ROZDZIAŁ 13

5.6K 407 23
                                    

- Wiesz coś? - bez miłych wstępów cisnalem w stronę Silvio.
- Tylko tyle, że nocowała w Boulder. Odnalazłem taksówkarza, który wiózł ją do hotelu. Po drodze ponoć sprawdzała wyloty do Kanady, ale na pewno nie udało jej się nic znaleźć na pierwszego. Widział ją ostatni raz jak pomagał wyciągać walizki.
- Sprawdziłes czy wyleciała dzisiaj?
- Na liście nie było nikogo o nazwisku Vasco.
- A Hawk?
- Igor... Ja nie pracuję w Mossadzie. I tak musiałem się narzezbic żeby dowiedzieć się choć tyle. Na pewno rano się wymeldowala... Tyle wiem.
- Nic nie wiesz... - zły podsumowalem.
- Naucz się nie rozlewac mleka, to nie będzie trzeba po tobie wycierac.
- Próbowałeś dzwonić?
- Nadal wyłączony telefon.
- Przynajmniej noc spędziła w bezpiecznym miejscu... Czekam na konkrety.
- Mogę się zatem długo nie odzywać. Daj znać kiedy pogrzeb. Przylece z chłopakami.
- Do usłyszenia Silvio... - bez zbędnych szczegółów doskonale czytając sobie w myślach, pożegnaliśmy się.

***

Cudownie było dotrzeć do własnego mieszkania, owinąć się swoim ręcznikiem i wsunac na stopy ciepłe domowe kapcie. Fizycznie czułam się lepiej niż kiedy leciałam do Nowego Jorku, ale psychicznie doskwieralo mi, może nieuzasadnione rozczarowanie. To irytujące, że przez moment dostrzeglas w kimś coś czarujacego, uwodzicielskiego, by chwilę potem usłyszeć, że to tylko wyobrazenie. Najwidoczniej kiedy sytuacja dotyczy mnie, tracę dystans i umiejętność chłodnej oceny cudzych gestów. Przyznać muszę, że Aristow potrafi zwodzic... Uspilam czujność... A tak dobrze mi szło.

Północ... No to dałam się pożrec pracy. Oblozona książkami do referatu z dewiacji na zajęcia, który wyjątkowo szybko udało mi się napisać i tym samym złożę go przed terminem, uzupelnionymi dokumentami do zakładu, mogłam jeszcze przygotować się do pracy w gabinecie. Miałam jednak już dosyć... Normalny człowiek pewnie odsypialby te kilka godzin, ale mnie aktywność bardziej odprężala. Poza tym niemyślenie o mojej idiotycznej wycieczce do miasta grzechu pozwalało choć na moment lepiej zafunkcjonowac. Pamiętałam o telefonie... Cholera! Muszę skontaktować się z Karlem. Od nocy sylwestrowej nie ma żadnych informacji. Jednak poza mailem, który mogłam napisać, kwestia rozmowy nie wchodziła w grę. Mogłam skorzystać ze stacjonarnego, ale jakoś rozbudzanie jego życia uporczywym dźwiękiem w środku nocy nie było dobrym pomysłem. Jutro odzyskam pełną łączność odwiedzając przedstawiciela sieci i pewnie koniec końców kupujac nowy aparat. Dziś jeszcze jednak chcę żyć w błogim przekonaniu, że nikt mną sie nie interesuje i tym samym mam święty spokój... Wypowiadając w myślach ostatnie słowa i zaciagajac ostatni łyk letniej już herbaty, moja automatyczna sekretarka przebudzila się po dłuższym letargu. Wprawdzie po przyjsciu odsłuchalam wszystkie świąteczne życzenia od znajomych i przyjaciół z BlueBear, ale nie liczyłam, że ktoś jeszcze zechce coś dorzucić.

- Dobry wieczór Julia... Pewnie śpisz... Mam nadzieję, że śpisz. To znaczy, że szczęśliwie dotarłaś do domu. Próbuje się z tobą skontaktować, ale twój telefon nie odpowiada... Napisz tylko, że wszystko w porządku. Martwię się... - i koniec wyniosłego apelu. Nie poderwalam się do aparatu. Nawet nie patrzyłam w jego stronę. Nadal widok za oknem wydawał mi się ciekawszy niż udawane zainteresowanie Rosjanina. Nie zamierzalam mu ulec i godzić się na tą prośbę. Przechodząc w stronę kuchni nacisnelam tylko czerwone "delete" i już bezpieczna zacumowalam do swojej codzienności. Samotnej z wyboru codzienności...

***

- A ty co tutaj robisz? - przywitała mnie zdziwiona Natali.
- Pracuje...
- Ale miałaś być dopiero w poniedziałek. Mamy środę... Czyli...
- Urlopy nie są dla mnie. Poza tym postanowiłam spojrzeć na terminarz, który będziesz robić - mrugnelam wchodząc do swojego gabibetu by nieco rozgonic ton surowego nauczyciela.
- Julia! Coś kręcisz...
- Jestem zmęczona życiem osobistym.
- Ty nie masz życia osobistego, chyba że coś się nagle zmieniło w ostatnim miesiącu, o czym nie zdążyłas mi powiedzieć.
- Nic się nie zmieniło... - Użyłam chyba zbyt smutnego tonu, bo przyjaciółka nadal stała w progu mojego gabibetu.
- Nadal czekam...
- W zasadzie niewiele tego, może z mało przyjemnym zakończeniem.
- Facet!
- Eureka...
- Kto?
- Zgaduj -- rozpakowywalam powoli swoje rzeczy.
- Rosjanin?
- Dlaczego wcale się nie trudzilas?
- Bo widzialam jak niechętnie stąd wychodził, zostawił wizytówkę... Poza tym za przystojny i za dobrze ubrany żeby się nim nie zainteresować.
- Grunt w tym, że ja wiedziałam o nim więcej niż bym chciała, zanim tu przyszedł i właśnie ta wiedza, mimo że Clark wykonał świetną robotę, przedwczoraj mocno zetknela się z rzeczywistością.
- Nie rozumiem?
- Natali...
- Wiem, że nie został twoim pacjentem. Możesz mi opowiedzieć przynajmniej o tym, czego nie ma w jego papierach u naszego dobrego znajomego.
- Cóż... - przeszłam za biurko siadajac wygodnie w fotelu i włączając laptopa. - Aristow zdobywał kobiety zawsze butnym, ale inteligentnym chwytem na pana wszechświata. Uderzał w czule punkty potrzeby bycia księżniczka w ramionach dzielnego rycerza. Jednak szybko złościl się kiedy nie dochodziło do podporządkowania, a niestety ta zła natura mocno dawała o sobie znać. Rzekomo pzrerobiona roczna terapia zmienila w nim wszystko, a przynajmniej sporo. I faktycznie nasza relacja, choć rozpoczęta od kłamstwa, ze nie qiem kim jest i nie znam jego przeszłości, była kompletnie odmienna. Nie uwodził,był uprzejmy i w wielu kwestiach doglebnie szczery. Gdzieś po drodze przyznaliśmy się przed sobą sami, że akceptujemy się fizycznie.
- Nie łatwiej powiedzieć, że spodobaliscie się sobie? - uderzyła w mój zawodowy ton odklejajac się od framugi i siadajac na miejscu dla pacjentów.
- Tak... Igor też... Nie spaliśmy ze sobą, ani nie było między nami nadmietnej bliskości, ale ewidentnie się przyciagalismy. Nawet dwukrotny pocałunek... Na kolacji świątecznej u mojego brata pojawil się i on jamo przyjaciel jego dziewczyny i tak odkrył prawdę o tym, ze jestem siostrą jego niedawnego wroga, czlowieka któremu notabene uratował życie. Złość mimo to rozeszła się po kosciach, on zaprosił mnie do Las Vegas na sylwestra, a ja jednak ostatecznie wahajac się jak nastolatka, wylądowałam tam w nowy rok uznając ten czyn za najlepszą niespodziankę jaką mogę mu sprawić. I gdy stanęłam w końcu z nim twarzą w twarz, boleśnie okazało się, ze tylko ja tak myślę. Przegonił mnie jak jakaś psychofanke dosadnie stwierdzając, że coś sobie niepotrzebnie dopowiedziałam. Te kilka gestów, prezenty, zaledwie dwa pocałunki to z mało, żebym była dla niego istotna. Co najważniejsze nie mam prawa udzielać mu rad jak ma sobie radzić ze śmiercią matki, której właśnie doświadczył. Taka noworoczna laurka...
- To się nazywa czarny scenariusz...
- Albo rzeczywistość. Może ostatnimi laty męski rynek doznał ogólnego umysłowego zatrucia i poważnie traktują jedynie własne potrzeby.
- I będziesz potrafiła tak po prostu wrócić do rozmów z innymi ludźmi o ich nieszczęściach?
- Tak. Wbrew opinii Aristowa jestem dobra w tym co robię. Potrafię oddzielić siebie od cudzych historii.
- Myślałaś jak się zachowasz, czy odezwiesz się do niego gdy się spotkacie?
- Nie muszę mieć takich dylematów. Nie spotkamy się... Nie będzie okazji, ani mojej ochoty.
- Dziwne... wydawał się poważnie podchodzić do otoczenia. Bardziej z tych eleganckich, niż pchajacych się pierwszy w drzwiach. Chociaz ta historia z twoim bratem... Nie bardzo rozumiem.
- Rok temu Igor współpracował z firmą, w której pracuje Karl i planował zniszczyć potęgę Ismachow za dawny romans rodziców:Martina ojca z matką Aristowa, co ona przepłacila zdrowiem. Wykorzystal przy okazji żonę Martina, którą chciał w rezultacie dla siebie... Aaaa... Długo by opowiadać.
- Pokrętne... Gdybym wiedziała to wszystko o facecie, chyba niechętnie bym za nim jeździła. Poza tym... Poczekaj,ktoś bardzo chce nam przeszkodzić... - Natali zniknęła na moment by odebrać połączenie po trzech zignorowanych wcześniej.

KRUSZĄC LÓDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz