ROZDZIAŁ 43

4.8K 424 32
                                    

- Pani Aristow... Mamy problem! - Trzymając przy ustach kubek świeżo zaparzonej herbaty, spojrzałam na położoną przed moje oczy na kuchennym blacie poranną gazetę. George miał jednak w sobie tą zaletę, że nie budował łagodzących wprowadzeń. Doceniał moja inteligencję i odważnie korzystał z własnej.
- Szybko i zupełnie nie w temacie... - wściekła, ale bez dramatyzowania, sięgnęłam po wydanie.

Jak widzimy i jak donosi osoba z bliskiego otoczenia atrakcyjnej wdówki, pewne sentymenty nigdy nie umierają. Niedawny pogrzeb męża nie wciągnął młodej Julii Aristow w rozpaczliwą żałobę, a w myśl zasady "stara miłość nie rdzewieje", możemy niemal rozkoszować się kolejnym interesującym zwrotem akcji w życiu do niedawna skromnej pani psycholog. Jakże emocjonujący musi być dla tych obojga fakt, że kobieta nieoczekiwanie została dziedziczką potężnej fortuny, bez szczególnego kapitału uwodząc wcześniej rosyjskiego miliardera. Nietrudno też odczytać jak intymna energia przepływa pomiędzy tą dwójką i jak czasami opłaca się rozstać, by powrócić do siebie w lepszych czasach. Z pewnością historia kopciuszka, rycerza zdobywającego rękę księżniczki i połowę królestwa, oraz nieco Gina z lampy Alladyna, który właśnie spełnia wydawałoby się trzy absurdalne życzenia. Muszę przyznać, że dawno na naszym rodzimym podwórku nie mieliśmy do czynienia z tak zawiłym romansem. Osobiście oczekuję, że głośny wystrzał fajerwerków mamy jeszcze przed sobą.

- Pieprzony Solange... - skomentowałam głośno tekst opatrzony bardzo aktualnym zdjęciem z wczorajszego dnia, kiedy z Vasco siedzieliśmy na przeciw. Pocierałam w milczeniu jeszcze palcami skroń, zastanawiając się komu pierwszemu w ten słoneczny dzień powinnam roztrzaskać lico. Dobra... Sentymentalna Julia rozprawia nad życiem, przestraszona szuka subtelnych rozwiązań, ale wkurwiona przestaje być subtelną damą. Byłam pewna, że redaktor i Vasco grają we wspólnej drużynie i ten drugi z pewnością wie coś na temat nagrań.
- Uważam, że powinna pani zareagować.
- Jesteś moim sprzymierzeńcem? Nie uważasz, że to może być prawda? - zapytałam z ironią.
- To, że nie mówię wiele panu Silvio, nie oznacza, że nie mam o czym. Mój wiek może być dla niektórych zarzutem, ale sporo dostrzegam. Widziałem wasze reakcje w trakcie spotkania i jestem pewien, że nie miało ono zbyt wiele z przyjacielskiej pogawędki. Ktoś umiejętnie uchwycił mały kadr, do którego można dopisać każdą historię. Poza tym, że był to ktoś kto wyczekiwał tego momentu, a ja nie wiem co było tematem, to pani reakcja wczoraj i dziś jasno mi mówi, że ta sytuacja bardzo niepokoi.
- Dobrze. Egzamin zdałeś na pięć.  Umiesz szukać informacji?
- Umiem, ale znam kogoś, kto jest w tym najlepszy.
- Można mu ufać?
- Pracuje ze mną w firmie. 
- Dla kogo jeździ?
- Dla premiera.
- A głowy państwa nie pilnuje jednostka rządowa?
- Owszem, ale każdy szanujący się cel, ma w swoich szeregach kogoś bardzo tajnego i bardzo prywatnego.
-Ta wasza firma to nie jest oficjalna działalność?
- Powiedzmy, że lubimy dyskrecję - uśmiechnął się szeroko.
- Dużo was jest?
- Dwudziestu.
- Można tak was wynająć na telefon?
- Zależy kto dzwoni.
- George...
- Działamy legalnie, ale dostęp do nas jest jak do płatnego zabójcy.
- Nie wiem kto was zorganizował, ale faktycznie musicie być dobrzy, skoro Silvio znał kontakt... W porządku... Znajdź mi szybko coś mocnego na temat redaktora. Muszę go jakoś pogrążyć żeby przestał się interesować, lub co najmniej przestraszyć. Vasco ma z kolei pewne materiały, które...
-  Rozumiem, że coś wstydliwego?
- Intymnego i zdecydowanie prywatnego. Jeden i drugi obawiam się, że tańczy do jednej piosenki niestety moim kosztem.
- W takim razie mam lepszy pomysł. Wylot do Vegas da się przesunąć nieco, a redaktora zdecydowanie wprawimy w przerażenie. Oczywiście coś kompromitującego dostarczę później, ale żeby zyskać na czasie, mocno nim potrząśniemy.
- Jaki masz pomysł?
- Metoda stara jak świat - uśmiechnął się dwuznacznie. 

***

- Witam! Na pewno się spodziewałeś! - z impetem wtargnęłam do biura redaktora pewnie rozsiadając się na sofie na wprost. Tylko przez chwilę miałam ochotę patrzeć na zmieszanego mężczyznę. Raczej nie był zaskoczony, ale z pewnością liczył na jakąś wściekłość i oberwanie w pysk. Ja natomiast stosując się do wskazówek Georga, w pierwszym punkcie "odpowiedni strój", gorącą jak dominikańskie plaże czarną szmizjerkę z wysokimi skórzanymi kozakami, uznałam za dodatkową tarczę, na której przyjemnie zwłoki tej gnidy wyniosę z tej bitwy jako trofeum.
- Rozumiem, że to kolejne spotkanie pod tytułem "tanie groźby". Chociaż faktycznie liczyłem na kontakt w bardziej osobistych i intymnych klimatach. Zakładam jednak, że zrozumiesz jak bardzo potrafię rozdzielić pracę od życia prywatnego i to co pewnie już przeczytałaś, jest tylko rybacką siecią do połowu setek tysięcy czytelników. Liczę też na odrobinę wdzięczności za to, że jednak staram się dbać o twoją rozpoznawalność. Oboje wiemy, że treść jest najmniej istotna. Grunt to być na szczycie i stać się głównym tematem salonów. - Słuchałam jak w zawiłym monologu sztucznie pompuje swoje poczucie pewności. Reanimował bycie obojętnym i bezwzględnym pismakiem, co on pewnie nazywał roboczo "profesjonalnym". Rosły słupki, rosła jego doskonałość i redaktorski geniusz wśród innych tego typu popaprańców.
- Nie przyszłam narzekać, ani się tłumaczyć. Jak sam powiedziałeś, prawda nie jest istotna. Sądzę z resztą, że dużo wcześniej umówiłeś się z Vasco na konkretny scenariusz. Jesteście w zasadzie tacy sami. Dwóch kłamliwych sukinsynów próbujących ugrać swoje. Jestem dla was jedynie okazją bez znaczenia na to, jakie mogę z tego tytułu ponieść koszty. Rozumiem to równanie i w zasadzie niech każda ze stron nadal brnie w swój cel. Jest tylko jedna mała przeszkoda... To znaczy nie wiem czy w areszcie będziesz miał taką swobodę pisarską.
- Co próbujesz mi powiedzieć?
- Na przykład tyle, że twoje auto skrywa kilogram metaamfetaminy, którą FBI niekompletną zgarnęło tydzień temu z transportu do Australii. Bardzo głośna sprawa... Mogą nie chcieć słuchać twoich tłumaczeń, a towar jest mocno rozpoznawalny. Miałeś już epizod narkotykowy, a teraz to byłaby bardzo gruba historia. Jak myślisz, który z kolegów opisze zgarnięcie sławnego Solange z redakcji i przeczołganie go po chodniku do policyjnej furgonetki?
- Rozpoznaję, kiedy ktoś blefuje - próbował przeciągać wątpliwe zwycięstwo.
- No nie wiem, nie wiem... Ja bym raczej wątpiła w twoje umiejętności rozpoznawania prawdy. Poza tym Vasco też grzebał się w dragach, wasze ostatnie kontakty... Tyle poszlak - kontynuowałam cholernie spokojnie. Nie wiem skąd, ale George naprawdę był w stanie zgrać to absurdalne przedstawienie. Wolałam chyba nie pytać i nie dociekać. Miałam odegrać swoją rolę i szłam w zaparte.
-  Nie zrobisz tego - uśmiechnął się głupio. - Wiesz ile takich niestworzonych bajek nasłuchałem się w tym miejscu?  Jest mi przykro, że nasza znajomość obiera taki zły kierunek. Wierzyłem, że należysz to tej grupy kobiet, które nie pchają palców do ogniska.
- Masz marne porównania i jakoś mało interesują mnie twoje oceny mojej osoby. Szczególnie, że są tak nietrafne. Cóż... - wstałam, przybierając postawę bogini zwycięstwa, przerzucając jednocześnie rozpuszczone włosy przez prawe ramię do tyłu. - Jeśli w tej chwili podpiszesz ten dokument, wyjdę stąd i nigdy więcej się nie spotkamy. Jeśli nawet miniemy się przez przypadek, nawet nie spojrzysz w moją stronę. - Położyłam przed mężczyzną dwustronicową umowę na całkowity zakaz pisania o kimkolwiek z nazwiskiem Aristow pod rygorem stumilionowej kary, którą będzie należało uiścić w ciągu roku od wydania artykułu. Bez znaczenia do jakiej redakcji trafi dziennikarz.
- Co za idiotyczny pomysł! - zrzucił kontrakt z pogardą na podłogę.
- Uważam inaczej... - wolno skłoniłam się ku parkietowi i podniosłam pisemne przymierze. Znów położyłam na blacie zajętego przez stos dokumentów biurka i spokojnie ruszyłam do wyjścia. - Muszę się pospieszyć. Osobiście chcę zobaczyć jak służby tam na dole, rozpruwają twój samochód. Postronni obserwatorzy najszybciej wrzucają takie materiały do sieci, więc z przyjemnością zadbam, żebyś i ty poczuł jak to jest być na pierwszej stronie. - Prawie zniknęłam za rogiem, jednak musiałam dodać jeszcze jedno zdanie. - Chyba masz już kolejnych gości. Miłego dnia! - Musiałam to dodać, bo na korytarzu właśnie dostrzegłam dwóch funkcjonariuszy. Co miało nastąpić dalej, nie miałam pojęcia, ale miałam dotrzeć do tego momentu. Szłam wyprostowana korytarzem redakcji, obserwowana przez zdziwionych pracowników, którzy na pewno wiązali ze sobą tą wymianę wizytacji. Stojąc już przed windą, czekałam na właściwy według mojego poziomu rozumowania, ciąg dalszy. - Podpisz to kurwa! Podpisz to idioto! - szeptałam twardo pod nosem, czując jak irytuje mnie leniwie nadjeżdżająca winda, swobodnie krążący nowi przybysze za moimi plecami i stażyści w pogniecionych marynarkach.
- Julia! Julia! - usłyszałam wołanie redaktora. Chcę się cieszyć, chcę się kurwa cieszyć. Miej dla mnie lepiej rozsądny powód zatrzymania.
- Tak? - obróciłam się z miną niewzruszonej negocjatorki.
- Twoja umowa! - zdyszany machnął mi przed twarzą arkuszami. Jego gra w tenisa musiała być kolejnym kłamstwem. Nie miał żadnej kondycji przebiegając te kilkadziesiąt metrów, albo aktualne emocje mocno podniosły poziom adrenaliny.
- Rozczulają mnie inteligentni mężczyźni - uśmiechnęłam się podle wyrywając upragniony podpis. - Nie wiem jakich słów użyli ci poważnie panowie, ale cieszę się, że w końcu jakieś argumenty do ciebie dotarły.
- Jaką mam pewność, że nie wpakujesz mnie w jakieś gówno.
- Masz moje słowo. 
- Słowo? Chcę mieć na papierze, że jakakolwiek próba pozbawienia mnie dobrego imienia z waszej strony, będzie się równała również okrągłym stu milionom.
- Ty nie masz dobrego imienia Solange. Jednak daję ci gwarancję, że nic z naszej strony ci nie zagraża i w cokolwiek wdepniesz, nie będzie naszą inicjatywą. Dodatkowo... - na chwilę zawiesiłam myśli, nadając szczególny wyraz temu, co chcę powiedzieć - jeżeli zdarzy się, że twój świat zacznie się bez twojej winy mocno walić, pomogę ci. Raz, tylko raz. Pamiętaj jednak, że moje obiecane sto milionów to majątek całej twojej rodziny. Jeśli więc jeszcze kiedyś w twojej gazecie, lub jakiejkolwiek, w której będziesz pracował, wspomnisz o mnie i moich bliskich, zetrę cię. Radzę też zerwać stosunki z Vasco. On chyba jednak woli większe ryzyko i może szybko poznać jak dopasowuje się ciało do więziennego uniformu. Żegnam!
- Co z narkotykami?
- O co konkretnie pytasz?
- Znaleźli je.
- I? - O kurwa! Nie znałam już trafnych odpowiedzi.
- Na szczęście w aucie obok, należącym do jednego z dziennikarzy.
- To chyba masz szczęście.
- Nie blefowałaś...
- Nie. FBI przyszło do ciebie w sprawie twojego pracownika, ale gdyby nie to - uniosłam papiery - ty byś był następny. Zdecydowanie z większym przytupem. A tak, wasz parking obchodzi oblężenie, a aktualny winny przy tak niewielkiej ilości z dobrym adwokatem, dostanie co najwyżej zawiasy. Tylko wiesz jak jest z policją... Lubią drążyć, szukać źródeł... To chyba jednak już nas nie dotyczy. - Dodałam na koniec pożegnalny grymas i wsiadłam do w końcu przybyłej windy, mijając się w przejściu z kolejnymi funkcjonariuszami. To będzie popołudnie długich przesłuchań w tym miejscu. Och, jak dobrze poczuć, że nie wyszło na jaw, jak wielką potrafię zrobić z siebie idiotkę i moja zabawa w bycie twardą suką, mogła mieć fatalne zakończenie. Udało się! Wierzę, że się udało... Jeszcze Vasco... Muszę odzyskać materiały. Póki co, miałam tylko gwarancję, że Solange odpuści kontakt z Giannim, ale ten idiota na pewno nie zrezygnuje z pozornie łatwego zarobku. Nawet bez sojusznika, będzie miał ochotę na dobranie się do moich słabości. 

Wiedziałam, że Vasco nie dostarczył materiałów. Grał nadal w "dziesięć milionów będzie moje, albo...". Dobrze... W takim razie po powrocie z Nowego Jorku, będę musiała poprosić Georg'a o kolejny doskonały pomysł, albo do tego czasu sama pomyśleć jak rozdeptać tą pluskwę. Najpierw potrzebne było zagranie na zwłokę, żeby ten pazerny człowiek nie pomyślał, że ignoruję sprawę. Nie miałam zamiaru go rozzłościć. Miałam zamiar go nieco rozbudzić na myśl o nadchodzącej wielkiej wygranej. Finalnie zdecydowanie dać mu nauczkę i sprawić, aby wspominanie mnie jako części własnej historii, było bardzo niemiłe.

***

- Jakieś szczególne życzenia? Bo jeśli nie, to chyba powinnaś nieco odpocząć. Emocje z przedpołudnia długo cię trzymały, a w trakcie lotu nawet się nie zdrzemnęłaś.
- Liczyłam na szczegółowe objaśnienie zajścia w redakcji, organizacji wydarzenia, nie wiem... Cokolwiek... - leniwie odpowiedziałam wchodząc do hotelowego apartamentu Igora w Vegas.
- Julia...
- Miło, że zrywasz z tym sztywnym "Pani" i to pewnie ustawia nas w relacji większego zaufania. Nie musisz zatem powoływać się na jakieś tajemnice i odważnie wyznać jak zrealizowałeś podpis Solange.
- Nie ma w tym żadnej przestępczej ręki, ale niestety nie mogę się podzielić tym z tobą. Im mniej ludzi, tym pewniej dla innych. 
- Teraz zaczynasz mi się już jawić jak potomek tajemniczego Silvio, niż jak sympatyczny olimpijczyk.
- Nie jesteś zadowolona?
- Jestem i to bardzo, ale z natury lubię wiedzieć wszystko.
- Ustalmy, że ciebie interesuje sukces, a ja zajmuje się aby na drodze do niego  nie było przeciwności.
- Kiedy ty ze skromnego chłopaka stałeś się Kevinem Costnerem z "Bodyguard'a"? - z lekkim tonem zapytałam.
- Nie lubię się reklamować - uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony.
- Dobrze... Dziś faktycznie lepiej odpuścić. Zdrzemnę się z dwie godziny i zejdę na kolację.
- To będzie coś uroczystego? - zapytal George odczytujac trafnie, że czas się wycofać z mojej przestrzeni.
- To Vegas... Tu wszystko jest uroczyste.
- Będę w pobliżu. Najlepszych snów i wolnej głowy.
- Dziękuję, ale moja głowa jest jak czarna dziura, pochłaniająca kolejne ekscytująco porażające wydarzenia. Coś musiałoby mnie poważnie oderwać od zajmowania się własnym życiem, żeby osiągnąć błogi dystans.
- W takim razie życzę dystansu.
- O... I to jest dobre. - Nic wiecej nie dopowiedzielismy. Uznałam dzień parszywych rozmów za zamknięty. Niedokończone zdania za nieistotne, a myśli o zblizajacym się urodzinowym przyjęciu w NY, za wizję chwilowego powrotu do komfortu. Oj Elizabeth z pewnością oderwie mnie od ostatnich wydarzeń. Przecież tylko ona potrafi tak sprawnie ustalić właściwe centrum wszechświata dla naszej rodziny i wskazać, o czym należy rozprawiac. Z pewnością nie będą to moje problemy, ale to, że sama nim dla niej jestem. Dzięki Ci Boże za tak barwną rodzinę i... szybki sen...

KRUSZĄC LÓDWhere stories live. Discover now