ROZDZIAŁ 35

5.9K 494 85
                                    

- Pani White! - usłyszałam za plecami wołanie, którego nie mogłam połączyć z nikim znajomym. Kiedy jednak niewielki tłum przechodniów nieco się rozstąpił, zauważyłam znajomą twarz.
- Silvio? - podeszłam bliżej, odkładając wizytę w księgarni na nieco później. - Julia jest gdzieś w pobliżu? - spojrzałam w obie strony, szukając nowej gwiazdy w rodzinie, co mogło wyłącznie tłumaczyć pojawienie się mężczyzny.
- Nie. To spotkanie ma inny powód.
- Nie rozumiem?
- Powinna mieć pani teraz wolną godzinę i mam za zadanie ją pani zająć.
- O co ci chodzi? - groźnie spojrzałam na mężczyznę. Nie podobało mi się to ustalanie za mnie, co powinno zajmować mi czas.
- Istnieją pewne fakty, o których nie mogę tu mówić.
- Kilka miesięcy temu uznałabym, że twój szef przyleciał na jesienne bzykanko, a teraz to wygląda na jakąś przyglupawą zabawę.
- Proszę wsiąść do samochodu. Wszystko wyjaśnię.
- Wkurzasz mnie Morelli. Ta sytuacja mnie wkurza. Mów o co ci chodzi i przestań spiskować. - Podeszłam i groźniej nakazłam ochroniarzowi nie marnować mojego czasu.
- Obiecuję, że będę dla pani workiem treningowym zaraz po tym, jak da się pani zawieźć w pewne znajome miejsce, a w czasie drogi wyjaśnię istotne szczegóły.
- Próbujesz  mnie na 5th Avenue zgarnąć ze środka chodnika w jakimś tajemniczym celu i liczysz, że uznam to za coś zwyczajnego? Gdybym nie znała cię tyle czasu...
- Może pani usiąść z przodu na miejscu pasażera. Będę opowiadał wolno i ze szczegółami.
- Jeśli to jakieś wołanie zza grobu, to wiedz, że nie lubię horrorów. Są za łatwe do przewidzenia i mają słabą fabułę.
- Możemy? Proszę... To bardzo ważne. - Bez zbędnych dodatków gestem ręki wskazał drogę do samochodu. Znałam ten pojazd. Kilka razy dałam się nim podwieść Igorowi do jego apartamentu i nim też Silvio odwodził kilkukrotnie. Być może hormony nie do końca umożliwiały logiczne myślenie, ale dałam się przekonać. Pomyślałam, że może mieć to jakiś istotny związek z Igorem, Julią i tylko ja mogę w tej sytuacji rozstrzygnąć sprawę, z którą przyszedł Silvio. Bo jeśli nie żona Rosjanina, to z pewnością temat dotyczył sporej tajemnicy. Jako zadeklarowana przed co najmniej Nowym Jorkiem przyjaciółka, dostrzegłam w tym wszystkim jakąś niezrozumiałą konieczność udziału.

- Teraz mogę się już dowiedzieć? - znircierpliwiona siedząc obok kierowcy, nalegałam na objaśnienia.
- To nie jest łatwa opowieść. W zasadzie bez dobrego wstępu.
- Morelli, albo rozmawiasz ze mną jak facet, albo mnie wysadzaj.
- No dobrze... Aristow żyje. - Ta cisza pomiędzy niewiarą, radością i totalnym szałem wściekłości ostrymi igiełkami wbijała się pod moją skórę. Abstrakcyjność tych słów sprawiała, że bardzo chciałam je cofnąć. Niby jak ma myśleć człowiek, kiedy tyle oswaja się z końcem czegoś, a następnie okazuje się, że zwyczjanie z niego zakpiono?
- Jak - kurwa - żyje?! - Wypowiadając słowa niczym szkolną wyliczanke, spojrzałam na człowieka, jakby właśnie wyrosła mu trzecia ręka.
- Tak zyczajnie. Oddycha, chodzi, gra na pianinie i pije alkohol...
- No to raczej kurwa niedługo... Zawieź mnie do niego! - Tak, moja wściekłość właśnie poszybowala na wysokość satelity Dawn obsługującej planetoide Westa. I bardzo życzę Igorowi,  żeby miał solidne wytłumaczenie, bo tym razem nie mając przy sobie broni, wydrapię mu zwyczajnie oczy.
- Właśnie próbuję to zrobić.
- Jak Julia pozna prawdę... Boże, nawet nie chcę o tym myśleć - kręciłam głową, niedowierzajac jak podłym okazał się Igor. - Taka tajemnica...
- Wszystkiego dowie się pani od Aristowa. Ja mam tylko za zadanie doprowadzić do spotkania.
- Ja go zabiję... Naprawdę. Będę ciężarną, skazaną za morderstwo z przyjemności. Ewentualny afekt wynikający z mojego błogosławionego stanu, uchroni mnie co najwyżej przed dożywociem.
- Wystarczy, że teraz funkcjonuje jak zmarły, co wcale nie jest takie przyjemne. Proszę o odrobinę wyrozumiałości.
- Mam gdzieś jego niedogodności. Jest gnidą, która zaplanowała jakieś chore przedstawienie. Wyrozumiałość? Szczytem będzie, jeśli pozwolę mu wypowiedzieć chociaż jedno zdanie.
- Proszę nieco powsciągnąć złe emocje i wysłuchać.
- Zamknij się Silvio! Twój szef jest złamasem i akurat dla niego litości nie zarezerwowałam - dodałam, gdy podjechalismy pod znany mi dobrze apartamentowiec. - Nie musisz mnie odprowadzać. Znam drogę... Mam tylko nadzieję, ze usunął wszystkie szklane naczynia, które mogłabym minąć po drodze - zebrałam szybko swoje rzeczy i znajomą ścieżką podążyłam na jedno z wyższych pięter.

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now