vingt-trois.

619 68 44
                                    

- Minghao, wstawaj. Powinieneś iść już do swojego pokoju. - Ktoś poklepał mnie po ramieniu.

- Hm? 

- Idź do swojego pokoju i tam śpij. 

Otworzyłem oczy i zobaczyłem Junhui'a. 

Moja głowa leżała na jego kolanach. Ziewnąłem delikatnie. 

- Czemu? - Zapytałem. 

- Za chwilę bedą sprawdzać. Nie możesz tu zostać. Przepraszam. 

- Nie, spoko. - Powiedziałem szybko, wstając. - Po prostu nie pamiętam, kiedy zasnąłem, to wszystko.

Skinął i uśmiechnął się.

- Ja też nie. Po prostu wróciłem do pokoju i zastałem Cię na moim łóżku. 

- To jakim cudem skończyłem na twoim kolanie? -Zapytałem, a on oczywiście bardzo się ucieszył na to pytanie. 

- Wyglądałeś tak samotnie.. potrzebowałeś towarzystwa. - Wytłumaczył z uśmiechem.

I ja też się uśmiechnąłem.

- No, musisz już iść. Lepiej nie pakować się już w kłopoty. - Stwierdził po chwili, po czym oboje wstaliśmy. 

- Gdzie Soonyoung? - Zapytałem. 

- Nie wiem. - Mruknął wzuszając ramionami. 

- Dobranoc, Junhui.

I zanim zdążyłem zrobić coś głupiego i zawstydzającego, Junhui pocałował mnie w policzek, mówiąc 'Dobranoc'.

Wyszedłem więc, szukając Soonyoung'a. 

Pierwszym kierunkiem była nasza sala do prób. 

I tam też go zastałem. 

Patrzył skupiony w lustro, tańcząc. Był spocony. Bardzo spocony. 

- Soon? - Powiedziałem, przez spojrzał na mnie dysząc. 

Wyłączył muzykę i powiedział mi, żebym zamknął drzwi.

- Co tu robisz? Powinieneś być w pokoju i spać. - Zacząłem. 

- Nie mogę. 

- Czemu? 

- Po prostu.. nie mogę. 

Westchnąłem. 

- Ale lepiej nie wywoływać wilka z lasu. 

- Mam to gdzieś. - Oznajmił, wzruszając ramionami. 

- Chodź, pogadamy o tym. 

A więc usiedliśmy na podłodze i zaczął. 

- Jak wiesz, Chan wrócił do domu na parę dni. I właściwie, też mogłem. Ale tak nagle powiedzieli, że mój stan nie jest jeszcze wystarczająco dobry. - Powstrzymywał się od płaczu. 

Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc kontynuował. 

- Nie byłem w domu przez tak długi czas! Mogę tylko dzwonić do rodziców. Ale chciałbym też zobaczyć ich twarze. Tęsknię za nimi. 

- A jego stan nie jest przypadkiem gorszy od twojego? 

- No właśnie jest. Zapytałem ich o to samo, ale powiedzieli, że jest młodszy i bardzo potrzebuje rodziców. I ja to rozumiem, ale ja też ich potrzebuję. My wszyscy potrzebujemy. - Odparł i szybko przetarł oczy, zanim łza zdążyła spać na ziemię. 

Złapałem go za rękę.

- Nie płacz.

Jego ręka była mokra od potu i trząsła się, więc musiałem się trochę zmusić, by ją trzymać, bo wiem, że to mogło mu pomóc. 

Nagle drzwi się otworzyły i odwróciliśmy się zdziwieni. 

- Co wy tu robicie? - Zaczął Junhui. - I dlaczego trzymacie się za ręce? - Wszedł do pokoju. 

- Soonyoung miał zły dzień, nie bądź zazdrosny. - Odparłem. 

- Nie jestem. - Powiedział z uśmiechem. - Chyba, że chcesz, żebym był.

- Jesteście obrzydliwi. - Wtrącił Soonyoung.

- Wszystko w porządku? - Zapytał go Junhui.

- Czuję się lepiej. Twój chłopak jest dobrym słuchaczem. - Powiedział, po czym ścisnął mój policzek. 

- Nie jestem jeg-.. - Zacząłem.

- Jeszcze nie oficjalnie. - Zaczął Junhui w tym samym momencie. 

- Ooo jak słodko. Nawet myślicie i mówicie w tym samym czasie. - Skomentował Soonyoung, po czym wybuchnął śmiechem. 

- Przestań. - Powiedziałem, ale i tak się uśmiechnąłem, bo naprawdę widać było, że jest lepiej.

- Powinniśmy już iść. Zawsze możesz ze mną pogadać o swoich problemach. - Wtrącił Junhui.

Zatem poszliśmy.

Gdy wszedłem do pokoju, spojrzałem na łóżko Chana. Było zasyfione. Leżała na nim masa książek. Jedna z nich przykuła moją uwagę. 

Szpitalny Dziennik.

Nie. To jego prywatność. Nie powinienem tego czytać. Nie powinienem nawet tego dotykać. 

Ale nie mogłem się powstrzymać. 

Wziąłem dziennik i położyłem się z nim na moim łóżku. 

Nawet nie minutę później, ktoś otworzył drzwi. 

- Pokój czwarty sprawdzony. - Powiedziała pielęgniarka.

- A gdzie drugi? - Zapytała druga. 

- Wydział Intensywny. Próbował się zabić, więc teraz jest unieszkodliwiony. - Odparła pierwsza.

Po czym obie opuściły pokój. 

Nie mogłem oddychać. Moje serce nie mogło nadążyć. 

Chan mógł umrzeć. 

Zapaliłem lampkę nocną i otworzyłem na randomowej stronie w dzienniku. 

Był pełen rysunków, bazgrołów i różnych liter, poukładanych tak, że nie miały dla mnie sensu. 

Ta strona była akurat trochę przerażająca. 

Większość książki nie odstawało od niej. Po przeszukaniu wszystkich stron, znalazłem jedną, która była normalna. Prowadzona, jak normalny dziennik. 

,,Jestem tu już prawie dwa miesiące.

 Można powiedzieć, że zdążyłem się już przyzwyczaić, jednynie parę rzeczy nadal mnie dziwi. Chociażby to, co powiedział mi dzisiaj Junhui. A mianowicie, że jeżeli powiem Minghao o tym, co zaszło pomiędzy nim, a Wonwoo i Minghao go znienawidzi, bez wahania mnie zabije. Nadal czasami myślę, że Junhui jest potworem. 

Dr. Kim wie, że potrzebuję kogoś do rozmowy, kto jest w moim wieku. Nie jestem najmłodszy w szpitalu, ale najstarszy terapeuta?  .. Naprawdę? 

Próbowałem porozmawiać z Minghao raz, kiedy czułem się źle, ale po tym jak widział jak się ciąłem, byłem zbyt przerażony, by jeszcze bardziej go obrzydzić. Nie sądzę by chciał usłyszeć, co mi siedzi w głowie. Mimo to, Junhui cały czas mówi, że Minghao jest bardzo dobrym słuchaczem i też pomaga (na sto procent się w nim buja). Ale według mnie, on też ma problemy, nie chcę tego pogarszać swoją osobą. ''

Zamknąłem dziennik i rzuciłem go z powrotem na łóżko Chana. 

Za dużo myśli w głowie. 

Co Junhui i Wonwoo ze sobą zrobili? 

Station 11 ✓Where stories live. Discover now