ROZDZIAŁ 48

6.2K 473 180
                                    

Zrobiłam to z wielu powodów, ale dodatkowym był na pewno ten, że najmniej życzyłam sobie bycia spokrewnioną z Ismachami. O tyle, o ile uprzejme zaproszenia ze strony mojej rodziny na wyjątkowo wyniosłe uroczystości mogły być uzasadnione, o tyle posiadanie Martina w drzewie genealogicznym mocno odpychało mnie od tego personalnego zamieszania. No dobrze... Spotykanie się z Meg Ismach zbyt mocno szarpałoby mi nerwy. Nie lubiłam jej i mimo wszelakich rozsądnych tłumaczeń, że Aristow spogląda już na nią jak na przysłowiową paprotkę, nadal podświadomie dostrzegłam w tej kobiecie zagrożenie. Wiem co powiedziałby Carl, wiem że nazwałby to moją kolejną dramatyczną ucieczką i szczeniackim unikiem przed prozą życia zwaną najczęściej problemem, ale ja wcale nie uznaje, że unikanie złych doświadczeń, jest przejawem niedojrzałości. Uważam, że ludzie z natury nie czekają na nieszczęście i dokładnie taką przybierałam pozycję. Cóż... Może obrączka i pierścionek powinny wrócić do właściciela w mniej melodramatycznych okolicznościach, ale tylko tak umiałam dosadnie powiedzieć Igorowi "Pozwól mi odejść". Potrzebuję jego wstrzemięźliwości, jakiejś rezygnacji i dystansu, żeby jeszcze bardziej utwierdzić się w przekonaniu, że postępuje słusznie. Mam mocną nadzieję, że nauki Carla, iż żeby coś zyskać, trzeba umieć coś stracić, nie pójdą na marne. Wierzę, że Aristow odpuści i nie zachowa się wobec mnie jak do tej pory miał w zwyczaju względem kobiet. Ech Julia... Mądrze prawisz, ale jakoś uwierają cię własne myśli...

Poranek nie wydał się uleczająco lżejszy. Z nieuzasadnionym bólem mięśni zwlekłam się z kanapy, na której zasnęłam, licząc że uda mi się jeszcze obejrzeć do końca tkliwy odcinek Oprah. Niestety próba "zapchania" głowy cudzymi problemami, zakończyła się z pierwszym ziewnięciem. I tak... Nie umiałam pozbyć się myślenia o tym, co w danym momencie robi Igor. Czy jego radzenie sobie z rzeczywistością jest sprawniejsze? Czy znalazł sposób na przetrwanie? Życzyłam tylko sobie, aby w swoim aktualnym byciu i odzyskiwaniu utraconej przez śmierć rzeczywistości, nie otarł się o nienawiść do mnie. Być może robię wiele, żeby było mu się łatwo na mnie złościć, ale nie zależy mi na staniu się jego wrogiem.

- Żyję... Niepotrzebnie się zamartwiasz... - spokojnie wypowiedziałam do słuchawki, odbierając połączenie.
- Cieszy mnie niezmiernie twój dobry humor. Otworzysz?
- Czyim jesteś wysłannikiem? - spokojnie pytałam, mieszając dźwięcznie łyżką w kubku ciepłej herbaty.
- Julia... Spauzuj... Zrobiłaś wczoraj wyjątkowo ciekawe zagranie, że wystarczy mojej babskiej ciekawości, żebym o dziesiątej rano kwitła pod twoimi drzwiami.
- I przysięgasz, że nie jesteś niczym posłańcem?
- Vasco! Nie wkurzaj Panny White! - ostro, ale z zabawnym tonem, zagroziła.
- Idę, już idę... - rozbawiona jednak postawą Sary, ruszyłam by wpuścić gościa.

- Co ty odwalasz?! - bez uprzejmego "dzień dobry", "jak się masz?", lub "martwiłam się o ciebie", bratowa wtargnęła do centrum apartamentu.
- Po takim wstępie nie zaproponuje ci kawy! - swobodnie ruszyłam zabrać swój napój do salonu, w którym to Sara zamierzała wycisnąć ze mnie wszelkie szczegóły ostatnich tygodni. Dziennikarskie chwyty i zabiegi postanowiła odświeżyć na moim przykładzie.
- Powiedz mi, który fragment waszej idylli przegapiłam? Bo jakoś mi się nie wydaje, żeby alternatywa rozstania w ogóle do wczoraj istniała.
- Czyli jednak jesteś w drużynie Igora... - lekko podsumowałam, zaciągając łyk miętowej herbaty.
- Nie. Jestem po waszej stronie: ani twojej, ani jego. Po waszej.
- Nie mam ochoty na walkę o lepsze argumenty. Jeśli liczysz, że będę cię usilnie przekonywać do swoich racji, to nie spełnię tego życzenia.
- W takim razie wyjaśnij mi jak drugiej babie, gdzie tkwi doskonały powód, dla którego zostawiasz człowieka, w którym się kochasz, i który nie widzi świata poza tobą. Dodam tylko na osłodę, ze jest cholernie bogaty, jeszcze bardziej przystojny i jest w stanie dla ciebie obrać świat ze skórki, jak przysłowiową pomarańczę.
- A nie wycisnąć? - odgryzłam się szybko.
- Vasco tłumacz się! - wyciągniętym w moim kierunku palcem oznajmiła, że czas żartów właśnie minął.
- Sara... - Nie byłam chyba gotowa jeszcze na taką szczerość.
- Pozwól mi to zrozumieć. Nie mam zamiaru sklejać tego rozbitego talerzyka. Jesteście dorośli... Albo i nie... Niemniej, nic tak nie psuje międzyludzkich relacji, jak trzeci element.
- Element?
- Jak ktoś pozbawiony właściwego odczuwania konkretnych emocji, zaczyna radzić i naprawiać.
- Zmieniasz profesje? - uśmiechnęłam się zaczepnie.
- Nie, nie zamierzam włazić w twoje zawodowe podwórko, ani między was niczym dobra wróżka. Wystarczy mi po prostu mojej inteligencji, żeby ocenić to co widzę. Dlaczego?
- Bo tak czuję.
- Pierdolisz!
- Czy ty musisz być taka wulgarna? - wymownie spojrzałam na brzuch kobiety, sugerując, że jej stan bardzo nie łączy się z takim językiem.
- Nie martw się. Jak zacznie słyszeć matkę, będę mówiła Sheakspir'em.
- Już słyszy.
- Nie zmieniaj tematu. Skąd ta decyzja? - Już z łagodniejszym wyrazem, usiadła naprzeciw.
- Hmmm... - przetarłam dłońmi twarz, wypuszczając po chwili skłębione od obaw powietrze.
- To na początek... - pospieszała mnie przyjaciółka.
- Uważam, że Igor zasługuje na kogoś lepszego, niezwykłego, ambitnego... Ja uczepiłam się swojej pasji i nie widzę się poza nią. Nawet jeśli do niedawna sprawnie przesuwałam się między liczbami, to nie jest coś, co pokocham. I to banalne "nie pasujemy do siebie" idealnie zgrywa się z tą sytuacją.
- Większych głupot nie słyszałam. Przypominam, że Igor jest chodzącym zaprzeczeniem cnót i zajmie ostatnie miejsce w kolejce do nieba, a ty sugerujesz jakąś jego doskonałość?
- Ty i Karl byliście z równoległych światów nowojorskiej błyszczącej elity. Ja jestem daleko z tyłu i nie czuję tej energii.
- Kłamiesz... - z dziwną pewnością w głosie oznajmiła.
- Nie kłamię! - odrzuciłam atak.
- Łżesz jak dziwka w klubie dla dziewic.
- Skąd ty bierzesz te porównania? - z retoryką w głosie przewróciłam oczami.
- Może i na długiej liście twoich "przeciw" zapisałaś te podpunkty, ale dla miłości nie rezygnuje się z takich powodów.
- Przestań! Rozsądnie będzie dla nas obojga powstrzymać się przed wiciem wspólnego gniazda i uznać te kilka tygodni z pouczającą przygodę.
- Ty się zderzyłaś z jakąś ciężarówką?! My rozmawiamy o twoim życiu dziewczyno, o twojej przyszłości! Mówimy o człowieku, który dla ciebie zmienił wszystko, a ty wyszłaś z tej swojej paskudnej skorupy prowincjonalnej laski prosto z Texasu.
- Lekko przesadzasz... - spojrzałam z wyrzutem za to porównanie.
- Powinnaś była wymyślić coś bardziej przekonującego niż te blade hasełka, przez które jak nie zmądrzejesz, będziesz za kilka lat wypłakiwać się komuś w rękaw.
- Sara! - stanowczo przerwałam kobiecie złudne kreowanie swojej przewagi w tej rozmowie. - To są poważne powody, jak to że jestem przytłoczona wizją jakie życie czekałoby mnie obok Aristowa. Ciągły strach, że ktoś może celować do mnie z broni, że może chcieć mojego nieszczęścia, a mój mąż musi odbierać mi spokój, żeby ratować swój majątek. Nie chcę tych zagrożeń. Nie mam ochoty na kolejne spotkanie z demonami jego przeszłości i błędami własnej. Poza tym takie trwanie za czyimś plecami... Chcę czegoś własnego, czegoś co będzie definiowało mnie, bo będzie efektem mojej pracy. Jeśli zostanę... będę już tylko żoną Aristowa.
- Nagle ci się na ambicje zebrało! Trzymajcie mnie!
- I mówi to ktoś, kto wydał własną książkę i ma program w telewizji. Ty powinnaś mnie najlepiej rozumieć Sara.
- Tak na ludzki rozsadek: czy on zrobił ci coś tak strasznego, że obok miłości stanęła nienawiść? - Przenikliwe spojrzenie dziennikarki nie pozwalało na najmniejszą ucieczkę w głośne rozważania.
- Nie... nie wiem. To naprawdę nie chodzi o to jaki on jest, a bardziej to jaka ja jestem.
- Tak to wszystko pokrętnie tłumaczysz... Czego się boisz? Konkretnie!
- Nie boję się...
- Taka nagła rezygnacja... To musi być strach o coś więcej, niż chłodny powiew Moskwy.
- Właśnie tym się różnimy. Ty masz siłę stawać z bronią w walce o ważne sprawy i ryzykować nawet życiem. Ja mogę co najwyżej wygłosić kwieciste przemówienie. Na tyle starcza mi mojego poczucia wartości. Jednak Igor wymaga czegoś więcej.
- Posłuchaj... Czasami, ale tylko czasami życie bywa lepsze niż to sobie zaplanowaliśmy. Zapewniam, że nic bardziej emocjonującego cię w życiu więcej nie spotka, a taki mężczyzna jak Aristow nie zmienia się pod wpływem działania grawitacji księżyca. Powiem więcej... Uważam, że jesteście dla siebie stworzeni. On wiecznie rozpędzony huragan i ty lekka bryza znad oceanu. Dwa żywioły mogą się co najwyżej pozabijać. Daj mu zadbać o ciebie, rozwiać każdą wątpliwość...
- Jesteś bardzo lojalna wobec niego, ale wcale mu nie pomagasz... - z lekką złością wyraziłam ostatnią myśl. Nagle zakłuło mnie wspomnienie o ich romansie i mogącej nadal utrzymywać się z tego zażyłej relacji. Już bez spojrzenia wstałam i przeszłam do kuchni odstawić pusty kubek.
- Doszukujesz się błędnych motywów! - krzyknęła za mną Sara, również podążając w tym samym kierunku.
- To znaczy? - udawałam nieco niezorientowaną.
- Sugerujesz, że na obronę Igora ma wpływ nasza wcześniejsza zażyłość. Jednak nawet gdyby nie ona, nie zmieniłabym o nim zdania. Uratował Karla, pomógł nam zrozumieć, że to właśnie my jesteśmy tym słusznym równaniem i nie pozostawił żadnych roszczeń z tytułu zranionego ego. Doskonale wyczuł, że jego sukces jeszcze nie nadszedł, że jego czas dopiero przed nim. A gdy okazuje się, że cudownym zbiegiem okoliczności siostra mojego faceta jest właśnie tą odpowiedzią, ty reagujesz zaskakująco idiotycznie. Mam dosyć patrzenia jak ludzie marnują potencjał, jak rozbijają się o jakieś psychologiczne autoanalizy i lądują z wrednym kotem na kolanach, spragnieni miłości drugiego człowieka.
- Nie sądzę żebyś była sama taka pragmatyczna gdy chodziło o mojego brata. - Jasno dałam do zrozumienia, że Karl szczegółowo informował mnie o przebiegu ich związku.
- Dzisiejszy dzień nie jest tym, w którym się pokłócimy, więc się nie staraj. Ta rozmowa jest między nami i proszę, żebyś pozwoliła mi zrozumieć, że oprócz tego wszystkiego, jest jeszcze coś, co całkowicie usprawiedliwia twoje postępowanie.
- Sara... Czas kiedy musiałam w ogóle się komukolwiek tłumaczyć, dawno minął. Nic więcej na ten temat nie powiem. Postanowiłam być sama, co nie oznacza, że będę unikać Aristowa za wszelką cenę, albo wymagać, że ktokolwiek z was się od niego odwróci. - Moją myśl przerwał właśnie zbyt głośny dźwięk telefonu, który zostawiłam wcześniej na kuchennej wyspie. To Sara jako pierwsza doczytała na rozświetlonym ekranie od kogo nadchodzi sygnał. Jej zaskoczone spojrzenie nie wymagało objaśnień, a ja doskonale wiedziałam z kim mogłam po odebraniu rozmawiać. Pieprzony Vasco i jego obślizgłe chciwe łapy. Bez komentarza jednak podeszłam i rozłączyłam tą próbę.
- To jest powód? - niepewnie zapytała.
- Skończyłam White ten temat. - Nie miałam ochoty brnąć dalej.
- Co zamierzasz?
- Miło, że pytasz...
- Weź głęboki oddech i zrzuć ten sarkastyczny płaszczyk. Wracasz do Toronto?
- Tak. Dziś wieczorem.
- Praca, studia... tym chcesz się zająć?
- Odkurzę nieco swoje poprzednie życie i bardziej zadbam o swoją bezpieczną wyspę.
- Nuda! Kompletna nuda i gówniany finał! - W swoim jedynym wyjątkowym stylu wygłosiła White, i z uniesioną od niechcenia dłonią, wyszła bez przyzwoitego pożegnania. Stałam jeszcze moment zakończona ta niepasującą scenką do naszej całej rozmowy i już po chwili z luźniejszymi mięśniami, wyszłam z telefonem rozprawić się z pierwszym z Byłych.

KRUSZĄC LÓDDonde viven las historias. Descúbrelo ahora