ROZDZIAŁ 20

6.2K 446 27
                                    

- Co tam?
- Co za ciepłe przywitanie...
- Nie mam nastroju, przepraszam.
- W takim razie zapytam tylko, czy może wiesz coś na temat Julii? A właściwie, gdzie ona jest?
- Dlaczego pytasz?
- Bo Karl już wie, że nie ma jej w Toronto, a jej przyjaciel zastępuje ją w pracy. Dziwne jest też to, że nie odbiera telefonu.
- Chyba jest za duża żeby tak nad nią dmuchać?
- Gdyby koło mojej siostry kręcił się jakiś Rosjanin, też bym nie spała spokojnie.
- Ale Karl nic nie wie?
- Na szczęście jest zielony jak trawa na boisku yankees w sezonie. Niemniej...?
- Jest ze mną w Moskwie.
- Nie wyczuwam radości.
- Małe nieporozumienie, ale wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Udaję tylko, że nie jestem zaskoczona, że udało ci się ją tam zaciągnąć.
- Sara... Co trzeba zrobić jeśli twoje intencje dodatkowej przyslugi w sytuacji faktycznej chęci bycia z kimś zostały odczytane wyłącznie jako własny biznes?
- Bardziej nie dało się odkręcić pytania?
- White...
- Dobra. Poprosiłes o coś Julie i teraz jest przekonana, że tylko o to ci chodziło?
- Tak to niestety może wyglądać.
- Zgodziła się.
- Nie. Raczej ją urazilem.
- Żałujesz?
- Nie chcę żeby się gniewala. Teraz kiedy wiem, że to dla niej za dużo, chciałbym wrócić do poprzedniego stanu.
- Odwołaj prośbę i po prostu przeproś.
- Tylko tyle?
- Jesteśmy prostrze niż nam zarzucacie. Poza tym kto ma zrozumieć jak nie ona?
- Chyba łatwiej by było gdyby czymś we mnie rzuciła.
- No do furiatki jej daleko. Płyną w jej żyłach strumienie spokoju i rozwagi, ale pewnie przykrość odczuwa jak każdy.
- Spróbuje od razu...
- Aristow?
- Tak?
- Ta wasza znajomość... to juz coś poważnego?
- Dla mnie bardzo.
- A dla niej?
- Wierzę, że też, ale...
- Ale?
- Pierwszy raz poważnie się boję, że stracę to.
- Czekaj, czy ty...?
- Tak. I zaczynam za bardzo się spieszyć. Dla niej za bardzo.
- Zapytaj ją po prostu czy odwzajemnia twoje emocje.
- Proszę cię! - dostrzegając niedorzecznośc tej porady pd razu odrzuciłem ten pomysł.
- Łatwiej ci mówić to mi, niż jej?
- Raczej.
- Dobra Igor. Zawijaj się do niej i pracuj nad tym, żeby żadne z nas nie żałowało, że wspiera tą znajomość. Kiedy wszytko wyjdzie na jaw, musisz mieć... musicie mieć oboje żelazne argumenty, że już na osobne życie nie ma możliwości.
- Aż tak bardzo nam kibicujesz?
- Zawsze będę wspierać dobrych ludzi, nawet za cenę sztywnych nowojorskich kołnierzykow.
- Dzięki. Jest zdecydowanie łatwiej mając cię po swojej stronie.
- Patrz... a tak niewiele brakowało żebym przestrzelila ci kolana.
- Nie musisz przypominać. Wystarczająco podle czuję się z tym co zrobiłem.
- To dobrze... Nie muszę się martwić o twoje ludzkie uczucia.
- Zawsze je miałem!
- No to bardzo głęboko ukryte.
- Kończę... Wracam skleić ten rozbity talerz.
- To jakieś rosyjskie powiedzenie?
- Moje. Autorskie...
- Rozumiem. Odezwij się i napisz jak u was. Radziłbym Julii wymyślić jakies solidne wytłumaczenie do brata, póki nie zadzwonił do Clinta.
- Clint?
- Nasz informator. Nie pamiętasz?
- Aaaa.
- Do usłyszenia.
- Trzymaj się White.

- Julia? - wszedłem cicho do sypialni widząc leżącą na łóżku skulona kobietę. Pasowala jak nikt wcześniej do tego miejsca. Pasowała do mnie. Nie zareagowała. Nie powtarzając pytania ściągnąłem buty i położyłem się tuż za jej plecami zuchwale wtulajac. - Przepraszam. Wyszło źle. Nie będę wracał już do tej kwestii. Cieszmy się tym co mamy, nawet jeśli na tym etapie przyjdzie mierzyć nam się z trudnosciami. A na pewno takie nas wkrótce czekają. Sam fakt, że po kolacji u White nie rozeszlismy się na zawsze w swoje strony, będzie sporą niespodzianką dla twoich znajomych. Ja chcę sobie z tym poradzić i bardzo chcę pomóc w tym tobie. Nie będę ustalał reguł. Poza ochroną w Toronto, niczego innego ci nie narzuce i nie zmienię. Ty decydujesz. Mam tylko nadzieję, że nie ciśniesz we mnie pierscionkiem... - lekko się uśmiechnałem.
- Za bardzo mi się podoba... - Jednak nie spała.
- Do dobrze... - Jeszcze mocniej wtulilem się w dolinę pomiedzy jej barkiem, a uchem. - Nie złościsz się już?
- Mniej, ale to pewnie zasluga alkoholu.
- Czestuj się kiedy chcesz - zażartowałam.
- Powiedz mi wszystko na temat tego co robisz dla rządu. Chcę wiedzieć czego mam dokładnie się obawiać.
- Nie mogę.
- Mozesz. Mi możesz... - obróciła się całym cialem w moją stronę. - I zacznij od samego początku. Tego złego początku.
- Nie powinienem.
- Powiedz to jako psychoterapeucie, skoro narzeczonej nie ufasz.
- To nie jest kwestia zaufania.
- A czego?
- Wstydu. Może wstydu... Julia, ja nie chcę cię zdobywać siłą. Chcę na ciebie zasłużyć - mówiłem wprost w czarne jak węgiel spojrzenie.
- Słucham zatem twojej wstydliwej opowieści.
- To nie jest łatwe...
- Nie musi być.
- No dobrze... Po studiach w Anglii z kapitałem juz sporych pieniędzy od matki, znajomościami dziadka i jego sławnym nazwiskiem wróciłem do Rosji. Miałem łatwy start do zrobienia wielkich interesów i bardzo z nich wtedy skorzystałem. Byłem jednak tak zuchwaly i przekonany o swojej nieomylności, że zacząłem za bardzo kombinować. Poza powiększającymi się liczbami na koncie chciałem poczuć więcej adrenaliny. Może ryzyk. Młodemu chłopakowi,  który wcześnie zwiedził sporo świata, widział hegp możliwości spada poczucie napedzajacych wrażeń. Wszedłem w handel... Sprzedawałem broń do części Ukrainy, Kazachstanu, ale i Syrii, Iraku, Iranu. Ja miałem towar, klienci mieli pieniądze. Gdy interes szedł z taką łatwością, a pranie pieniędzy szło w nowe inwestycje w kraju, okazało się że jestem zbyt dużą konkurencją dla mafii, która robiła wprawdzie mniejsze transakcje, ale mogła zbyt boleśnie uszkodzić mój ochronny parol. Na początku przyszli się dogadać żeby robić to wspólnie rozszerzając rynek. Ja bym nie stracił, oni by zarobili, a wszyscy nadal korzystali by z mojego autorytetu. Nie byłem zbrodniarzem, przynajmniej tak mi się wydawało, żeby używając tej samej broni w ich kierunku nie chcieć dzielić się tortem. Zaczęliśmy działać razem. W ciągu dwóch lat z milionera stałem się miliarderem, więc możesz sobie wyobrazić jaki był popyt. Zarabiałem, ale patrzyłem nieufnie na ręce. Niestety pazerność wspólników rosła, a działania zaczęły pochłaniac zbyt dużo ofiar. Postanowiłem zacząć się wycofywać, co nie jest wcale takie łatwe kiedy masz do czynienia z ludźmi bez skrupułów. Musiałem długo przekonywać, że interesują mnie już wyłącznie grunty, nieruchomości i branża hotelowa. Nie bez strat wyszedłem z tego układu. I gdy wydawało mi się, że osiągnąłem względny spokój, do moich drzwi zapukali ludzie z FSB. Byłem cały czas monitorowany, właściwe próbowali, ale sami walczyli z kolegami dawnego KGB, ktorzy pracowali dla mnie. Przyszedł czas w naszym państwie na rozpracowanie mafii. Zaczęło to jednak bardzo przeszkadzać kiedy wybuchł konfilktna Ukrainie, a broń stąd nadal wspierała wrogów tego państwa. Bardzo skurecznie namówiono mnie do współpracy. Teraz pracuję dla nich i pomagam w lokalizacji ścieżek przemytu, sposobu i ludzi powiązanych z tym. U nas jest tak, że nikt ci się nie wtrąca do biznesu pod warunkiem, że płacisz tu podatki, inwestujesz w tą ziemię i nie wkładasz broni do ręki wroga. Dostałem gwarancję od prezydenta, że nic mi i mojej rodzinie się nie stanie. Wierzę mu, ale najbardzjej sobie i intuicji. Najważniejsi są już w areszcie ale wydaje mi się, że ta pajęczyna rozrosła się bardziej. W każdym razie niedługo rusza proces. Mi już nic nie udowodnią, ale nie mam pewności kyo po tym wszystkim może okazać się jeszcze wrogiem. Tak to wygląda...
- Małżeństwo ma cię zabezpieczyć, czy zagrozić ewentualnej żonie?
- Tylko dodatkowo uchronić to co mam. Legalnego... Poza tym fakt, że byłaby z innego kraju, chrobilby też ją.
- Tyle zaufania do mnie?
- Stałabys się jedyną miliarderka w tak krótkim czasie.
- Mam gdzieś twoje pieniądze! - wstała oburzona z łóżka podchodząc z założonymi rękoma do okna.
- Ale ja cię obchodzę? - zapytałem niepewnie.
- Nie mógłbyś być miłym chłopakiem z sąsiedztwa z jedynie małym wewnętrznym problemem?
- Tak wyszło...Gdybyś ty była inna, nie zaproponowalbym ci tego. I naprawdę ta informacja zostanie między nami.
- To rozwiązanie na chwilę?
- Nie! Nie zakładam, że za rok ma być po wszystkim.
- Jak dla mnie to i tak wszystko brzmi absurdalnie. Przepisz majątek na brata, kogokolwiek, zainwestuj w raj podatkowy. Jest mnóstwo sposobów. Poza tym... Nic mi to nie da.
- Jeśli przepisze na kogokolwiek z rodziny, nadal jest to majątek rosyjski i za dużo formalności. Zresztą...
- Co zresztą?
- Mam ograniczone zaufanie do Zoji.
- Daj spokój! Do kobiety, którą znasz tyle lat, z którą masz dziecko z pewnością większe, niż do kogoś kogo znasz kilka tugodni.
- W takim razie zapytam raz - zerwałem się podchodząc do kobiety ustawiając ją na wprost - zdradziłabys mnie?
- Nie. Nigdy... Mimo, że twoja przeszłość coraz mniej mi się podoba. W ogóle mi się nie podoba.
- Oszukalabys mnie?
- Nie.
- Czujesz do mnie coś więcej niż seksualny pociąg?
- Igor... - Tak, wiem. Pytanie było zbyt bezpośrednie.
- Tak, czy nie?
- Nie mówi się tak otwarcie o uczuciach i nie można tak bezpośrednio o nie pytać.
- Dlaczego niby?
- Zwyczajnie. Nie bądź grubianski.
- Dobrze... Wiesz teraz o mnie tetaz więcej niż moja rodzina. Nie będę wiecej tłumaczył skąd wziął mi się ten pomysł. Zamykamy temat. Odpoczelas chociaż trochę? Tak fizycznie?
- Zdążyłam wziąć prysznic, ale nawet się nie zdrzemnęłam - staliśmy nadal dziwnie zdystansowani.
- Gospodyni robi pewnie dla nas coś pysznego. Zejdziesz ze mną?
- Daj mi chwilę... Chcę jeszcze pobyć sama.
- W porządku... - ruszyłem właściwie od razu do wyjscia, bo nie bardzo jużwiedziałem jakie gesty będą słuszne.
- Ale przytulić jednak byś mógł - obróciłem się jednak miło zaskoczony i bez zbędnych komentarzy zamknąłem najmłodszą Hawk w tych swoich pokreconych od wody uwodzicielsko czarnych włosach.

***
- Dlaczego milczysz?
- Bo jest mi smutno - wpatrując się w okno samolotu odpowiadałam gdzieś w przestrzeń pełną gestych chmur.
- Bo wracamy do Stanów dzień wcześniej?
- Też... Szkoda mi tej moskiewskiej bajki. Beztroski w byciu twoją narzeczoną i twojego widoku w czymś innym niż drogi garnitur. Właściwie to twojego widoku bez niczego. Poza tym za chwilę na kilka godzin zatrzymamy się w Vegas, a stamtąd już sama wrócę do Toronto. - Ostatnie zdanie mówiłam już do wpatrzonego Aristowa.
- Muszę niestety lecieć do Panamy. Moi ludzie wygencjowali świetne warunki zakupu ziemi pod nowy hotel. Nie przeskocze terminów.
- Kiedy wypada nasz weekend?
- Powinienem następny mieć wolny. Przynajmniej się postaram. I wcale nie będzie mi przyjemnie się z tobą rozstawać. Ale wiesz, że możesz do mnie zadzwonic w każdej chwili. Z czymkolwiek.
- Zajmę się pracą. Będę miała wciągające zajęcie przed kolejnym spotkaniem.
- Ja mogę zadzwonić?
- Zawsze.
- Nie chcesz się wycofać? Wiesz, po tym co usłyszałas i...
- Nie. Nie zeby było mi jakoś łatwo, ale chcę być z tobą. Domyślam się ile niedorzeczności mieści się w tej relacji, ale niektóre sprawy wyczuwa się jako właściwe. Nie będzie nam łatwo... - oparlam głowę na ramieniu mężczyzny otulajac rekoma w pasie.
- Nie smuć się na zapas. Moge być zawsze i wszędzie winien dla ciebie wszystkiemu, ale dla mnie masz się uśmiechać.
- Przynajmniej Elizabeth zakochała się w tobie od pierwszego wejrzenia.
- Przynajmniej ona...

Właściwie do konca podróży nie odstepowalismy się na krok. Łapalismy wszystkie najmniejsze gesty, słowa... Każdy mógł pomyśleć, że szalejemy za sobą, a łączy nas zdecydowanie więcej niż krótki romans.  Najbardziej chyba jednak tymi scenami zaskoczone były dziewczyny z obsługi hotelu. Przecież jeszcze niedawno nawet nie plotkowano, że ich szef z kimś się spotyka, a tu nagle przywozi sobie narzeczoną. Tym bardziej, że wyjeżdżalam stąd jako ktoś, komu za pierwszym razem nie poświęcił zbyt wiele uwagi. Ech... Nie moje zmartwienia.

Przechodzilismy przez ogromny hol pełen tłumów rzadnych wrażeń miasta grzechu. Kolorowi, wielobarwni i z pewnością bardzo bogaci. Igor z kimś od paru minut intensywnie rozmawial po rosyjsku, Silvio uważnie się przysłuchiwał, a ja posłusznie z pozostałymi ochroniarzami szłam na koncu tego orszaku. Nie rozumiałam słów Aristowa, ale czytałam emocje. Był zły. Tym bardziej wolałam trzymać się bezpiecznych tylow. A może jeszcze uczyłam radzić sobie z nastrojami Rosjanina. Nie miałam przecież dobrych doświadczeń z tym związanych.
Dopiero gdy dotarliśmy do jego biura znów powrócił do mojej obecności. Chwilę jeszcze nad czymś myśląc zerwał się z miejsca, w którym stał i w jakiejś nieocenionej namiętności złączył nas w dzikiej bliskości nie tylko ust, i dotykow.
- Co się stało? - zapytałam kiedy porywczosc mężczyzny zaczęła być zbyt bolesna, a ja na chwilę mogłam złapać oddech.
- Nic czym musisz się martwić- w nieruchomym uscisku dłoni trzymał moją twarz.
- No to właśnie zaczęłam - wyrwalam się z chwytu przechodząc na bok. - Zero tajemnic. Właśnie to ustalilam - usiadłam wygodnie w skórzanym fotelu za biurkiem należącym do Igora.
- Ktoś podłożył ogień w Ararat. W jednym z moich hoteli w Moskwie.
- Ktoś ucierpiał?
- Nie, ale na pewno nie był to przypadek.
- Co myślisz dokładnie?
- Albo mam milczec, albo ktoś chce zaszkodzić moim biznesom.
- Powinnam sie martwić o ciebie?
-  Nie. Skąd... Tak czy inaczej, spadne na cztery przysłowiowe łapy. Pasuje ci ta poza... - ocenił moja krolewska pozycję.
- Bardzo?
- Za bardzo - uśmiechnął się kumulujac pewnie znów zbyt brudne myśli.
- Mam propozycję.
- Propozycję?
- Tak.
- Słucham.
- Jesli jesteś w stanie w ciągu godziny zorganizować wszystko bez zbędnej oprawy, to w tym mieście i w tym hotelu dziś zostanę twoją żoną. Masz mi jednak obiecać, że choćby waliły się budynki całej Ameryki, poprosisz moją  rodzinę o moją reke, a ona zgodzi się z zachwytem w głosie. Masz mi obiecać, że nie będziesz miał przede mną tajemnic, jeśli cię o coś zapytam, a do momentu, w ktorym nie będzie sprzyjających okoliczności, wszystko zostaje między nami. I jeszcze jedno, jeśli będę chciała mieć kiedykolwiek dzieci, to ty się  na to zgodzisz. - Wiedziałam jak ostatnie zdanie domknie z hukiem tą wydawać by się mogło, miłą  zapowiedź.
- Julia... Nie możesz ode mnie tego wymagać.
- Mogę... Tak jak ty, żebym oddała swoje życie w twoje ręce i przyjęła majątek, który jak wiemy, nie ma do końca uczciwego pochodzenia. Ty masz swoje interesy, ja mam swoje.
- To nie są uczciwe negocjacje. Psycholog może w ogóle tak mówić?
- Twoja narzeczona może. A negocjować dopiero zaczynam się uczyć.
- Przecież wiesz...
- Godzina Igor. A teraz idę się przejść po twoim pięknym hotelu. Zadzwoń jak coś zdecydujesz... - Wyszłam szybko zanim doszlabym do jakiejś histerii, krzycząc że to nie są moje słowa, a ja wcale tak nie myślę. Z drugiej strony jeśli Aristow tak ostro urządza cudzy świat, to ja miałam ochotę zrobić to z jego życiem.


Od Autorki:

I mamy środę 😘Miłego rozmyślania "co dalej?"😃😁

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now