilem głową nie wierząc, że to wszystko obok się dzieje i dotyczy mnie.
- Łatwo żonglować stwierdzeniami, kiedy ma się złudną pewność, że kontroluje się sytuację co? Takie żarciki o dzieciach, domu i wspólnej przyszłości. Jak jednak przyszłość szybciej zapuka do drzwi, to nagle rozgoryczenie.
- Będę ojcem, a nawet nie mogę tej wiadomości podzielić między nas. Kurwa! - uderzyłem pięścią w futryne wyjścia na korytarz, do której doszedłem. - Właśnie teraz powinienem to wszystko zakończyć. Teraz to nie ma sensu.
- Wyobrażasz sobie możliwość, że Julia da się zamknąć w domu?
- Nie wiem co mam myśleć, a już na pewno nie mam pojęcia jak się samemu zachować. Poza tym ten poranek to jakiś pełen paranoidalnych wyznań moment. Kazesz mi działać; zaakceptować stan, co do którego nie mam żadnego dowodu i wreszcie uznać za właściwe rozstanie się z moją ojczyzną. Wiesz jak to dla mnie brzmi? Jak gorzki żart...
- Potraktuj to jak misję. Nie pozwól jej wyjechać. Reszta sama się wyda. Przekonasz się wkrótce.
- A do tego czasu mam oszaleć?
- Nikt nie obiecywał, ze tylko ty staniesz się napędem tego związku. Teraz sytuacja Julii przejmuje prym.
- Gdybym tu nie przyjechał, co by się stało?
- Przyjechalbys... Nie mam wątpliwości.
- Czekałaś na nas?
- Oczywiście.
- Wywołujesz we mnie stres.
- Z nim akurat świetnie sobie radzisz.
- No to teraz będę z pewnością bliżej zawału.
- Ale rozumiesz, że gdyby wyszło na jaw, iż Julia spodziewa się dziecka, zasadnicze pytanie brzmiałoby "z kim?".
- Nie jestem idiota, choć minimalna wiara w to co do mnie mówisz, trochę podważa przekonanie do własnej inteligencji.
- Sądzę, że na tym powinniśmy skończyć ten temat. Wiesz sporo i głównym zadaniem jest od teraz zatrzymanie żony w Ameryce.
- Są jeszcze jakieś ciekawe rzeczy, które dostrzegasz w naszej przyszłości?
- Nawet jeśli, nie powiem. W ogóle tego nie robię. Jednak bezpieczeństwo kogoś bliskiego wymusza na mnie złamanie tej zasady.
- Wiedziałaś, że... Czułaś odejście mamy Julii? - zapytałem trochę niepewnie i z obawą przed tym co usłyszę.
- Czułam...
- Nie chciałaś pomóc?
- Próbowałam. Jej mąż nie uwierzył. Twierdził, że to tylko moja nadopiekunczosc, a siostra jest w lepszym stanie, niż zakładam.
- Nie mogłaś z nią porozmawiać?
- Nie... Ta przypadłość, tak to nazywam, daje mi wiedze, ale nie mogę jej bezpośrednio wykorzystać. Skomplikowane... - machnela ręką, mówiąc smutno. Ja skojarzyłem właśnie słowa o jej tragicznie zmarłym narzeczonym i faktycznie pasowało to do tego, że nie może osobiście zapobiegać temu co dostrzega. Poza tym zawsze takie wyznanie w dzisiejszych czasach zabrzmi jak sen schizofrenika.

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now