ROZDZIAŁ 44

4.9K 441 129
                                    

Jakiś niezrozumiały paraliż i niechęć moich mięśni, zatrzymywał mnie jeszcze stojącą przed własnym odbiciem. I mimo, że dwadzieścia minut z planowanej na dłużej drzemki, wystarczyło mi żeby poskładać ukryte rezerwy nie najgorszego nastroju, wciąż wydawało mi się, że to miejsce nie do końca jest właściwym. Piękne i rozświetlone Las Vegas i dziewczyna, która w niezrozumiały sposób nie współgra... Nawet podskórna zmiana z niedawnej ignorantki modowej na kogoś, kto coraz lepiej zestawia kolory i fasony, wciąż nie nadążała za tym przejściem przez lustrzaną taflę. Niczym Alicja z Krainy Czarów, wciąż miałam do czynienia z czymś za wielkim, za małym, lub kompletnie abstrakcyjnym. Przynajmniej czarna koronkowa sukienka na cienkich ramiączkach w zestawieniu z długim końskim ogonem, słusznie wkomponowywała się w żałobny wizerunek i jednocześnie nadawała wieczornego blichtru. Cóż... Po tak długiej nieobecności właściciela w miejscu, gdzie rzeka gości póki co nieprzerwanie płynie, a konkurencja czyha na szybkie potknięcie, wypadało ukazać choć gestem, że nic tutaj nie jest przypadkowe, a rządy są sprawowane z pełnym zaangażowaniem.

- Gotowa? - uprzedzając delikatnym pukaniem, zapytał George na moje wcześniejsze zaproszenie, wchodząc powoli do środka.
- Za każdym razem nawet jeśli myślę "nie", muszę odpowiadać odwrotnie.
- Pospałaś?
- Nie mogłam. Obudziłam się ponad godzinę temu.
- Cóż... widać efekt - skomentował w szczerym tonie nawiązując do tego, jak już byłam gotowa do wyjścia.
- Niezbyt niestosownie jak na wdowę?
- To jest Las Vegas Julia. Nie funkcjonuje słowo "niestosownie". Jednak dla twojego komfortu, powiem że wyglądasz pięknie.
- Możesz mówić takie rzeczy swojej szefowej? - obróciłam się w stronę mężczyzny, gdy przeszedł gdzieś za moje plecy.
- Mogę, jeśli o to pyta.
- Bo wiesz... Nie jestem z tych kobiet...
- Wiem. Wiem, że nie jesteś typem flirtującej dziedziczki fortuny, ani też kobietki szukającej uznania w tanich komplementach płci przeciwnej.
- Przepraszam, że tak cię źle oceniłam na początku. Sądziłam, że jesteś tylko bezmyślnym posłańcem Silvio, który nie zastanawia się nawet nad tym, że druga strona też może mieć argumenty.
- A pro po... - z uśmiechem spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu, który jak na zawołanie przeciął tą przyjemną pogawędkę. Spojrzałam tylko z uśmiechem na młodego mężczyznę, któremu znów przyjdzie przybrać postawę służebnego ochroniarza. Chociaż po dzisiejszej akcji moja ocena olimpijczyka stała się znacznie obszerniejsza i pełna uznania. Miałam nadzieję, że inni też to dostrzegają. - Julia... Silvio prosi cię do telefonu... - Nie podobała mi się ta powaga.
- Zapomniał mój numer? - zabawnie zapytałam zapinając długi kolczyk z czarnych drobnych kamieni.
- Ponoć masz wyłączony telefon...
- No tak...  - Faktycznie odcięłam się od świata, wsiadając na pokład w Toronto. Zdążyłam tylko wysłać wiadomość Vasco, że wrócimy do rozmów, gdy wrócę za kilka dni, choć nadal pozostawiam mu szansę zachowania się uczciwy człowiek. Skłamałam, że sprawy rodzinne zmuszają mnie do nagłego wyjazdu. A potem... Zapomniałam o obu aparatach. - Słucham...? - Niepewnie zapytałam przechwytując słuchawkę i oddaliłam się od George'a, bezpodstawnie zakładając, że Silvio może żądać takiej intymności. Ochroniarz z resztą jakby czytając mi w myślach, opuścił apartament.
- W którym momencie zaplanowałaś z Vasco powrót do beztroskiej przeszłości? - usłyszałam niczym podcinające żyły moich nadgarstków pytanie.
- Słucham? - retorycznie prosiłam o powtórzenie tej idiotycznej myśli.
- Kiedy widzę zdjęcie i czytam o intymnym spotkaniu swojej żony z jej byłym ukochanym, nie mam większych wątpliwości, że ktoś robi ze mnie idiotę.
- Kiedy tego słucham, uważam że już nim jesteś. Wierzysz w artykuł Solange? - Doskonale znałam źródło wiedzy Igora, ale nie rozumiałam nagłego braku zaufania.
- Po co się z nim spotkałaś w takim razie, jeśli nie w celu odgrzania wspomnień? BlueBear... sprytnie. Przecież nie mógłbym mieć podejrzeń, sprawdzając gps.
- Aristow, ty tak na poważnie? - Rozumiałam słowa, ale nie akceptowałam zarzutów.
- Kurwa mać! Robisz ze mnie kretyna?! - krzyknął zbyt surowo. - Może i nie uwierzyłbym w słowa, ale fotografia ma tylko jedną interpretację!
- Nie krzycz na mnie...
- Macie wspólne plany?!
- Nie krzycz... - beznamiętnie już zażądałam.
- Po co się z nim umówiłaś?! - nie przestawał.
- To coś ważnego dla mnie. Nic związanego z tobą.
- Pytam po co?! Wszystko co w najmniejszym stopniu tyczy się ciebie, odbija się na mnie. Przypominam czyje nosisz nazwisko!
- Nie powiem ci... - ze skrywanym strachem i zamkniętymi oczami, upierałam się przy swoim.
- Spotkasz się z nim jeszcze?!
- Tak... - Nie było sensu kłamać. Ktoś znów może nas zobaczyć, zrobić zdjęcie, donieść, a przecież kwestia filmu nie była rozstrzygnięta.
- Co wy kurwa macie z tymi byłymi mężami?! Wszystkie krążycie wokół byłych i prowadzicie nieuczciwe gierki.  Odkryłaś nagle, że przyjemnie jest pociągać za emocje kilku facetów naraz i windować swoje poczucie atrakcyjności? Postanowiłaś się zabawić z famme fatale? Chcesz mnie utwierdzić w przekonaniu, że wszystkie jesteście takie same?
- Jeśli znów próbujesz mnie porównać do Meg, to ostrzegam, że przestanę być miła. W żadnym stopniu nie jesteśmy podobne. Musiałam się spotkać z Vasco i czy ci się to podoba, czy nie, mam prawo do własnych spraw. Ty nie dzielisz się ze mną każdym fragmentem, a to jest z kolei taki, którym ja nie mam ochoty uraczyć ciebie. Nie łączy mnie z Giannim nic, o co miałbyś prawo być zazdrosny. I to nie ja zabiegałam o nasz kontakt. Więc następnym razem jak będziesz miał ochotę zachować się jak skurwiel, nie dzwoń do mnie. Masz sporo alternatyw i ludzi, którzy znają cię głównie z tej strony.
- Nie skończyłem! Masz mi natychmiast powiedzieć, po co widziałaś się z byłym mężem! - Nie panował już nawet nad gryzącym słuch rosyjskim akcentem. Mimo, że nie miałam go przed teraz przed oczami, mogłam wyczuć powiew złej energii, która kreowała dawnego Igora. Bardzo nie podobało mi się to doznanie.
- Teraz wyjdę z tego apartamentu i zrobię dla ciebie ostatnią rzecz. Odegram przykładną żonę dbającą o dorobek zmarłego męża, sprzedam kilka ciepłych uśmiechów i odbędę z dwie rozmowy, rozpływając się nad ideałami przyświecającymi nazwisku Aristow. Po wszystkim wsiądę do samolotu i z rozkoszą będę powtarzać w myślach, że jesteś skończonym dupkiem, który w kwestii kobiet zatrzymał się na poziomie nieokrzesanego jaskiniowca. Jeśli nie akceptujesz mojej woli tajemnicy i masz problem z zaufaniem komuś, kto ratuje twój świat poświęcając własne, o wiele bardziej wygodne życie, to że tak elegancko powiem - pierdol się Igorze Aristow. W tym momencie skończyłam z tobą rozmowę. Żegnam... - Uuuuuuuuu..... - wypuściłam dźwięcznie resztki zepsutego powietrza, na którym niosłam przed chwilą te gorzkie słowa. Usiadłam na brzegu łóżka zastanawiając się, czy kolejność wydarzeń i rodzących się nowych epizodów w końcu zwolni. Jeśli ten człowiek dorzuci mi jeszcze jakiś nadbagaż emocji, naprawdę zrobię mu krzywdę. Bo chociaż nie miałam prawa mieć mu za złe, że się wścieka, to jednak forma wyrazu tego, sprowadzała go na poziom, delikatnie mówiąc, zwykłego prostaka.

KRUSZĄC LÓDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz