ROZDZIAŁ 12

5.3K 423 23
                                    

Piosenka Rewrite The Stars pochodziła z mojego ulubionego filmu The Greatest Showmann, ale ta wersja była tak boleśnie liryczna, że mocno przestała kojarzyć mi się z cyrkowym obrazem.

Verse 1: James Arthur]
Wiesz, że Cię chce
To nie jest tajemnica, którą próbuję ukryć
Wiem że mnie chcesz
Więc nie mów, że nasze ręce są związane
Twierdzisz, że nie ma w nich kart
A los ciągnie Cię daleko stąd
I poza moim zasięgiem
Ale Jesteś tutaj w moim sercu
Więc kto może mnie powstrzymać, jeśli zdecyduję
Że jesteś moim przeznaczeniem?

[Refren 1: James Arthur]
A co, jeśli zmienimy gwiazdy?
Powiedz, że zostałaś stworzona, by być moją
Nic nie mogło nas rozdzielić
Byłabyś Tą, którą miałem znaleźć
To zależy od Ciebie i to zależy ode mnie
Nikt nie może powiedzieć, kim jesteśmy
Dlaczego więc nie zmienimy gwiazd?
Może świat może być nasz
Dzisiejszej nocy

Gdy Igor zauważył moją obecność momentalnie skończył utwór. Zamknął klawisze, ale nie wstał. Z opuszczona głową mógł się pewnie zastanawiać czy jestem prawdziwa, czy jednak zbyt dużo wypił dzisiejszego wieczoru zaczynając od wczoraj.
- Znasz tylko angielskie piosenki? - zaczęłam zupełnie swobodnie.
- Co tutaj robisz? - chłodno zapytał nie nawiązując do mojego zabawnego tonu przed momentem.
- Clark był zajety i wysłał mnie żebym podreparowala ci nieco głowę. Musisz mi tylko powiedzieć od czego zaczął się twój podły nastrój.
- Moja matka zmarła nad ranem i właśnie skończył się mój świat...
- Czy tylko ona nim była?
- To podłe pytanie - na chwilę w złości odzyskał złudny wigor.
- Nie... To bardzo proste pytanie. Pomyśl przez chwilę, czy poza matką w twoim życiu  pozostało coś, lub ktoś, równie ważny, a potem odpowiedz sobie jeszcze raz, czy on się skończył. Jesteś zły, rozzalony, bo umarły twoje wspomnienia, być może ostatni świadek twoich najszczesliwszych chwil w życiu, ale nie twój świat. I nie traktuj tego jak okrucieństwo, ale nikt tego lepiej nie urządził... Ludzie odchodzą, a pustkę wypełniają inni. Każde cierpienie kiedyś się kończy - mówiłam łagodnie.
- Nic nie wiesz! O mnie nic nie wiesz! - wstał krzycząc. Chwycił pustą szklankę z fortepianu i juz wyraźnie wściekły przeszedł do baru za plecami.
- Nie muszę wiedzieć kim jesteś w Rosji, ani tego co czujesz do Nowego Jorku dzisiaj, albo na ile prawdziwy jestes w Kanadzie, ale wiem jak to jest stracić matkę. Słyszałam ile ich odchodziło od moich pacjentow, ale koniec zawsze jest ten sam. Każdy z nich łuska najlepsze wspomnienia żeby przetrwać. Nie trzeba wcale za karę się uśmiercac.
- To jest gowniane pocieszenie. I nie zapropojuje ci drinka. Nie zapraszalem cię tutaj w Nowy Rok. Twoja szansa minęła wczoraj... - zaciągnął jednym lykiem całą brunatna zawartość krysztalowego naczynia patrząc na mnie. Jego jeszcze kilkanascie godzin temu elegancki sylwestrowy smoking i rozwiazana muszka zwisajaca ma białą koszulę, tworzyła widok kogoś, kto właśnie planuje w głowie zagładę planety, wciskajac jeden niewielki czerwony przycisk. - I wiesz... nie jesteś tak dobra jak ci się wydaje. Nie dziwię się, że najbogatsi wybierają jednak Clarka. Myślałaś, że te kilka miłych gestów z mojej strony daje ci jakaś szczególną rolę? Że możesz tak tu sobie przyjechać i mówić mi co mam czuć i myśleć? Rozczaruje cię - NIE. Poza tym nie masz prawa umniejszac mojej matce.
- Dobrze... - opuściłam głowę na chwilę zbierając zwięzłe myśli. - Liczyłam wprawdzie na milsze przyjęcie, ale rozumiem okolicznosci. I powiem ci, ze gowniane byloby przytulanie cię do piersi wciagajac twoje rzewne łzy i pieprzenie "wszystko będzie dobrze". Nie będzie. Będzie za to inaczej. Masz dwa rozwiązania: zniszczyć po drodze wszystko i wszystkich uznając, że doznany ból i cierpienie jest twoim do tego prawem; albo nastawić się na działanie i ogarnąć najprostsze sprawy - pogrzeb, formalnosci spadkowe itd. Potem możesz zamknąć się w swoim którymkolwiek mieszkaniu i pić przez tydzień, ale nie obciążając tym innych. Zastanów się co bardziej oplaca się tobie. I to była jak najbardziej darmowa rada psychologa. Bo przecież innej wartości nasza znajomość nie ma... Mam nadzieję, że chociaż otwarcie hotelu i kasyna się udało. Trzymaj się... - Obróciłam się szybko i sprawnie wyszłam z sali. Mimo, że droga do niej była niczyn labirynt fauna, powrót trwał zaskakująco krótko. Po drodze tylko minęłam Silvio, którego gest glowy i wyraz twarzy jasno stwierdzał, że nie stanowie az tak istotneego elementu tej układanki. Teraz  dotarło to do mnie nieprzyjemnie wyraźnie. Pewnie, że było mi przykro... Szczególnie, że wciąż trzymany w dłoni w papierowej torebce prezent dla Aristowa nie odnalazł dziś obdarowanego. Teraz naprawdę czułam się jak idiotka. Moje wizje subtelnej wymiany uprzejmości, intymnych prądów i... nie wiem... czułości (?), budowały godzina po godzinie pobyt tutaj w mojej głowie. Przestań Julia! To Igor Aristow! W cale nie jest ci źle, że zachował się jak kretyn. Wszystkie dylematy same się rozwiązały. Nie będziesz oklamywala brata, myślała o mężczyźnie, którego zbyt szybko wyidealizowalas i spokojnie wrócisz do swojej zawodowej rutyny. Teraz możesz jechać prosto na lotnisko i poczekac na najbliższy samolot do Toronto. A nawet jeśli przyjdzie mi spędzić kilka godzin z papierowym kubkiem w dłoni w tanim hotelu tuż obok niego, to zrobię to w poczuciu "nie żałuję". Ta krótka scena idealnie rozstrzygnęła, że nie warto ulegać rozproszeniu. Tak, wiem... Słodkie cytryny, czyli wmawianie sobie, że przykre zdarzenia i sytuacje, będące naszym udziałem, mają  w rzeczywistości przyjemne rezultaty... Gadanie...

KRUSZĄC LÓDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz