ROZDZIAŁ 11

5.8K 414 29
                                    

Dziś Sylwester... Po znajomości z Aristowem pozostało kilka dni milczenia, które mam już za sobą. Jeszcze na początku przekonywałam siebie, że to bardzo rozsądne przerwać ten bieg zdarzeń, a już wczoraj uznałam, że jakim prawem cudze osady mają wyznaczać moje podejście do ludzi. Przez chwilę pomyślałam nawet o Las Vegas... No dobrze, nie przez chwilę. Kupiłam bilet na pierwszego stycznia, bo jak się okazało w tym mieście jest za dużo amatorów noworocznej zabawy w Nevadzie i większość lotów została po prostu wykupiona. Nie oznaczało to jednak, że skorzystam. Właściwie co miałabym powiedzieć stając na wprost niego, czego to miało by być obietnicą? Nie kochamy się, nie przyjaźnimy, a kilka gestów, które można odczytać na milion różnych sposobów, to wciąż niewielka motywacja. Jestem kiepskim psychologiem dla własnego przypadku. Miotam się pomiędzy "nie powinnam", a " chcę jak cholera". To nie miały być moje dylematy... Gdybym wiedziała, że to tylko bunt duszy i niechęć pójścia pod prąd, rzucilabym to wszystko w cholerę i poszła z Karlem i Sara na przyjęcie do Leivy, ale jakieś ciche szepty każą sprawdzić co jast za tym zakrętem. Tak na chwilę stanąć w progu, przyjrzeć się i odejść, liczac że widok okaże się rozczarowujacy, a ja nie poniose żadnych strat.

- Hej! - usłyszałam głośne damskie przywitanie kogoś, kto najwyraźniej miał klucze do mieszkania mojego brata.
- Sara? - wysunęłam się zza naroznika, który oparciem stał zwrócony do wejścia i zdziwiona akurat jej widokiem, zsunelam z głowy bezprzewodowe sluchawki.
- Przepraszam, dzwoniłam...
- W zasadzie w porządku...- przecież też miała prawo do tego miejsca.
- Byłaś u nas rano, a twoj nikczemny brat nie pomyślał żeby mnie obudzić - zabawnie przewracala oczami.
- Masz prawo do odpoczynku... - wstałam by chociaż tak przywitać gościa.
- Napijemy się jakiejś herbaty? - White wskazała palcem kierunek kuchni.
- Jasne... Ale tak powaznie, to jaki cel ma ta wizyta?
- Karl myśli, że pojechalam do studia... Chodzi o Igora.
- Czyli to będzie rzeczowa rozmowa... - opuściłam głowę wyciągając suszone liście do zaparzenia.
- Jestem buntowniczka z natury i wcale nie zamierzam tobie mówić co masz robić. Chcę tylko żebyś wiedziała, że masz we mnie wsparcie. Wiem, to absurdalne bo w zasadzie się nie znamy, a ty masz pewnie mnóstwo przyjaciół, ale Aristow... Walka o niego z Nowym Jorkiem będzie krwawa. Musisz to wiedzieć. Dla mnie jest tylko przyjacielem, który jedynie tu bywa. Jesli zdecydujesz się wejść w tą relację, on nie da ci tej roli co mi. Jest jeszcze czas, właściwie ostatnia chwila, żeby zapomnieć. Aristow jest toba tylko i aż zaintrygiwany. Jeśli jednak postanowisz inaczej, to bedzie ti podróż ze wszystkimi konsekwencjami.
- Nie patrzę na to tak śmiertelnie poważnie... Jestem tylko ciekawa. Z drugiej strony... Wiele fascynacji po prostu mija. I to dotyczy zarówno mnie i jego.
- Co cię w nim tak pociąga?
- Sara... mogłabym stwierdzić, że wiesz.
- Sypiacie ze sobą? Chyba coś przeoczyłam... - lekko podrapala się po skroni.
- Nie. Nic z tych rzeczy... Ale wy...
- Nie sil się na czułe słówka. Sypialismy ze sobą. Mieliśmy romans przez miesiąc, który o mało nie skończył się przestrzeleniem mu kolan. Jednak ten zwrot akcji sprawił, że przestałam na niego patrzecz jak na przystojniaka zepsutego przez duże pieniądze. Wierzę w jego przemianę, wierzę w to, że chce być lepszy. Nie jest to jednak książę William z rodu Windsorow, o którego przeszłości piszą od momentu pierwszego kroku. Nie wiem wiele, ale... Jest taka prawidłowość, że im większe pieniądze, tym wiecej wstydliwych faktów. Sądzę nawet, że w kwestii majatku Ismach nie może konkurowac z Aristowem. Podsumowując... Musisz wiedzieć o nim wszystko. Zarządaj tego. Jeśli ci powie, to będzie oznaczać, że faktycznie chce wobec siebie czegoś więcej, a ciebie traktuje uczuciwie.
- To bardzo poważna rozmowa. Chyba za poważna na naszą znajomość z Igorem.
- Wolę cię zastraszyć, niż klepać po plecach wciskając dziesięć dolarów i życząc udanej zabawy.
- Jego mam się bać?
- Nie, ale tego co z nim związane. Nie chcę żebyś uciekała przed nim, ale świadomie przyjęła tonco zechce ci dać.
- Sara... Ja nawet nie jestem z jego świata. Poza tym nie mam prawa przypisywac naszej znajomości wiekszego znaczenia niż faktycznie ona ma. Jest między nami...
- Przyciągnie.
- Tak... Nic groźnego i wielkiego.
- Dobrze... Jeżeli cokolwiek poważnego z tego wyniknie... Nie chcę po prostu żeby ojciec mojego dziecka zszedł zbyt szybko na zawał.
- Też masz takie przekonanie, że wszyscy zbyt pochopnie osadzili Aristowa? Wiem, że zachował się podle, ale może teraz trzeba dostrzec okoliczności łagodzące.
- Co zdążył ci powiedzieć?
- Sporo... Szczegółowo o swojej żonie, Meg, Zoji, synu...
- Nieźle... Pomyśl dlaczego.
- Bo jestem świetnym psychologiem?
- Nie wątpię, ale sądzę, że Igor cię sprawdzał.
- Sprawdzał?
- Na ile cię zrazi do siebie.
- Nie udało się.
- Póki co. Nie wszystko da się jednak kontrolować. I on się o tym przekona. Dobrze Julia... Co zamierzasz w najbliższym czasie zrobić w kwestii Rosjanina?
- Ja? Nic! - czułam jak spalqm się od ciężaru kłamstwa i faktu co wysunęłam pod poduszkę tuż po wejściu kobiety.
- Korci cię...
- On jest w Las Vegas, ja tutaj. Nic się nie zdarzy. Chyba, że pojawi się znow w moim gabinecie. Więc mimo twoich dobrych rad, nie widzę okazji żebym miała je wykorzystać.
- Okłamujesz mnie, czy siebie? - wbiła we mnie swój śledczy wzrok.
- Nie wiem. Może zadzwonię... Zaproponował żebym w ramach przeprosin, które mu się należą, towarzyszyła dziś na otwarciu. Jak widzisz, nadal jestem w NY.
- Nie chcesz mu wynagrodzić swojej winy?
- White! Próbujesz mnie przepytac. Daj już spokój. Po jutrze wracam do Toronto. Taki scenariusz.
- Jal chcesz... Bywasz czasami szalona?
- Szalona? - pytałam kiedy dziennikarka zbierała się do wyjścia.
- Nudne bibliotekarki na zawsze zostają bibliotekarkami. Szalone dziewczyny mają przynajmniej co wspominać.
- Już się gubię. Próbujesz mnie ostrzec, powstrzymać, czy dać na bilet?
- Chcę żebyś znalazła odpowiedź.
- Ty ją znalazłaś przy moim bracie?
- Upierałam się, że jej nie znam i o mały włos go nie straciłam. Teraz wprawdzie muszę uczyc się życia z drugim człowiekiem i próbować nie wydrapac oczu jakiejkolwiek kobiecie, która na niego czulej spojrzy, ale podoba mi się to całe bycie zakochanym. Wiesz zresztą, że Karl to ideał.
- No... Zupełne przeciwieństwo Aristowa - uśmiechnęłam się z grymasem sugerując fałszywie, że choćby z tego powodu Rosjanin nie może być obiektem moich westchnień.
- Tylko, że ty się znasz na ludziach i być może tylko przy tobie ma szansę się nim stać.
- Przestań! To już brzmi jak finałowa scena Titanica, a ja się czuję jakbym tylkiem brodzila w lodowatej wodzie.
- Okej... Odezwij się czasami.
- A szwagierki się w ogóle lubią?
- Nie wiem. Póki co muszę się nacieszyć, że za chwilę będę miała na nazwisko Lacberg.
- Jednak?
- White i moja matka są wściekli i srednio co drugi dzień próbują mnie odwieźć od tego pomysłu.
- Może wyjść z tego mały skandal, szczególnie jak na pasku w NBC wszyscy przeczytają "Sara Lacberg".
- Mam to gdzieś. Rozkoszuje się życiem w prawdzie - uśmiechnęła się, wymienilyśmy się serdecznym usciskiem.
- Kupiłam bilet na jutro... - ze wstydem wyjawilam.
- Wiedziałam... Umiem przetwarzać informacje. Te,które wysyłał przez cały wieczór Igor i te, które niechętnie ty wydajesz. Cokolwiek się wydarzy... Weź na wszelki wypadek coś ładnego... - jednoznacznie pociągnęła za kołnierzyk białej koszuli luźno wypuszczonej na wąskie jeansy i tak zakończyła się wizyta dobrej wróżki.

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now