ROZDZIAŁ 41

6.9K 442 134
                                    

- Uparta jesteś...
- Nie jestem. Po prostu uważam, ze te kilkanaście godzin wystarczająco mnie zregenerowało - odpowiedziałam łagodnie siedząc obok. Nie była to jednak do końca prawda. Rano znów dostałam wymowną wiadomość od Vasco z kolejnym intymnym  fragmentem i to co głównie mną teraz poruszało, to ogromna chęć wyrwania mu serca przez gardło. Boże... Zaczynałam przesiąkać sposobem myślenia Igora o wrogach. No dobrze... Strzał w pysk byłby co najmniej łagodzącym mój stan wzburzenia.
- Żałuję, że muszę na chwilę się od ciebie oddalić, ale George znów wraca na posterunek. Niestety Silvio leci ze mną do Rosji.
- Trochę podróżuje ostatnio.
- Nawiązujesz do jego spotkania z Zoja?
- Do wszystkiego. Zaskakuje mnie w ogóle jego wierność tobie. Ciągle za tobą kroczy, wykonuje dla ciebie najbardziej skomplikowane operacje i nie ma oporów grozić bliskim. Chodzi za tobą jak cień. U Shelly wszystkim usuwał się spod nóg. Nocował z nami w jednym domu, a nie miałam nawet okazji z nim zamienić słowa. Przywiózł cię do mnie, zresztą pewnie to on mnie odnalazł, a teraz prowadzi moją hondę i znów w ciszy, bez narzekania, pracuje dla ciebie. Czy Silvio ma jakąś duszę i swoje życie?
- Zapytaj ciotkę - uśmiechnął się dwuznacznie spod ciemnych okularów.
- Jak mam to rozumieć?
- Kiedy moja żona maglowała mnie na piętrze, Shelly i Silvio w dobre prowadzili rozmowy w kuchni.
- Sugerujesz coś?
- Nie, ale nawet dziesięć lat różnicy między nimi, nie powstrzymuje zainteresowania mojego przyjaciela twoją...
- Czekaj! Coś mi umknęło? - kompletnie zaskoczona jakąś sugestią przelatującą między nami, zaczynałam się martwić zbytnim zacieśnianiem się rosyjskiego i amerykańskiego świata.
- Tylko tyle, że Silvio pierwszy raz odkąd pamiętam, potrafił rozmawiać z kobietą dłużej niż dziesięć minut. I nie patrzył przy tym na nią jak na potencjalną oszustkę i intrygantkę.
- To przykre, że przy tobie do tej pory nie miał lepszych doświadczeń.
- Nie bądź wredna.
- Mylę się w czymś mężu? - wymownie spojrzałam na mężczyznę.
- Nie będę się z tobą teraz kłócił, ale ja kobiet, które znałem, albo znam, nie stworzyłem. Poza tym Silvio to przede wszystkim mój przyjaciel i oboje doskonale wiemy, że każdy z nas pomógłby sobie we wszystkim. Nigdy nie ograniczyłbym jego wolności i chęci do życia prywatnego.
- Świetnie. A moje to już chcesz.
- Doskonale przeskakujesz między tematami.
- Nie robię tego, ale zaczynam powoli dostrzegać wyłaniające się macki ubezwłasnowolnienia. Jeszcze nie zmartwychwstałeś, a już najchętniej zorganizowałbyś mi mój kalendarz. Z tym że nic z naszego prywatnego życia, jakie wiedliśmy przed poznanie się, nie przestało istnieć. Tym samym chcę żebyś pamiętał, że w aktualnej sytuacji jestem bardzo autonomiczna. Mam swoją pracę, swój gabinet i własne pomysły co do prowadzenia twojej firmy. Nie będę nigdy jak Silvio wykonujący twoje polecenia bez grama dyskusji.
- Do czego zmierzasz? - Widziałam rysującą się panikę na twarzy Aristowa.
- Jesteśmy małżeństwem, bardzo dziwnym jak na obecną sytuację, ale chcę żebyś wiedział, że to stan dla mnie bardzo wyjątkowy. Jestem wierna swoim wyborom i decyzjom. Jednak wszystko co działo się przed też ma prawo istnieć. Jesteś po prostu kolejnym ważnym elementem, który dopasowuje do poprzednich.
- To nie zabrzmiało jak komplement.
- Ty dopasowujesz mnie do wszystkiego tego z czym wszedłeś w naszą znajomość. Jest twoja przeszłość, rodzina, syn... Chcę żebyś uszanował to, że mam prawo do swoich wyborów.
- Szanuję.
- Cudownie. Dlatego proszę zawieźć mnie do mojego mieszkania.
- Ty chyba żartujesz?  - Zdecydowanie gubił się w moich psychologicznych zabiegach.
- Nie. Chcę się przespać w swoim łóżku ze swoimi myślami.
- A mi każesz wrócić do siebie, jak chłopakowi po nieudanej randce?
- Zapraszam do siebie, choć czy nie powinieneś odpocząć przed wylotem do Moskwy? - Nie chciałam go spławiać, ale musiałam jak najszybciej spotkać się z Vasco. Liczyłam na to, że Aristow zaplanował podróż na  bardzo szybki termin i właściwie w przeciągu kilku godzin będzie pakował walizki.
- O nie, nie... Zapomnij o tym, że wrócisz do tej swojej mysiej norki i będziesz sobie organizowała niebezpieczne atrakcje. - Jak to? Coś podejrzewa? Sprawdził mój telefon?
- Co tym razem ci nie odpowiada?
- Jedziemy do mnie. Twoje miejsce jest w moim apartamencie. I specjalnie mówię "moim" żebyś za chwilę nie wytoczyła mi salwy idiotycznych powodów, dla których nie powinienem wciskać ci na własność czegoś, na co nie zarobiłaś samodzielnie.
- Aristow... Zawieź mnie do BluBear i naprawdę zajmij się swoim wylotem. Pokażę się na mieście i trochę uspokoję ciekawskie spojrzenia, pokazując jak świetnie radzę sobie z żałobą po tragicznie zmarłym małżonku.
- Znudziłaś się już?
- Znudziłam? Czym?
- Byciem moją żoną.
- Idiota... - przewracając oczami, wsunęłam się głębiej w swój fotel.
- I jeszcze do tego mnie obrażasz.
- Bo bardziej kretyńskiego pytania w życiu nie słyszałam.
- Rozwiniesz to jakoś?
- Właśnie skończyłam rozmowę. Zawieź mnie gdzie chcesz. Odpuszczam... - Cóż... Tym razem nie udało się zmylić mojego upartego męża.
- Szybko się irytujesz. Zwyczajnie martwię się o ciebie.
- Nie musisz.
- Raczej powinienem. Ty ciągle uciekasz, wycofujesz się, dystansujesz... Ja też mam swoje granice pewności. Jesteś dla mnie pierwszym takim takim doświadczeniem. Nigdy nie będę wiedział do końca czy to niechęć wobec mnie, wypalające się uczucie, czy zwyczajna chęć odpoczynku. Mam prawo bać się o coś, na czym mi zależy.
- Oj Igor... Kocham cię mocniej, niż jesteś w stanie sobie w ogóle to wyobrazić. Ta piesza wspinaczka po kamienistej drodze jest najlepszym dowodem, że nie zawracam. Nie uciekam i nie chcę żebyś czuł się odpychany. Nawarstwiające się ostatnio emocje, niekoniecznie dobrze działają na moje poczucie równowagi. Każdy człowiek chce czasami chwili samotności. Może bywam dla ciebie za mało precyzyjna.
- Teraz rozumiem. Prawie... - Złapał za moją dłoń, którą przeciągnął na swoje udo.

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now