ROZDZIAŁ 10

6.3K 445 22
                                    

- Brawo! Brawo! - słyszałem za sobą oklaski i słowa uznania. Obróciłem się w końcu odgarniajac wzrokiem obecnych, ale Julii nie dostrzegłem. Wyszła? Kiedy? Wstałem nieco zmieszany nagłym uwielbieniem i chcąc wycofać się elegancko by rozstrzygnąć gdzie podziała się Vasco, ale niestety Elizabeth przejęła mnie za szybko życząc sobie zagrania kilku starych broadway'owskich szlagierów. Pozostali z lampkami wina i whisky przyklepali ten pomysł rozsiadajac się w salonowych meblach. Zostałem uwięziony w czynności, która miała przynieść zupełnie inne rezultaty.

***

- Dziękuję White za zaproszenie.
- Nie ma za co. Ubarwiles ten wieczór tak bardzo, że Elizabeth nie była kompletnie zainteresowana przywoływaniem mnie i Karla do przyzwoitości.
- Jak ty go w ogóle przekonałeś, że nie wydrapal mi oczu?
- Nie trudzilam się szczególnie. Należał ci się jakiś wyraz szacunku za to, co dla nas zrobiłeś.
- Sara... siadanie przy jednym stole z poprzednim kochankiem swojej kobiety nie jest miarą szacunku. - Spojrzałem na kobietę z lekkim grymasem dając wyraźny znak, że wiem, iż nie tak go przekonala. Kończąc szykować się do wyjścia to jedno jeszcze chciałem wiedzieć.
- Aristow... Mam swoje sposoby. Powiedz mi lepiej o co chodzi z Julia.
- Z siostrą Hawk'a?
- Wiesz o kogo pytam.
- No cóż... - zastanawiałem się ile powinienem zdradzić.
- Ma to związek z opowieścią na przyjęciu? "Pani psycholog, nie wiem kim jest, ale nie będę jej sprawdzał..."
- Tak.
- Coś... Między wami...?
- Nie, nic nie ma - nawet nie wiedziałem czy skłamałem.
- To dobrze... Masz świadomość, że jeśli ruszysz tą świętość Karlowi, ja ci nie pomogę. Hawk zaakceptuje cię tutaj patrząc jednocześnie na rece, ale w żadnym innym wydaniu. Jego przyjaźń z Ismachem sporo dla niego znaczy i nie sprzeda ją za cenę twojej obecności w szerszym wymiarze.
- Nie baw się w ładne zdania.
- Po prostu nie interesuj się Julia.
- Mówisz to jako przyjaciółka, czy dziewczyna Karla?
- Mówię to, bo to lepsze dla ciebie.
- Przypomnij mi... Jak bardzo słuchałas się walecznej babci Hawk'a żeby dać mu spokój?
- Karl miał zdecydowanie mniej do stracenia niż Julia.
- Nie mogłabyś być po prostu wsparciem dla mnie?
- Wsparciem? Przecież twierdzisz, że nic nie ma między wami.
- Bo nie ma... i właściwe jest. Nie wiem... To tak skomplikowane jak nigdy.
- Chcę znać szczegóły, ale może już nie dziś... - Na horyzoncie pojawił się właśnie Karl odprowadzający dziadków.
- Pogadamy, zapewniam... - rzuciłem jeszcze.
- Igor... Nie wiem co z tym zrobisz... Julia mieszka u Karla na Brodway'u. Wyśle ci wiadomość z dokładnym adresem, ale jeśli tylko to się źle potoczy, osobiście ci strzele w kolano.
- Jesteś dobrą przyjaciółką - uśmiechnęłem się porozumiewawczo i usciskiem zegnalem Sare.
- Panie Aristow! Koniecznie musi pan odwiedzić naszą posiadłość. Może o tej porze ogrody nie są mocno kuszące, ale obiadem u Hawk'ow pan nie pogardzi.
- Jeśli tylko wyznaczy pani datę, obiecuję że będę przed czasem.
- No patrz... zakochała sie babcia... - słyszałem jak za plecami dogryza mi White. - Jeszcze dwa zdania i odda ci rękę księżniczki z połową królestwa. - Kontynuowała dziennikarka.
- Na mnie już pora. Dziękuję za gościnę. Karl jesteś dobrym i mądrym gospodarzem... - Tylko nasza trojka wiedziała do czego nawiązywałam. - Wszystkiego dobrego i do zobaczenia. Mam zresztą nadzieję, ze będę mógł się odwdzięczyć równie miłym wieczorem i zaprosić was jako gości.
- Ma pan dom w Nowym Jorku? - Elizabeth nie przestawała się interesować gdy wnuk podawał jej i mężowi płaszcze, a ja w zasadzie miałem już znaleźć się za drzwiami.
- Niestety tylko skromny apartament.
- Skromne trzysta metrów... - wtrąciła Sara.
- Powiem panu, że nie miałam długo przekonania do tego typu miejsc, ale widząc dziś ten, w którym mieszka mój wnuk z Sara, chętnie poszerze zachwyt o pański. Zmierzam więc do tego, że nie powinien mieć pan kompleksów zapraszając nas do swoich skromnych pomieszczeń.
- W takim razie biorę to sobie za dobrą monetę i już dziś poszukam pierwszego wolnego terminu. Teraz już proszę wybaczyć, ale żegnam się ostatecznie... - uklonilem się lekko i wyszedłem. Teraz w rzeczywistości za drzwiami musiałem odnaleźć Julię i dokończyć to co zostało nieodpowiedziane, wytłumaczyć to czego oboje mogliśmy nie rozumieć.

KRUSZĄC LÓDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz