Znowu minęło parę dni. Moja mama raz do mnie zadzwoniła.
Może to robić co tydzień po godzinę.
Zapytała, czy znalazłem jakichś nowych przyjaciół. Powiedziałem jej tylko o Soonyoung'u.
Nie chciałem jej mówić o Junhui'u czy Chan'ie, nie byłem nawet pewien, szczerze mówiąc, czy Soonyounga faktycznie można było tak nazwać.Nigdy nie byłem aż tak szczęśliwy, rozmawiając z moją mamą. Aż do momentu, w którym padły słowa:
― Minah była tu wczoraj.― I? ― To jedyna odpowiedź, na jaką mogłem się zebrać w tamtej chwili.
― Bardzo się o ciebie martwi.
Wydałem z siebie udawany śmiech, a moja mama westchnęła.
Połączenie już prawie się kończyło, miałem tylko dwie minuty. Uciąłem je więc tak:
― Ta suka jest teraz taka wielce zaniepokojona, a wcześniej zerwała ze mną w potworny sposób. Przekaż jej mamo, że może się smażyć w piekle.Zaraz po tym, zobaczyłem roześmianego Junhui'a stojącego w drzwiach, bo to pierwszy raz, gdy usłyszał, jak przeklinam.
― Ja nie jestem twoim przyjacielem? ― zapytał, odbierał mi słuchawkę.
― Do kogo dzwonisz? ― Zignorowałem jego pytanie.
― Najpierw mi odpowiedz. I po co chcesz to wiedzieć? Zazdrosny? ― Zaśmiał się pod nosem.
Pokręciłem głową z uśmiechem.
― Nie. I nie, nie jesteś moim przyjacielem.Jego twarz natychmiast stężała.
― Co? Czemu?― Najpierw mi odpowiedz. Do kogo dzwonisz?
― Jaki nagle pewny siebie. Do mojego taty.
― Myślałem, że go nie lubisz ― odparłem, gdy przykładał już słuchawkę do ucha.
Ścisnął usta w kreskę i pokręcił głową.
― Wyjdź ― powiedział oschle.Więc tak zrobiłem.
Chan nadal nie wrócił.
I nikt nie wiedział, gdzie był.
Więc pozostałem sam w pokoju, czego zaczynałem nienawidzić.
Właściwie, uwielbiam żyć w odosobnieniu, ale tutaj to inna sprawa.
Czułem się samotny, ale nie chciałem też odwiedzać dwójki.Na kolacji zobaczyłem tylko Junhui'a siedzącego przy stole i gapiącego się w swoją tacę.
― Hej. ― Usiłowałem zwrócić na siebie jego uwagę. Ale nie spojrzał w górę. ― Gdzie Soonyoung? ― Kontynuowałem moje próby, ale nawet się nie poruszył. ― Junhui, czy wszystko...― Masz rację. Nienawidzę mojego ojca. Popełniłem błąd, dzwoniąc do niego. ― Uciął moją wypowiedź.
― Nie powiedziałem, że to był bł...― Przestałem mówić, gdy na mnie spojrzał. Jego oczy były zaczerwienione i pełne łez. ― Junhui, co się stało? Powinienem zawiadomić pielęgniarkę? ― Chciałem wstać, ale złapał mnie za rękę.
― Proszę, nie. Błagam. Po prostu jedz i udawaj, że wszystko jest okej ― polecił słabym, łamiącym się głosem.
― Och, no dobra.― I znowu. Zrobiłem, co kazał.
Jedliśmy, nie zamieniwszy słowa. Nawet na siebie nie patrzyliśmy, a ja nie mogłem wybudzić się z szoku, widząc Junhui'a w takim stanie.
― Spotkajmy się na dachu tej nocy. Naprawdę chcę tam pójść. Teraz już znasz drogę i nie musimy cię budzić, prawda? ― Wysilił się nawet na udawany uśmiech, ale nie zdziałał.
― Uhm, ta. Do zobaczenia.
I wyszedł.
Kontynuowałem jedzenie i nagle zrozumiałem, że nie ważyłem się od tygodnia.
Znaczy no tak, fizycznie owszem, ale doktor Nam nie chciała mi podać numeru, który wyskoczył.
Nagle ktoś trącił mnie w ramię. Odwróciłem się i zobaczyłem tamtą dziewczynę, która zjadła moją zupę ostatnio.
― Mogę się dosiąść? ― zapytała, a ja rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było tylko parę pielęgniarek, zawziętych rozmową.
― Jasne.
Uśmiechnęła się i usiadła na siedzeniu Junhui'a.
― Jest słodki ― odparła nagle.
― Kto? Junhui? ― zapytałem przez śmiech. Definitywnie nie zasługiwał na ten tytuł.
― Nie. Twój współlokator. Lee Chan ― szepnęła, jakby to była tajemnica.
Znowu się zaśmiałem. Szybko jednak przestałem, gdy zauważyłem, że to ją zasmuciło.
― Przepraszam. ― Poprawiłem się od razu, na co skinęła głową.
― Ale od dawna go nie widziałam. Wiesz, gdzie jest? ― kontynuowała po chwili.
― Nie. Też bym chciał to wiedzieć. Miał...załamanie nerwowe kilka dni temu...jeśli rozumiesz, o co mi chodzi.
Dziewczyna westchnęła.
― Mam nadzieję, że wkrótce mu się polepszy.― Wszyscy mamy, uhm...
― Mam na imię Sua. ― Zaśmiała się.
― Jestem Minghao ― Odpowiedziałem, a ona ponownie pomachała głową.
Jedna z pielęgniarek przyszła, zaskoczona, że siedzimy razem.
― Sua, wiesz co ci mówiliśmy ― Powiedziała ostro.
― Przepraszam ― mruknęła cicho dziewczyna.
― Dobra, nieważne. Minghao, możesz już iść. ― poinformowała pielęgniarka.
Gdy kierowałem się w stronę mojego pokoju, spotkałem Junhui'a.
― Nie mów nikomu o naszych nocnych planach ― szepnął mi do ucha, sprawiając, że przeszedł mnie dreszcz.
A potem odszedł.
Dotarłem do pokoju i spróbowałem zachować spokój, bo na łóżku leżała wielka niespodzianka.
Chan.
― Wróciłeś! ― powiedziałem, a on odwrócił się do mnie i uśmiech od razu zagościł mu na twarzy.
Usiadł. A ja obok niego.
Nie rozmawialiśmy.
To był pierwszy raz, kiedy to ja przerwałem ciszę.
― Znasz Suę?― O tak. Jest super dziwna. Jest jedną z tych, co to wiesz dlaczego tu są, tylko na nich patrząc. Naprawdę przerażająca. Ale skąd ty ją znasz? ― odparł.
― Przed chwilą gadaliśmy na kolacji ― oznajmiłem.
Wtedy powiedział mi, że nie wolno jej rozmawiać z kimkolwiek.
----
Było coś około dwudziestej trzeciej, gdy czekałem na Junhui'a przy schodach. Powiedział, żebym był na czas, a sam się spóźnił.Westchnąłem, walcząc sam ze sobą, czy powinienem jeszcze poczekać czy już dać sobie spokój.
Nagle drzwi wychodzące na dach się otworzyły, a w nich pojawił się Junhui z tym swoim uśmieszkiem na ustach.
― Cześć koteczku ― wyszeptał.Przestałem oddychać na moment, czując od niego intensywny zapach alkoholu.
CZYTASZ
Station 11 ✓
FanfictionDwoje chłopaków ze zdiagnozowaną anoreksją i IED zakochuje się w sobie w szpitalu psychiatrycznym tłumaczenie książki @warukki o tym samym, wdzięcznym tytule. 01072016 - rozpoczęcie pisania oryginału 05052018 - rozpoczęcie tłumaczenia [Zakończona]...