ROZDZIAŁ 26

5K 425 40
                                    

- Co myślisz?
- Nadal to samo.
- Karl, możesz jaśniej?
- Aristow to kawał...
- Hej! Jedziesz za moment na jego pogrzeb. Mógłbyś być nieco milszy.
- Nie wiem. Jakoś to wszystko jest takie bezprzypadkowe.
- O czym mówisz?
- Okej... Jeszcze do chwili informacji w telewizji całe to zajście było wiarygodne. Jednak sama przyznasz, że jakoś wszyscy są zbyt dobrze zorganizowani. Jego ochroniarz,  adwokat... Gdyby mój przyjaciel zginął , to raczej rozwodzilbym się nad kruchościa życia z wódką do towarzystwa. Tutaj natomiast nikt nie wychodzi z roli.
- Może to jest charakterystyczne dla Rosjan.
- Tak sądzisz?
- Myślę, że chcę mieć to za sobą.
-  Nauczyłaś się chociaż zadania?
- Śpiewająco. Nagle po liście wyparował alkohol i wkulam jak przed obroną dyplomu z psychologii.
- Zniszczyłas?
- Udało mi się znaleźć niszczarke w gabinecie Igora. Zostały po nim same wiórki.
- Dobrze... Rozczula mnie twoja poslusznosc.
- Daruj kpine. Nie czas i nie miejsce. Zbieramy się.
- Dobrze się trzymasz jak na wdowe.
- Staram się, ale nie wiem na ile starczy autotłumaczenia, że dla mnie ten smutek powinien być mobilizujacy. Zresztą po przeczytaniu słów od Igora ryczałam do drugiej nad ranem. Wyrobiłam normę na dziś.
- Co potem?
- Poczekam na jutrzejszy dzień i sprawdzę jaki rzeczywistość spuści mi głaz na głowę. A tak poważnie... Mam pracę w Toronto, zobowiązania... Nie wiem jak to wszystko pogodzić. Clark nie może za mnie pracować.
- I studia...
- Na szczęście to końcówka, ale... Drażni mnie to, że tak bardzo rozwala się mój porządek. Życzyłabym sobie przeżywania tego wszystkiego w swoim swiecie, mieszkaniu i w trakcie własnej codzienności.
- Sprzedałas to wszystko wychodząc za Aristowa. Chyba wiesz do kogo możesz mieć ewentualne pretensje?
- Źle spałeś? Zgryzliwy jesteś od rana.
- Pewnie za dużo myślę. Pora na nas.
- Tak. Już czas... Popatrz jaki paradoks. Będziesz na pogrzebie kogoś kto tobie uratował życie, kogoś kogo nie nawidzi twój przyjaciel i kogoś kogo nieco ponad rok temu sam chętnie udusilbys własnymi rękoma.
- Tak... Życie potrafi być gorzko przewrotne. - Bez dodatkowych wędrówek w przeszłość i przyszłość wsiedliśmy do czarnego mercedesa, w którym Silvio czekał już nieco zniecierpliwiony. A może on też już zaczął nieco przeżywać fakt tego smutnego końca.

Cmentarz Nowodziewiczy w Moskwie przypominał niemal Olimp ze swoimi grobowcami, monumentami i wszechobecna sztuką. Przepych, kicz i lejaca się litrami złota farba liter, przyprawiala o lekką zadyszke. Tutaj było wszysko jesli chodzi o lata transformacji pogrzebowego stylu. Gdy po krótkiej mszy szliśmy w skromnym kondukcie żałobnym, na czele bardzo odważnie ustawiła się Zoja. Nawet Sergiej zrównał się ze mną i Karlem. Naczelna Vogue bez wstydu dzierżyła koronę najbardziej pogrążonej w rozpaczy. Dzieci również wolały trzymać ojca za ręce i nie przyglądać się krokodylim łzom matki. Nie przeszkadzało mi jej dowodzenie, ale gdzieś czułam niesmak, jakby najbardziej wredna dziewczynka w przedszkolu ukradła mi rolę księżniczki w bardzo ważnym przedstawieniu. I właściwie tylko ja dostrzegłam absurd tej sytuacji. Posągowa kobieta w czarnym futrze, ogromnych okularach, zanosiła się płaczem.
- Kto to jest? To jakaś wynajęta placzka? - szeptem zapytał Karl.
- To bratowa Igora i żona Sergieja.
- Ryczy raczej jak kochanka.
- Serio? - z ironią zapytałam.
- Nie mów?
- Meg nie opowiadała?
- Ty czekaj... Już mi się składa w głowie.
- No... Więc to Zoja w swojej osobie.
- Ona chyba nie wie, że zajmuje twoje miejsce.
- Pewnie jeszcze nie.
- Zdziwi się nieco.
- Obstawiam nawet lekki szał.

Później było jeszcze gorzej. Kiedy ja w ciszy wyplakiwalam resztki swoich łez, patrząc jak pracownicy zakładu zamykają białą marmurowa płytą urne, nagle Zoja poderwala jakiś niezrozumiały krzyk wobec męża.
- O co jej chodzi? - szybko zapytałam brata nie rozumiejąc co kobieta wykrzykuje po rosyjsku.
- No Sergiej tej płyty nie zamawiał. - Mimo sytuacji czułam rozbawienie Karla.
- Płyty? Co tam jest napisane?
- "Brat, Mąż, Przyjaciel...". Zoja nie rozumie jak zakładam drugiego słowa. - No tak... I gdy tylko ksiądz odszedł z miejsca, ta ruszyła w moim kierunku z miną seryjnego zabójcy. Najwidoczniej Sergiej kazał o wszystko zapytać u źródła.
- Co to ma kurwa znaczyc?! - wydarła się wprost w moją twarz.
- O co ci chodzi?
- Dlaczego ktoś tam napisał słowo "Mąż"?
- Przecież nim był.
- Na pewno nie życzyłby sobie odniesień do pierwszej.
- Raczej nie.
- Nie drażnij mnie głupia Amerykanko, tylko odpowiadaj.
- Hej! Odsun się od mojej siostry z łapami.
- Spokojnie... - odsunelam Hawk'a, który na chwilę wszedł między nas. - Tak się składa moja droga szwagierko, że miłym zrzadzenien losu nosimy to samo nazwisko. Jestem żoną Igora i wdową po nim.
- To nie możliwe...
- To prawda. Pewnie bardzo smutna dla ciebie, ale jesteśmy rodziną.
- Nie jesteś żadną kurwa rodziną! I jestem pewna, że każdy papier w tej kwestii da się unieważnić.
- Jeśli chodzi o tą kwestię, to musiałabyś wypowiedzieć wojnę Aleksiejowi. Ale śmiało...
- Zoja, idziemy! - dotarł do żony Sergiej, który widząc jak kobieta rusza w moją stronę, musiał szybko przekazać ochronie chłopców.
- Wiedziałeś o wszysykim? - skierowała się do Aristowa.
- Nie długo przed tobą.
- Ja się nie zgadzam Sergiej! Ja się nie zgadzam, żeby dorobek życia Igora dostał się w łapska jakiejś karirowiczki! Unieważnisz to gowniane małżeństwo, prawda? - resztkami energii szarpala się w uścisku odciagajacego ją męża.

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now