ROZDZIAŁ 30

5.2K 477 69
                                    

Szłam otępiała bez wyraźnego kierunku i celu ignorując, czy cokolwiek może mi jeszcze grozić. Nic mnie nie interesowało i jedyne czego teraz potrzebowałam, to swojego mieszkania w Torinto.
Kiedy łzy przestały już żywić moje oczy, w głowie wzbierało coraz więcej złości. Nie mogłam niestety się tym wszystkim z nikim podzielić. Po pierwsze nie wiedziałam jak, po drugie telefony zostawiłam w mieszkaniu, a po trzecie dochodziłam do momentu, w którym zastanawiałam się czy może jednak to nie był Igor. Ostatecznie nie wiedziałam też wiele. Boże, zwariuje... A potem zamarznę.
Próbując pochwycic okruch zwyczjanosci, weszłam do jakiegoś baru po przynajmniej kubek gorącej kawy. Z pewnością kilka dolarów pozwoli mi jeszcze przetrwać nieco na zewnątrz zanim będę musiała dziekolwiek wrócić. Stanęłam przy ladzie czekając na podejście ekpedientki.
- Mi też zamów... - obok wyrósł jak zza kotary zziebniety Silvio.
- Sam sobie kup. - O tak! On też z pewnością brał w tym kłamstwie udział.
- Czterdzieści minut chyba wystarczy na spacer. - Czyli szedł za mną niemal od początku.
- Nie zapraszałam. - Nawet na niego nie patrzyłam.
- Zamierzasz dziś nocować pod gołym niebem?
- Odwal się ode mnie! - zabrałam swoje zamówienie i wyszłam.

- Julia! Julia! - szybko odszedł do mnie. - Nie możesz ta sobie łazić po Manhattanie.
- Mogę i właśnie to robię.
- Wsiadz do auta. - Auta? Spojrzałam nieco dalej za plecy mężczyzny i faktycznie leniwie sunacy się  mercedes mógł być kolejną bazą mojego bezpieczeństwa. Tylko, że jakoś wcześniej wszyscy chyba posnęli.
- Nie. Nie sprawdziliscie się wcześniej, więc nie mam powodu uważać, że nagle staliscie się skuteczni.
- To był błąd, ale ten koleś musiał znaleźć się w twoim mieszkaniu wcześniej. Powinniśmy przeszukać je jak zwykle, ale budynek jest uzbrojony po klamki w oknach, więc nie sądziłem, że ten jeden raz nagle tak się skończy.
- Tłumacz się szefowi. Mnie to... Zresztą, jak on...?
- Musisz o wszystko zapytać u źródła. Ja tym razem mam milczeć i mocno się modlić zeby nie stracić roboty.
- Świetnie... Nadal chcę być sama. Żegnam... - ruszyłam z ciepłym napojem dalej.
- Nie chcesz wcale! - Zatrzymałam się. - Chcesz tam wrócić i dowiedzieć się "dlaczego?". - Silvio mówił podchodząc. - Jesteś ciekawa każdego argumentu i tego czy po prostu jest prawdziwy. Spróbuj... Uczucia nigdy nie umarły.
- Nagle stałeś się poetą?
- Nie. Mam dość jego telefonów co minutę - uśmiechnął się zabawnie.
- To jest jak przebudzenie po największym koszmarze, gdy nie masz siły nawet podnieść powiek. I póki co, dostrzegam jak człowiek dla którego gotowa byłam zmienić samą siebie, wyrządził mi krzywdę, której się nie wybacza.
- Julia daj się zawieźć. Cała reszta należy już do was.
- Do mnie. To moje cierpienie i moje decyzje - mówiłam już surowiej niż by to di mnie pasowało.
- Nie zawsze wszystko ma jeden wymiar.
- Wiedziałeś od początku?
- Tak - chwilę się wahał zanim odpowiedział.
- Więc ciebie też nie znoszę. Od tego momentu nie masz prawa mówić mi po imieniu! - Wyminęłam mężczyznę i ruszyłam w stronę samochodu. Wierzyłam przynajmniej, że zrseknę  się kluczy do zamkowych komnat i wrócę do swojego dawnego spokojnego życia.

Weszłam powoli, niechętnie i z mnóstwem niezrozumiałych obaw. Z rękoma w kieszeniach zastanawiałam się gdzie go zobaczę. Siedział na sofie, na wprost. Ubrany w swój ulubiony czarny zestaw koszuli i spodni, trzymając szklankę wypełnioną pewnie alkoholem, wstał gdy tylko mnie zobaczył. Ja nadal patrzyłam na niego jak na ducha. Tak nierealny, nierzeczywisty i wciąż budzący tak wiele moich pragnień. Z pewnością jednak nie wyglądał jak martwy, zmartwychwstały, ale jak mężczyzna, w żyłach którego nigdy nie przestała płynąć krew. Zeszłam wreszcie do centralnego miejsca i nadal ubrana usiadłam na przeciw. Zrobił dokładnie to co ja również mocno przygniatajac mnie spojrzeniem. Wiem, że był zadowlony z mojego powrotu, ale na pewno brakowało mu właściwego sposobu żeby zacząć.
- Zaplanowales to wszystko? - pierwsza przełamałam ciszę.
- Nie wszystko.
- W takim razie, które świństwo z tego okresu nie jest twojego autorstwa?
- Napijesz się? - wstał ponownie do barku żeby uzupełnić szkło.
- To nie jest pogawędka kumli po latach rozłąki. Nie będę z tobą jeść, pić, ani nie położę się w twoim łóżku. Nie sil się na organizowanie oprawy.
- Surowo, ale rozumiem. - Wrócił z wypełnioną szklanką i w nadal bezpieczniej odległości zbierał się do opowieści.
- Miałem lecieć tym samolotem. Były zresztą w nim moje bagaże... Tuż przed odlotem zatrzymało mnie jeszcze spotkanie z człowiekiem, który sprawdzał dla mnie pewne sprawy w Moskwie i przyjechał z dowodami. Kazałem startowac beze mnie planując wylecieć za kilka godzin.
- Jakie dowody?
- Kiedy przylecieliśmy do Moskwy dowiedziałem się, że moja pomoc w rozbiciu grupy handlującej bronią, mimo rządowego parasola sprawiła, że rodzinie Sergieja zaczęto grozić. Otrzymywał jasne znaki, że jeśli nie przestanę, im stanie się coś złego. Wiedzieli co stanowi mój słaby punkt. Ten pożar w hotelu..  Komuś bardzo zależało żeby mnie uciszyć. Przy czym Zoja, która nie wiedziała o pogrozkach, zaczęła spotykać się z jednym szeregowych ludzi, próbując ugrać swoje korzyści i zemścić się za wyłączenie jej z zarzadu majątkiem po mojej matce. Ten czlowiek przyszedł do niej do wydawnictwa, a ona rozzalona chętnie opowiedziała co robię, gdzie przebywam i z kim się spotykam. Wtedy jeszcze nie miała pojęcia o twoim istnieniu, ale po ogłoszeniu zaręczyn jej poziom podłości poszybowal wyżej. Podsluch w telefonie potwierdził z kim się umawia i o czym mówi. Nie mając pojęcia, że sama stanowi cel, skierowała zainteresowanie tych ludzi też w twoją stronę. Tak więc atak na moich bliskich zaczął przychodzić z różnych kierunków. Konsultacje ze stroną rządową były jak dyskusja z przedszkolem. Zapewniali, że nad wszystkim panują i nie mam się o co martwić. Wtedy wiedziałem tylko, że Zoja nie może nigdy dostać ani jednego rubla, bo za pieniądze jest w stanie sprzedać każdego i dlatego między innymi ślub w Vegas. Jednak spotkanie przed wylotem... Ten człowiek był uczniem mojego dziadka i nadal przyjaźni się z prezydentem, choć przy mojej sprawie bezpośrednio nie pracuje... Ma jednak wgląd do akt i specjalne pozwolenia Głównego. Polecił żebym dla dobra wszystkich zniknął na jakiś czas. Rozplynal się na moment do chwili, kiedy zakończy się sprawa z bronią i wszyscy dostaną surowe wyroki. W trakcie tej rozmowy Silvio poinformował mnie o Panamie. Wykorzystaliśmy to... Nie było mi łatwo, ale żyłem i wiedziałem, że w końcu kiedyś wrócę.
- Co za gowniana opowieść - lekceważyłam szczerość Aristowa. - Silvio i kto jeszcze?
- Alieksiej, Dima, z którym wtedy rozmawiałem w umówionym miejscu.
- Nikt wiecej?
- Nikt.
- Więc tym samym potwierdzasz, komu możesz wyłącznie ufać. To nie jest miłe, kiedy jako żona nie znajduję się w tym gronie. Najwidoczniej twój problem z kobietami istnieje nadal.
- Julia! Nie mogłem pozwolić zeby coś się stało mojej rodzinie! Skoro mnie nie było, to problem zniknął - wstał próbując nadać wyższości swoim argumentom.
- Ale na moje cierpienie mogłeś kurwa patrzeć!? - również się podniosłam i teraz miałam ogromną ochotę mimo wszystko na coś mocnego.
- Wiedziałem, że sobie poradzisz, że mnie nie zawiedziesz.
- Cudownie... Zrobiłeś ze mnie kolejnego żołnierza do wykonania trudnego zadania - stałam tyłem nalewajac alkohol.
- Nie prawda! Kocham cię i nigdy bym się od ciebie nie oddalił.
- Mam gleboko gdzieś twoje szlachetne motywacje. Jesteś złamanym... Nie! Ja nie muszę być wulgarna. Po prostu zabiorę swoją walizkę, wrócę do Kanady, a ty rozmyslaj nad kolejnym ciekawym sposobem rządzenia swoim imperium zza grobu. - Jednym łykiem wchłonelam zawartość szkła.
- Wszystko jest twoje, więc to twoja odpowiedzialność, a ja póki co nadal nie żyję. Nie możesz nawet się ze mną rozwiezc.  - Słysząc ten podły przytyk, spojrzałam surowo na Aristowa.
- Ale mogę szybko znaleźć nowego męża. Ekspresowe śluby są w modzie, prawda? Ostatnio nawet Matthew Ismach proponował mi randkę.
- Nie posuwaj się za daleko! - ewidentenie groził.
- To teraz ja coś powiem. Oszukales mnie, potraktowałes jak tanią aktorkę, która odegra dla ciebie wiarygodne cierpienie i potwierdzi wszystko co sobie wymyśliłes. Uknułeś zaręczyny, ślub, a potem całą tą szopkę z przejęciem dowodzenia, bo martwiłeś się o swój tyłek. A ja cię tak broniłam... Tylko, że ty się  w ogóle nie zmieniłeś. Zawsze liczy się twój interes.
- Nie prawda! Postaw się w mojej sytuacji!
- Nie waz się podnosić na mnie głosu. Nie jestem twoim dzieckiem. A propos... Nieźle rozegrałes kwestię Jurija tatuśku. Jak się dobrze pomyśli, to na porządnie rozpalonym ognisku upiec można ogromną pieczeń.
- Upraszczasz! Nie planowałem wszystkiego aż tak daleko. Wiele rzeczy wyszło w trakcie. Sam wypadek... Przecież nie strąciłem samolotu. Wykorzystałem tylko szansę.
- Jeśli nie ten przypadek, to inny... Jakikolwiek i tak byłby tajemnicą przede mną.
- Nie mogłem cię martwić i zarzucić swoimi obawami.
- Tani rycerz... Ty w ogóle siebie słyszysz? "Z dobrego serca zniszczyłem ci życie. Musisz to zaakceptować i nie masz prawa mieć pretensji". Tak to właśnie brzmi - podle przedrzeznialam mężczyznę.
- Jesteś psychologiem. Umiesz rozumieć motywacje.
- Do czego ty się odwołujesz? Myślisz, że bycie nim wyłącza prywatne ludzkie uczucia?
- Julia... To wszystko da się ułożyć. Teraz kiedy znasz prawdę...
- Prawdę? Gdyby nie ten atak, nadal niczego bym nie wiedziała prawda?
- Raczej...
- No... To co ty mówiłeś o tej miłości? - ironizowalam.
- Cały czas byłem za twoimi plecami, jak myślisz dlaczego?
- Żebym ci tych platynowych kart nie wytarła?
- Nie. Tutaj nad tym mieszkaniem wynająłem drugie; w Moskwie cały czas byłem w domu w części, w której przebywał Silvio. Wiedziałem o każdym twoim kroku, a nawet myśl, nie dlatego że kontrolowałem twoje poczynania, ale życie bez ciebie jest dla mnie nie do zniesienia. Myślisz, że to łatwe patrzeć na ciebie i nie móc podejść, przytulić, pocałować? Każdy ponosi jakąś ofiarę, kiedy musisz wybrać mniejsze zło. Mój brat, dzieci... Nie miałem czasu wymyślić nic bardziej twórczego.
- Może i byłabym w stanie jakoś uznać motywacje, ale twoje okrucieństwo wobec mnie jest po prostu... niewybaczalne.
- Nie mów tak!
- Tak czuję. Dobrze, że masz się świetnie, ale dłużej nie będę pomagać sklejac ci tego rozbitego lustra. Wypisuję się.
- Jaj chcesz wytłumaczyć wszystkim, że nagle odcinasz się od nazwiska Aristow.
- Powiem prawdę?
- Nie możesz.
- Mogę.
- Zabraniam ci! - krzyknął gdy  odstawiałam szklankę na barek.
- Ty nie żyjesz, a ja mogę powiedzieć każdemu, że brudnych pieniędzy nie będę mnożyć.
- Teraz ci śmierdzą?
- Słucham?
- Nie myślałaś tak, gdy wychodziłas za mnie, mimo że poznałaś fakty.
- Ty... Można jednak pogrążyć się jeszcze bardziej... - ruszyłam do wyjścia.
- Julia zostań!
- Pozdrów bratową i poradź, ze następnym razem ktoś mało sympatyczny może odwiedzić jej redakcje!
- Nie wypuszcze cię stąd! - dobiegł zastępując drogę.
- Czyli bycie twoim niewolnikiem jest nadal możliwe. Jedna żona to za mało?
- Nie mów tak.
- To nie jest pojedynek na czułe słówka, a ty jesteś dokładnie taki, jak w historiach, które usłyszałam przed poznaniem ciebie.
- Nie tęsknisz, nie pragniesz...? - podchodził niebezpiecznie blisko usiłując roztopić mój żal.
- Jakie to może mieć znaczenie skoro jesteś zły? Pozwoliłeś by moje życie wywróciło się do góry nogami i przy okazji pociągnęłam swojego brata.
- Karl akurat zyska sporo. Zawsze uważałem, że Ismach go nie docenia. Nic co zrobiliście do tej pory wspólnie i zaplanowaliście, nie powinno zostać przerwane.
- To wszystko?
- Proszę zostań... - próbował położyć dłonie na moich ramionach.
- Mam ochotę krzyczeć, strzelić ci w twarz, pogrążyć cię ujawnieniem prawdy... Wiem jednak, że każda zemsta się msci. Dlatego teraz stąd wyjdę i wrócę do siebie. Jedyne co w tej chwili muszę i powinnan, to ratować swoje życie. Clark musi wrócić do swoich spraw, a ja mam swoich pacjentów i pracę w wiezieniu.
- Nie możesz teraz wrócić do tego.
- Zabronisz mi? Ciebie nie ma Aristow. Żegnam.
- Julia...
- Straciłam ciebie kiedy w domu Ismacha usłyszałam o twojej śmierci. Teraz ty straciłeś mnie. To się nazywa równowaga. Nie dzwoń, nie pisz, w ogóle... - nie dokonczylam. Wyszłam z apartamentu i nawet stojący za drzwiami Silvio nie był już dla mnie częścią funkcjonowania. Nie byłam szczęśliwa, nie doznałam ulgi i nie czułam nawet, że byłam czyjąś żoną.

***

- Cześć Clark... - zaskoczyłam przyjaciela wchodząc do jego gabinetu.
- Witaj! - wstał i odważnie zgarnął mnie w ciepły uścisk. - Trochę cię nie było.
- Wróciłam - uśmiechnęłam się gorzko.
- Jako lekarz, czy pacjent?
- Boję się, że to drugie.
- Słyszałem co nieco... - wypuścił mnie i oboje siedliśmy na przeciw.
- Nie chodzi o cierpienie po stracie ukochanego jak byś sądził.
- Nie? Sądziłem, że śmierć twojej matki, Aristowa...
- Clark... Wszystko co powiem...
- Nigdy, nikomu i za nic.
- Nie wiem komu mogę ufać. Właściwie mogę Karlowi, ale to go zbyt dotyczy.
- Nie krąż, mów.
- Wczoraj byłam jeszcze w Nowym Jorku myśląc, że zdobywam kolejne piętra biznesowego świata i przekonana, że miłość do Aristowa pozwoli mi przezwyciężyć największe przeszkody.
- Coś się zmieniło?
- On żyje... - wypowiedziałam drgajacym głosem. - Upozorował wszystko żeby ratować rodzinę. Dowiedziałam się o tym tylko dlatego, że ochrona nie zainterweniowala na czas, gdy do mieszkania wdarł się wysłannik Zoji żeby wyciągnąć ode mnie dostęp do pieniędzy Igora. To on przybył na ratunek i tylko dlatego, że w tamtej chwili był jedyną osobą w pobliżu żeby mi pomóc. Wyobrazasz sobie, że gdyby nie ta sytuacja, nadal żyła bym w niewiedzy? Oczywiście to, iż nie zginął to wciąż tajemnica. Cały czas patrzył z ukrycia jak zmagam się z całym syfem... Oszukał mnie i pozwolił grzęznąć w rozpaczy - łzy kolejny raz przesuwaly się po moich policzkach, co teraz już przyprawialo mnie o złość, bo człowiek który je powodował, nie był ich wart. - Rozumiesz? Chciałam mu pomóc, oboje chcieliśmy, a on znów bez skrupułów wykorzystał dla własnych motywów. Z nikim się nie liczy, o nikim nie myśli. To podły człowiek... - Wycierałam mokre oczy, ale niestety tama znów została przerwana. - I niestety noszę jego nazwisko...
- Płacz... A potem oboje pomyślimy jak skopać mu tyłek.
- Chcę o nim nie myśleć, a nie się mśić.
- Nie przestaniesz, ale odegranie się oczyszcza. W końcu jesteś młodą, piękną i bogatą wdową. Masz mnóstwo możliwości. On w tej sytuacji narazie żadnej. Teraz poprosimy moją asystentke o kawę i wszystko mi opowiesz ze szczegółami, a ja będę walczył z myślami, że mogłem coś spieprzyć w trakcie terapii z Rosjaninem. Jestem prawie tak zły jak ty. Lekko mówiąc, liczba wrogow niepokojąco mu się mnoży...

Od Autorki:

I niech nikt nie pyta kiedy kolejny rozdział😉😋😂🤣

KRUSZĄC LÓDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz