🏰 𝙲𝙷𝙰𝙿𝚃𝙴𝚁 𝟷𝟶 🏰

558 55 8
                                    

Jimin

Pokolenie czarodziejów w moim rodzie rozpoczęło się wieki temu i od tego czasu w naszej rodzinie nie pojawił się żaden mugol. A to było dziwne, bo w Korei nie było za wiele rodzin czarodziejów. W każdym razie spotkanie ich było trudne przez fakt, że nie było tam żadnej szkoły magii. Dzieci uczyły się w domu, jedynie w skrajnych wypadkach (jakim było bycie mugolakiem) dzieci były wysyłane do szkoły magii. Najczęściej wybór padał nie szkołę w Japonii.

Jednak w moim wypadku był to Hogward. Dlaczego? Bardzo proste, od urodzenia mieszkałem w Anglii, ponieważ rodzice od samego początku wiedzieli gdzie chcą mnie umieścić, kiedy tylko objawi się moja moc. Przecież to jest ten wspaniały zamek, gdzie uczył się Harry Potter - bohater, który pokonał Voldemorta. Nie rozumiałem ich, ale nie podważałem ich decyzji, bo dzięki ich przeprowadzce poznałem Taehyunga.

Problem był jeden. Byłem jedynym z rodu, który rozpoczął naukę w szkole. I to nie byle jakiej, takiej z podziałem na domy, których znakiem były zwierzęta. Przez cały pierwszy rok nie brałem tego za coś ważnego, ale po przyjeździe na święta jedyne co słyszałem to ciągłe syczenie moich kuzynów, którzy razem z resztą rodziny przyjechali uczcić moją naukę w szkole. Po tym zdarzeniu nie czułem się źle, wręcz przeciwnie... skakałem z radości, że nie trafiłem do Gryffindoru czy Ravenclawu. Nie wiem czy wytrzymałbym ryczenie lub skrzeczenie wprost do ucha przez kilka godzin. Chociaż w tym wypadku najlepszy byłby Hufflepuff, bo rodzina sama się przyznała, że nie wie jaki dźwięk wydaje borsuk.

Myślałem, że taka sytuacja będzie miała miejsce tylko raz, ponieważ musieli moją naukę w szkole odreagować, ale nie. Przyjazd na wakacje pokazał mi, że moja rodzina tak łatwo mi nie odpuści. Przez całe przyjęcie musiałem tłumaczyć im, że nie mogę wybrać im domu, ponieważ nie jestem Tiarą Przydziału. Oni jednak nalegali i mówili, że głupia czapka nie może robić czegoś, czego nie potrafi człowiek.

W ten sposób wybierałem losowo dla nich domy i patrzyłem, jak po pijaku kłócą się, że „ich" dom jest lepszy. Pamiętam, że wybrałem wtedy dla wuja Slytherin i teraz, ani trochę tego nie żałowałem. Nie myliłem się. Dając go do tego domu, kierowałem się jego miłością do eliksirów. Jednak teraz pokazał swoją ślizgońską naturę.

Po długiej nocy, podczas której walczyłem z Yoongim o kołdrę (tak musieliśmy spać razem, ale pozwolicie, że na razie to pominę), przyszedł list od mojego krewnego. Zasmuciło mnie to, że sowa nie przyniosła żadnej paczuszki. Jednak nadal liczyłem, że w liście znajdę recepturę na antidotum. No cóż... myliłem się.

Po dwóch długich akapitach, w których wyśmiewał moją nieuwagę i złączenie z Yoongim napisał, że nie zna żadnego sposobu na cofnięcie działania eliksiru. Wyjaśnił, że eliksir miał właściwości łączące dwa ciała. Miało to pomóc tym, którzy w wypadku stracili jakąś część ciała. W tym momencie czułem do wuja wielką dumę i nienawiść. Jego dzieło miało bardzo piękne właściwości, ale dlaczego musiał mi wysłał akurat ten eliksir? Już chyba wolałbym pracować z czymś żrącym...

Teraz musiałem sam znaleźć antidotum, ponieważ wuj stwierdził, że będzie to dla mnie świetna lekcja. Sprowokował tym Yoongiego do wyklinania mnie i moich „okropnych" umiejętności. Mówił, że to moja wina i że gdybym był lepszym uczniem to nie doszłoby do tej sytuacji. Chyba zapomniał kto gonił mnie po całym pokoju i sprawił, że fiolka w ogóle pękła.

- Mógł chociaż przysłać składniki na eliksir. Wtedy mógłbym szybciej rozszyfrować przepis na antidotum. - powiedziałem do siebie, bo Yoongi był zbyt zajęty wylewaniem na mnie gniewu. Muszę zapamiętać, że niewyspany Yoongi ma skłonności do marudzenia. Większego niż na co dzień.

2 Cool 4 Skool ✓Where stories live. Discover now