ROZDZIAŁ 46

5.2K 467 171
                                    

- Tak, żyję! - wygłosił majestatycznie, kierując słowa do wszystkich i nadal nie zwalniając na mnie uscisku władczych palców. - I zanim ktokolwiek złoży w swojej głowie choć jedno zdanie potępienia wobec mojej żony lub mnie, to żadnej złej premedytacji w naszym działaniu nie było. Zresztą Julia była najmniej wtajemniczoną  osobą na początku i to na nią spadła największa odpowiedzialnośc kolejnych wydarzeń. Jutro zapewne zaintersowani przeczytają rozległe artykuły w rosyjskiej prasie i być może  kilka wzmianek w rodzimej, ale zanim do tego dojdzie, nadmienię,  że ta historia nie ma nic wspólnego z misternie utkaną farsą, kpiną z kogokolwiek, czy jakimś podstępnym planem zniszczenia - w tym momencie musiał spojrzeć na przytkanego oszołomieniem Martina. - Przepraszam Elizabeth, że wykorzystuję twoje święto do tych wyjaśnień, ale okazja do tak szczególnego zgromadzenia osób dotkniętych moją osobą w jakikolwiek sposób, mogłaby długo nie nastąpić. Cóż... Z mojej strony nie zmienia się nic. Nadal pragnę być mężem, najlepszej żony jaką kiedykolwiek mógłbym sobie wymarzyc i ojcem dla dziecka, które niedługo przyjdzie na świat. - Oooo! Niby o czym on teraz się rozwodzi? Chyba wystarczająco mocnych akcentów ma ta sytuacja. Nie dolewaj Aristow, proszę cię! - Nadal uważam, że lepszy zespół dla Aristow Company się nigdy nie znajdzie. Cóż... Pewnie ciekawość mocno wszystkim doskwiera i zastanawiacie się dlaczego aż tak surowe i tragiczne posunięcie. Więc... Kiedy chcesz pomóc swojemu krajowi, ustrzec obywateli przed złem, zawsze rykoszetem może dostać twoja rodzina. Zgodziłem się na pewną współpracę, ale niestety życie mojej rodziny zaczęło być znacznie zagrożone. Dosłownie - obiecywano im śmierć. Jedynym rozsądnym wyjściem było zniknięcie i potajemne pociągnięcie spraw do końca. Kiedy nie było mnie, cel szantaż ystów też zaczął być mniej znaczący. Wiem, że głównie to co miażdży wasze uczucia, to przekonanie o zwykłym oszustwie, ale uwierzcie, iż więcej w tym wyboru mniejszego zła, niż gryzacego mnie sumienia, że komuś sprawię przykrość. Jedyne co mogę sobie zarzucać, to trudnosci z jakimi przyszło zmierzyć się Julii. Mimo stania się wdową, niewielu szczególnie ją zresztą wsparło. Uznaję więc, to za lekcję dla każdego i ewentualne wyrównanie win.
- Jeśli to koniec twojego przedstawienia... - Mój brat jako pierwszy z oskarżającym tonem wstał z wyraźną chęcią ataku w głosie.
- Karl! Zanim zechcesz dać mi po pysku i złożyć wymówienie, nadmienię że nadal jestem twoim szwagrem i ojcem siostrzeńca, lub siostrzenicy. Czy tego chcesz, czy nie, jesteśmy rodziną.
- O czym ty w ogóle pierdolisz Arsitow? Ośmieszyłes mnie! Ty Julia zrobiłaś z nas wszystkich idiotow! - wykrzyczał.
- Zgadzam się z Karlem! - dorzucił nieproszony Martin, z wyrzutem spoglądając na naszą dwójkę.
- Zamknij się Ismach! - szybko uciszył  mężczyznę Igor, wyciągając w jego kierunku karzacy palec i odbierając mu jednocześnie prawo wstąpienia do grona oskarżycieli.
- Wszystko niszczysz Aristow... Jesteś kurewskim złem, które wylało się do tego świata! - nie poddawał się Martin i również wstał, ustawiając się na przeciw tych dwóch mężczyzn, gdzie zaznaczył ostatni punkt egzotycznego trójkąta.
- Sądzę, że już wystarczy! - przerwał tym razem mój ojciec, chociaż pozostali biesiadnicy mieli zapewnione najlepsze widowisko.
- Skoro jesteśmy przy tak szczerych wyznaniach - zignorował teścia mój mąż wspierajac się na wyprostowanych ramionach o długi stół - to dopowiem ostatnią kwestię... - Z zamierzoną chwilową ciszą  spojrzał z premedytacją jeszcze raz na wszystkich zgromadzonych, licząc zapewne na bezwzględny posłuch i kontynuował: - Mogłem cię zetrzeć z tej ziemi, kiedy miałem okazję i nic byś tak naprawdę na mnie nie znalazł. Ty i twoja rodzina zostalibyście przecietnymi Amerykaninami jedynie z ciepłym wspomnieniem dawnych lat świetności. Odpuściłem jednak nie dlatego, że znalazłeś argumnet, ale dlatego że poprosiła mnie o to moja matka. Wtedy odwoływała się to tego, że nie jestem tak zły, jak wszyscy myślą i ona o tym wie. Takie tanie ideały matek patrzących na swoich synów... Niemniej, podziałały...
- Nie interesuje mnie ta opowieść! - nie spuszczał z tonu Amerykanin.
- To może bardziej zwróci twoją uwagę fakt, że jesteśmy braćmi Ismach... - Coooo??? Odwracając się za siebie i unosząc głowę w górę, wbiłam pytający wzrok w Igora. Jakimi kurwa braćmi? Co to jest? Dynastia zmielona z Modą na Sukces?
- Większej bzdury w życiu nie słyszałem! - wyraźnie oburzyl się wyzwany, dodając jeszcze bardziej niepasujacy szyderczy uśmiech.
- No to może tatuś się wypowie, co? Sądzisz, że nasi rodzice mieli romans tylko kiedy my już  byliśmy na świecie? Nie! To było odgrzanie znajomości, która zrodziła się dużo przed. Moja matka kiedy umierała miała doskonały pogląd rzeczywistości i na pewno nie pokusiłaby się o kłamstwo. Zresztą senior Ismach świetnie o tym wiedział. Poznał prawdę, kiedy spotkali się ponownie... - I teraz, gdy Aristow ewidentnie wygrywał ten pojedynek, patrzylismy jak zgrana rodzina Ismachow opuszcza przyjęcie. Ojciec, któremu ujawniona tajemnica strzeliła nieoczekiwanie w pysk; Martin, który długo nie pogodzi się z faktami, o ile w ogóle dopuści to wyznanie do siebie; Meg jako uległa żonka, by przy okazji wesprzeć upokorzona teściową i Matthew, będący resztkami przyzwoitości, oraz mądrości tego rodu. Odprowadzeni wzrokiem, przywrócili wolno życiowe funkcje pozostałym.
- No to zajebiscie Aristow... Teraz możesz otwarcie dobrać się do portfela tatusia - skomentowała rozbawiona Sara, która najmniej dostrzegła deamatyzm tego przedstawienia.
- Nie chcę ani jednego dolara od tych ludzi... - rozluźniony nieco Igor zajął miejsce przy mnie, dostawiajac jakieś wolne krzesło. Ja jednak milczałam. Nasze sprawy nadal były niewyjaśnione, a widziałam też jak kilka osób szykowało się do poważnych dialogów z Aristowem.
- Kim ty kurwa w ogóle jesteś Aristow...? - Mało subtelnie zagail mój braciszek. Nie wiem ile było w tym retoryki, ale na pewno nie rozumiał, kto wyreżyserował ten chory wieczór.
- Bratem twojego przyjaciela, co uwierz, nie jest moim spełnieniem marzeń; mężem twojej siostry, przyjacielem twojej przyszłej żony i na pewno kimś, kto chce należeć do waszej rodziny nie tylko za sprawą prawnych powiązań - deklamowal, odważnie, zagarniajac moją dłoń między swoje.
- A ty Julia? Co ty mi powiesz siostrzyczko?
- Nie mam przygotowanej tak interesującej przemowy - chciałam zbyć szybko Karla, by przestał zwracać uwagę na mnie.
- Właśnie Julia... Co ty teraz zamierzasz? Bo wydaje mi się, że twoja wczorajsza próba odejścia ode mnie była wyrazem jedynie chwilowego szaleństwa.
- Nie chcesz z nim byc? - ożywil się dziwnie Hawk.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o Ismachu? - skierowałam się w końcu wyraźnie w stronę Igora.
- Kiedy użalałem się nad sobą wściekły w Vegas po śmierci matki, czy kiedy przysięgałem ci wierność i uczciwość małżeńską? To najmniej chlubna wiadomość ostatnich tygodni. Sam zresztą długo nie dopuszczałem do siebie takiej możliwości.
- Miałeś jakieś nagłe oświecenie?
- Wystarczyło sprawdzić, że nie jestem dzieckiem Aristowa.
- Boże... To wszystko placzę się jak jakaś pajęcza sieć. Jakieś zdrady, nieślubne dzieci, kochankowie i powroty zza grobu...
- Zapraszam was do gabinetu! - Ton słów znad naszych myśli, wyraźnie wskazywał, że przestaliśmy być już atrakcją przyjęcia i czas było zebrać kilka gorzkich uwag.
- Racja Elizabeth... - Jak na komendę wstał pierwszy Igor, a ja za nim niechętnie oddałam się dowodzeniu prawowitej gospodyni tego miejsca. Bez dodatkowych komentarzy, przeszliśmy w głąb domu. Pokornie, cicho, z rękoma przy sobie, po kilku minutach weszliśmy do machoniowej biblioteki dziadka, w którym niejednokrotnie jako nastolatce przychodziło wysłuchiwać  prawd objawionych. Może miałam zwyczajnie ochotę oddać babci należne honory i bez dyskutowania pozwolić ogarnąć ten rodowy bałagan.

KRUSZĄC LÓDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz