ROZDZIAŁ 24

5.1K 423 49
                                    

- Tak? - ociezale bez kompletnej chęci odebrałam połączenie. W hotelowym łóżku owinięta we własne smutki i koc, wpatrywalam się w kończący się dzień. Jutro o tej porze mogę być już na drugim końcu świata. Dokładniej w domu, w którym fortepian tak jednoznacznie mi się kojarzył.
- Cześć siostra... Jak się trzymasz? - już wiedziałam ile wysiłku kosztują go te słowa.
- Karl? Źle... Jest mi potwornie źle... - Już nie płakałam, ale ton mojego głosu i wszytkie emocje, które z nim szły były jasnym przekazem, że uczciwie cierpiałam.
- Gdzie teraz jesteś?
- W hotelu w Panamie... Jutro lecę do Moskwy.
- Julia... - czułam tą ciężkośc między nami i miłość rodzeństwa, która tak bardzo chciała pokonać wszystko. - Dziś wieczorem mam samolot do Rosji. Pomogę ci przez to przejść.
- Dlaczego?
- Bo mimo wszystko kocham cię. Jestem zły i jest mi przykro, ale cię kocham. Nie możesz być teraz  sama.
- Co na to Ismach?
- Jeszcze nie wiem, ale dowiem się jak zadzwonię. Wczoraj wieczorem wprawdzie byłem zagorzałym członkiem jego obozu, ale dziś...
- Wiesz, że to wszystko może zniszczyć waszą przyjaźń. Warto się angażować w moje sprawy?
- Nie marzyłem o takiej sytuacji, w ogóle byłbym przeciwny wszystkiemu co nosi nazwę Aristow. Myślałem, że świąteczna kolacja u nas to maksimum naszych relacji, a dziś... Wierzę tylko... Wierzę tobie i wiem, że nie wyszłabyś za człowieka, ktory nie ma w sobie ani grama dobra. Tak jak cholernie mi to wszystko nie pasuje, to jednak stało się. Poza tym Sara wczoraj na mnie nawrzeszczala, a ona ma pozwolenie na broń i wiesz... - Na moment nawet mnie tym rozbawił.
- Boisz się reakcji Martina?
- Zna fakty, ale rodziny nie wymienisz.
- Przyjaciół można.
- Albo wystawić na małą próbę.
- Mówiłeś komuś od nas?
- O nie! Ten kawałek tortu zosatwiam tobie.
- Dzięki.... Będziesz musiał zamieszkac ze mną w domu Igora. Jesteś na to gotowy?
- Do tego momentu przedstawię sobie w głowie wszystko i potraktuje to jak odwiedziny u siostry.
- Karl?
- Tak?
- Nikt mnie do niczego nie zmusił. Ja chciałam być z tym człowiekiem. On nigdy nie kazał mi wybierać i planował, że zawalczy o względy mojej rodziny.
- Rozumiem. Po prostu nie tak łatwo przestawić w głowie pewne fakty i odpedzic pierwsze wrażenie. Niestety Aristow miał bardzo zły początek. Potem z Sara też nie było lepiej.
- To on uratował ci życie.
- W zasadzie dwa razy...
- Dwa razy?
- Kiedyś przed drzwiami White... Opowiem ci innym razem.
- Pojutrze będzie pogrzeb. Cieszę się, że będę miała cię obok.
- Ja też się cieszę, że posłuchałem Sary i zadzwoniłem. Pewnie powinienem był zrobić to wczoraj jak kazała i lecieć już z tobą do Panamy, ale chciałem żeby złe emocje choć trochę opadły.
- Nie wymagam od ciebie niczego. Masz swoje życie i sprawy.
- I ty się bardzo w nich mieścisz. Widzimy się jutro. Dam jeszcze znać, o której będę lądować.
- Dobrze. Trzymaj się..
- Ty też. - I już o kilka ton tych złych emocji czułam się lżejsza. O ile w takich okolicznościach można mieć takie odczucia.

***

- Cześć przyjacielu... - pierwszy odezwał się Hawk.
- Szybko się stęskniłes. Widzieliśmy się wczoraj, a ty już cierpisz na nudny weekend i jednak będziesz wyciągał  mnie do baru.
- Nie i raczej zobaczymy za parę dni. Biorę tydzień urlopu. Dzwonię żeby cię poinformować, że nie będzie mnie w poniedziałek.
- W tym roku nieco szybciej potrzebujesz czasu na wyciszenie?
- Nie o to tym razem chodzi.
- Coś się stało?
- To o czym już wiesz, z tym że wylatuje dziś do Moskwy.
- Nie rozumiem... - szybko radość Ismacha zastąpiły podejrzliwosc i chłód.
- Muszę pomóc Julii przejść przez to co się wydarzyło.
- Rozmawialiśmy chyba o tym. Nie chcemy mieć nic wspólnego z tym nazwiskiem.
- To nazwisko nosi teraz moja siostra.
- Ona zdradziła nas wszystkich, ciebie w szczególności.
- Kiedy byłem u ciebie też tak myślałem, a teraz uderza mnie to, że właściwie jej ślub nie miał z nami żadnego związku.
- Tak? Lepszego sposobu na wpieprzenie się między nas Aristow nie mógł sobie wymyślić. On się zemścil i...
- On nie żyje. Poza tym wkurza cię to, że Julia mogła uwierzyć w jego manipulację a on w ten sposób zbliżyć się do Meg.
- To zły człowiek. Jeszcze rok temu bez skrupułów chciał zaszkodzić naszej firmie.
- Martwisz się firmą, czy żoną?
- Uważaj na to co mówisz! - ostrzeżenie było bardzo wyraźne.
- Posłuchaj... Jakąkolwiek miał ten człowiek przeszłość, już go nie ma. Jestem zły na siostrę za tajemnicę, ale nie mam prawa karać jej za ten wybór. Ty też powinieneś odpuścić. Nie kontaktował się z wami. Dotrzymał umowy.
- Wyraziłem się jasno! Nie chcę mieć nic do czynienia z nazwiskiem Aristow i tobie też dobrze radzę żeby...
- Stawiasz mi warunek? Oczekujesz, że przestanę utrzymywać kontakt z Julią?
- Oszukała nas i...
- Czekaj! Zadałem pytanie.
- Po jej wyjściu nie miałeś wątpliwości, kto jest czarnym charakterem w tej opowieści.
- Nie miałem, a teraz mam. Taka mała zmiana.
- Karl... Zawsze mieliśmy zasady i nie ulegalismy emocjonalnym wiatrom.
- Aristow zginął!
- Ale jego spadkobiercy nie. Twoja siostra i tak nigdy nie należała do naszego teamu. Ciągle chodziła obok. Mieszka w innym kraju. Wystarczy zachować chłodny dystans.
- Wiesz co Ismach... Zacznij szukać nowego prawnika. Jeśli w naszej pseudoprzyjazni tylko ja potrafię wiernie trwać mimo głupot, które wyczyniałes, a ty nie dajesz drugiej stronie żadnego marginesu, może faktycznie zachowam chłodny dystans.
- Ponoszą cię emocje. Przemyslisz wszystko i sam przyznasz mi rację.
- Nie wiem kiedy wrócę. Do usłyszenia, albo i nie. - Mężczyzna szybko rozlaczyl rozmowe i głośnym zwierzęcym okrzykiem z całej siły cisnal nin w sofe stojącą niedaleko.
- Co jest?! - zaskoczona zareagowała wchodząca Sara.
- Martin to kutas!
- Wiem to nie od dziś - poparła stwierdzenie Sara.
- Nawet bym nie pomyślał, że można od kogoś oczekiwać spuszczenia własnej siostry na drzewo. On zwyczajnie liczy, że ja się zdystansuje od Juli, bo przecież cokolwiek, ktokolwiek, związany z nazwiskiem Aristow musi być wrogiem publicznym numer jeden nas wszystkich. - Z założonymi rękami na biodrach chodził energicznie po apartamencie jakby właśnie korzystał z aplikacji dla sportowców i zaliczał wieczorny trening.
- Nie nim powinieneś się przejmować. Zaznał odrobiny życiowego spokoju i uczuciowego luksusu przy żonie, i mu się wzrok stepil. Dostrzega tylko czubek własnego nosa. Najwidoczniej powinien przeżyć kolejne trzęsienie, żeby zacząć doceniać innych. Nie denerwuj się i nie myśl.
- Chyba rzuciłem pracę w Ismach Industries - spojrzał zdziwiony sam sobą w stronę kobiety.
- O! Szukać lokalizacji na prywatną kancelarie?
- White, przynajmniej ty mnie nie irytuj. Znam człowieka od studiów, byłem przy nim w najgorszym syfie, a ten...
- Skurwiel, tak się to nazywa - mało uprzejmie podsunela podpowiedź kobieta.
- Więc właśnie... A on?
- Nie polubił mnie, teraz nie lubi Julii... Smutne jak cholera.
- Kpisz!
- Kpię. Niemniej odpuść. Czas może wszystko ułoży i nie będziecie musieli bez słowa mijać się na ulicy. Teraz masz jeszcze chwilę na poinformowanie pozostałych, że nie będzie co ciebie szukać przez najbliższe dni. Myśl o Julii...
- A ty? Co z wami? To też moje zmartwienie.
- Odpocznę trochę od twojej nadopiekunczosci, zajmę się premierą mojego audiobooka i pracą. Będę mogła nadrobić trochę czasu z ojcem. Także...
- Mam szczęście, że mi się przytrafilas.
- Absolutnie! I pamiętaj... Leiva i Hudson to nadal twoi przyjaciele. Jesli nawet Martin i Phill obejmą wspólny front przeciw tobie, to znaczy że nie docenilam ich głupoty. Nie zamartwiaj się rzeczami niewartymi uwagi.
- Teoretycznie powinienem być w tym froncie. - Odpowiedział podchodząc i zaciagajac kobietę w luzniejsze już ramiona.
- Dlaczego?
- Igor próbował uwieść Meg, później sypial z tobą, a teraz wkradł się do serca mojej siostry.
- Po pierwsze cudowna, święta Meg sama za bardzo nie wiedziała czego chcę i z kim, dając Aristowowi dwuznaczne sygnały; nas połączył wyłącznie materac, gdy ja z tobą nawet się nie znaliśmy; a w odróżnieniu od każdej z nas, do Julii poczuł coś, przy czym wszystko wcześniejsze wydało się błahe. On miał ją w głowie już na pamiętnym balu, na którym odebrałam nagrodę. Nie miał pojęcia kim jest, poza jej profesja, ale mówił o niej, myślał. Jesteś jej bratem i nie masz dobrej perspektywy, ale dopiero Pani psycholog skruszyla ten lód.
- Skąd ty bierzesz tyle wiary w innych? Facet uderzył cię w twarz, a ty go bronisz jak niepodległości.
- Tak jak tego, który przespał  się ze mną dla zwykłego kumpelskiego zakładu. 
- Wiesz co White? Przestań tyle gadac i chodźmy lepiej do sypialni i naladuj mi baterie na najbliższy tydzień.
- Jestem w ciąży! - zabawnie próbowała się bronić.
- I wiem nawet czyja to zasługa! - Sprawnie złapał kobietę pod nogami i trzymając piszcząca na rękach niósł do wspomnianego miejsca.

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now