ROZDZIAŁ 33

5.9K 460 38
                                    

- Cholera jasna!!!  - krzyknąłem z całych sił ciskając kryształową szklanką gdzieś w głąb po tym, jak zamknęła za sobą drzwi. Byłem wściekły. Na siebie, że nie potrafię jej przekonać; na nią, że tak bardzo zamknęła się w swoim cierpieniu i sytuację, w której jeszcze tak niewiele mogę. Nie stracę cię Julia! Nie pozwolę ci odejść, choćbym miał zaprzedać się diabłu. Jednego jestem najbardziej pewien, jesteś doskonałą inwestycją dla mojego czasu, uczuć i myśli. Połączę wszystkie te przeciwności, a ty Julia nigdy więcej nie pomyślisz o życiu beze mnie.

- Zaczynasz, czy właśnie skończyłeś? - Silvio nie silił się na delikatność, kiedy wszedł do apartamentu, widząc jak w jakimś tęgim wyrazie, chodziłem po salonie uderzając w zamyśleniu delikatnie telefonem o górną wargę. Nieposprzątane szkło, które gdzieś minął, mogło faktycznie nasuwać sporo czarnych scenariuszy.
- Muszę zmienić taktykę.
- Proponowałbym, bo ta zaczyna się walić.
- Ty masz nadal nie spuszczać Julii z oka. George ma wrócić na posterunek. Może powiedzieć jej cokolwiek, ale ma być bezpieczna. Teraz zajmiemy się trochę moją bratową i nieco powściągniemy jej zachłanność.
- Coś konkretnego?
- Najchętniej zafundowałbym jej zawał serca stając w drzwiach, ale na to przyjdzie jeszcze pora. Na początek wyślesz kogoś do niej z tymi materiałami. Niech powie, że jeśli się nie uspokoi i nie przestanie wsadzać nosa w nieswoje sprawy, może jej się  nagle posypać interes.
- Co na tym nośniku jest?
- Kilka ciekawych ujęć z narkotykowych imprez w jej wydawnictwie plus jeszcze bardziej interesujące zdjęcia z jej przeszłości. Poza tym sutenerstwo nadal w naszym kraju jest karalne.
- Sporo o niej wiesz - spojrzał na mnie przyjaciel odbierając niewielki nośnik danych.
- Jeśli nie więcej niż ona sama o sobie.
- To było twoje zabezpieczenie?
- Zoja nigdy nie była moją faworytką, ale łudziłem się, że nie jest aż tak głupia. Oślepiła mnie najpierw wdzięczność za przedstawienie żony, a potem wsparcie po jej śmierci.
- Chętnie osobiście ją odwiedzę.
- Nie. Dla ciebie mam inne zdanie. Polecisz do Nowego Jorku. W zasadzie obaj to zrobimy. Muszę spotkać się z White.
- Chcesz stanąć w jej drzwiach?
- Aż takim idiotą nie jestem. Ona jest w ciąży, a poza tym jednak dobrze mi z tym że żyje. Pójdziesz do niej i najpierw ją przygotujesz, a potem przywieziesz do mnie.
- Myślisz, ze się zgodzi?
- O tak! Chociażby po to, żeby mi skopać tyłek.
- Po co chcesz ja wtajemniczać?
- Tylko ona może mi pomóc z Julią.
- Nie lepiej ten terapeuta?
- Nie. Kobieta jest bardziej odpowiednia. Poza tym Sara nie będzie bawić się niuanse, a ja potrzebuję prostych instrukcji. White nie musi zależeć na tym, czy mnie zrani, czy nie.
- Powiedz, czym tak dla ciebie różni się Julia od poprzednich, że nagle straciłeś właściwą perspektywę i podejście do kobiet?
- Właśnie wszystkim. To ja wszedłem w ten związek z problemami, nie ona. Chociaż miała ich niemniej. To ona chciała pomóc mi, a nie ja próbowałem posprzątać w jej życiu. Zdobyła mnie cierpliwością, spokojem, powściągliwością. Wiedziała o mnie tyle złych rzeczy, a mimo wszystko wytrwała. Czego mogę chcieć więcej?
- Do tego mądra, piękna i z twojego ulubionego środowiska... - rzucił Morelli, jakby tymi stwierdzeniami okrywał  podstępne pytanie.
- Nie planowałem jej. Stanęła na mojej drodze bez zabiegania o bycie z kimś.  Znasz mnie zresztą. Zawsze czekałem na jakiś powiew. Po prostu spotykasz kogoś i czujesz wciąż, że czas za szybko ucieka. Brakuje słów, oczy nie mogą się opatrzeć, a słuch ciągle jest niezaspokojony. Tym razem nie zatrzymałem się przy kobiecie z okładki Cosmo. Jej głos... To zabawne, ale głos pani psycholog roztopił  moje lodowate serce. Rozumiesz?
- Tak. I jednak proponuję się napić... - Silvio podszedł do barku i uzupełnił wysoko dwie szklanki. Usiedliśmy na barowych stołkach naprzeciw, gasząc powoli mrok poprzednich dni.
- Ale nie jest ci wcale łatwo z Julią? To szkło... Tam... - wskazał ruchem głowy.
- Teraz? Beznadziejnie ciężko. Nie chce zrozumieć moich motywacji, a ja tak bardzo jej potrzebuje.
- Ona pewnie sądzi, że gdyby nie napad w Nowym Jorku, nadal by żyła w kłamstwie.
- Na pewno tak szybko bym się nie ujawnił. To była kryzysowa sytuacja. Zresztą powinienem był ci wtedy...
- Wiem, dałem ciała, ale zgubiła mnie rutyna. Wiedziałem, że ty jesteś powyżej, wcześniej apartament był sprawdzany, a zabezpieczenia... Swoją drogą nie dziwi cię, że włamywacz bez problemu tu się dostał?
- Nie. Zoja znała kody. Parę razy korzystała z apartamentu, gdy przyjeżdżała do Stanów w sprawach służbowych.
- Gdyby nie twoje ograniczenia, co byś z nią zrobił?
- Za to, co ona zrobiła, najchętniej złapałbym za tą strusia szyję i mocno zacisnął palce. - Czułem chorą przyjemność, wyobrażając sobie ile ta zemsta mogłaby przynieść ukojenia. Jeszcze jakiś czas temu nie miałbym skrupułów takimi metodami walczyć o to, co dla mnie cenne. Teraz jednak coraz bardziej zaczynam odwoływać się do myśli "jak oceniłaby to Julia".
- Co myślisz o działaniach żony na polu biznesowym?
- Pytasz o firmę? Jestem z niej cholernie dumny. Nawet nie sądziłem, że tak świetnie sobie poradzi. Oczywiście założyłem, że skorzysta z pomocy Karla, ale sama wykazuje sporo... doskonałej jakości.
- Jeśli Ismach zgodzi się na Panamę... Lepszej zemsty nie można było sobie wyobrazić.
- Energia za sprawę mojej matki odeszła, ale ostracyzm, który zaserwował Julii i Karlowi... Martin Ismach w żadnym stopniu nie jest lepszy ode mnie, a jednak wszystkim próbuje to wmówić.
- Nie lubisz go?
- Irytuje mnie.
- A jego żona?
- Meg...
- Nic już nie zostało z tamtych uczuć. Może poza zwykłą chęcią rozmowy.
- Potrzebujesz usłyszeć od niej, że nie ma żalu, że wybacza, czy nie tego wybrała?
- Skąd! - zaśmiałem się. - Kiedyś zbyt szybko się zapalałem i stąd tyle zderzeń ze ścianą. Nie żałuję, bo to wszystko z drugiej strony doprowadziło mnie do tego momentu, w którym jestem.
- Gówniany moment skoro nie możesz cieszyć się tym, co masz.
- Ale będę... a Julia będzie wtedy obok.
- Sporo wiary jak na to, że jutro spotka się z Walkerem. - Na te słowa, które skwiercząco przypaliły moje serce, spojrzałem znad brzegu szklanki wzrokiem mojej mrocznej przeszłości.
- Hawk ma zbyt monogamiczną duszę, żeby bawić się w romanse.
- Z tobą też nie chciała mieć nic wspólnego.
- Morelli domagasz się bokserskiego sparingu?
- Myśl zwyczajnie o wszystkim. A jeśli twierdzisz, że Julia to ta pierwsza i ostatnia,  to nie zapędź się i od razu zacznij się wspinać na ten szczyt.
- W sensie?
- Niczym nie kupisz jej przebaczenia. Wymyśl coś bardziej skutecznego.
- Do tego właśnie potrzebuję Sary.
- O ile nie przyjdzie na spotkanie z bronią i nie przestrzeli ci kolan. Może w końcu dotrzymać słowa. Kobiety naprawdę różnie reagują, a z Sara jak z żadną inną nie miałeś tyle problemów.
- To prawda... - uśmiechnąłem się - ale okazała się dobrą przyjaciółką. Walczyła o mnie, kiedy Manhattan dowiedział się, że się znamy. Nie sprzedała naszej znajomości.
- Nie przeszkadza to wam, że sypialiście ze sobą?
- Uprawialiśmy seks. To ma o wiele inne znaczenie... - zamyśliłem się.
- Co się dzieje?
- Vasco... - westchnąłem głęboko - wszystko we mnie za nią tęskni.
- Dobra... Zanim się rozkleisz, idę obmyślić spotkanie z Zoją. Zdecydowanie trzeba przykrócić jej pazurki.
- Ja popracuję. To mnie uspakaja, a poza tym muszę w tym znaleźć powód do spotkania z Julią?
- Powód?
- Tylko zawodowo mogę zawracać jej głowę.
- Ona to wymyśliła?
- Tak, chociaż bałem się w pewnym momencie, że ucieknie z dala ode mnie, zamieszka z plemieniem, od którego pochodzi i stracę z nią jakikolwiek kontakt.
- Ciężko ci z tym typem?
- Nie wiem co jest gorsze: furiatka i morze łez, czy stoicki spokój i siła argumentów - mówiłem gdy Silvio zbierał się na dobre do wyjścia.
- Tą drugą trudniej przewidzieć. Trzymaj się przyjacielu i jesteśmy w kontakcie. Postaram się załatwić Nowy Jork jak najszybciej.
- Do zobaczenia... - Rozstaliśmy się z Silvio ciepłym męskim uściskiem, a moją przestrzeń znów wypełniła smutna samotność. Nie chciałem takiego końca dnia. Gdzieś jeszcze szukałem szczeliny, przez którą mógłbym usłyszeć moją żonę. Żona... Zbyt długo chciałem móc uczciwie do kogoś tak mówić i czuć szczerze wszystko to, co przynależy do tego stanu, żeby dać sobie to odebrać.

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now