🏰 𝙲𝙷𝙰𝙿𝚃𝙴𝚁 𝟻𝟻 🏰

450 56 2
                                    

Namjoon

Jin się do mnie nie odzywał. No może oprócz kilku zdań, w których podważał każdą moją wypowiedź. Czasami nawet rozwinął się do zarzucania mi bycia egoistą, ale tylko w szczególnych wypadkach.

Kilka razy próbowałem się z nim dogadać. Chciałem to wyjaśnić, ale Kim przekreślił mnie chyba nieodwracalnie. Myślałem, że mu za jakiś czas minie, ale nie. Unikał mnie jak ognia od czasu pełni. A mieliśmy już luty. Zaraz miały być walentynki, a ja zostałem sam.

– Co planujecie z Jinem na dzień zakochanych? – zapytała Annabell podczas naszego piątkowego odrabiania zadań. Siedzieliśmy przy stole w Pokoju Wspólnym, w którym nie było wiele osób. Większość siedziała w dormitorium, aby nie tworzyć ścisku tutaj. Mogliśmy swobodnie porozmawiać.

– Nic nie planujemy. Jest na mnie zły. – powiedziałem. W sumie trochę się zdziwiłem, że o niczym nie wie. Znaczy, nie rozmawialiśmy o tym, ale skoro przestaliśmy się spotykać to chyba można się było domyślić. Zwłaszcza Annabell powinna, bo zawsze wiedziała wszystko przed innymi.

– Co? Za co? Od kiedy?

– Jakoś trzy tygodnie. Ugh, bo zaproponowali mi wejście do klubu Ravenclaw. Tego z wybitnymi uczniami, ale wiesz jakie są zasady.

– Zero znajomych spoza grupy. Chłopak też się to tyczy? Myślałam, że chociaż związki zostawiają w spokoju.

– No właśnie nie. – powiedziałem. Dziewczyna pokiwała głową i się zamyśliła. Nagle podniosła głowę i spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.

– I ty się jeszcze zastanawiałeś czy dołączyć?! Ty kretynie! – złapała w dłonie teczkę i mnie nią uderzyła – Dlaczego?

– Posłuchaj… jesteśmy w szkole, powinniśmy wykorzystać ten czas na naukę i stawanie się lepszym. Z nimi mam szanse taki się stać. Fakt, kocham Jina, ale skoro łączy nas uczucie to czy nie moglibyśmy poczekać  ten rok. Przyszły rok jest naszym ostatnim i wtedy już nikt by nie stawiał nam warunków.

– Czekaj, czekaj… brzmisz jakbyś dalej to rozważał.

– Bo tak jest. – odpowiedziałem. Przez to po raz kolejny oberwałem teczką w głowie. Okej, to już mnie wkurzyło.

Czy ktoś może spojrzeć na tą sytuację logicznie? To jest prawdziwe życie, a nie romans dla nastolatków. Gdyby Jin miał taką szansę to bym go nie zatrzymywał. Przecież mamy przed sobą całe życie, więc jeden rok by nas nie zbawił. A przecież nie zapominajmy, że mamy jeszcze wakacje. W gruncie rzeczy musieliśmy przeżyć jedynie dziesięć miesięcy bez siebie.

Brzmiało to okropnie. Ale w gruncie rzeczy to nie jest dużo czasu. Jin też musiał się uczyć, miał swoich znajomych. Czas szybko by zleciał. Jednak Kim ciągle dawał mi do zrozumienia, że muszę wybrać, bo on nie uznaje kompromisu w tym wypadku.

Byłem przez to rozdarty. Chciałem napisać do rodziców o radę, ale byłem bardziej niż pewny, że oni bardziej namieszają. I oczywiście mama będzie sugerować, żeby wybrać klub.

– Co z wami?! Macie do mnie problem, że się waham?

– W miłości nie ma, że się wahasz. Rzucasz się na głęboką wodę i koniec. Kochasz Jina, a jakiś głupi klub jest dla ciebie ważniejszy?

– A gdyby twój chłopak kazał ci wybierać między sobą, a rocznym wyjazdem, który mógłby pomóc ci w karierze psychologa? – dziewczyna zamilkła. Prychnąłem, bo to było oczywiste, że nie odpowie – No i widzisz… Każdy jest mądry póki nie chodzi o niego.

Zamknąłem książki i schowałem je do torby. Miałem dość tej rozmowy. Annabell była moją przyjaciółką, ale w tym momencie nie mogłem na nią patrzeć. Niepotrzebnie jej o tym mówiłem. Jedynie co osiągnąłem to kolejną osobę, która bierze mnie za skończonego dupka, bo myślę choć trochę o swojej przyszłości.

2 Cool 4 Skool ✓Where stories live. Discover now