trente.

544 74 30
                                    

             Siedziałem na podłodze. Wszystko w pokoju było o miękkości poduszki. Junhui dużo mi opowiadał o tym pomieszczeniu. Mijały zatem godziny. Nazywali to "Celą Odreagowania". Ludzie siedzieli tu, by wyładować emocje - uderzać w ściany, czy podłogę i przy tym, nie dostać żadnego namacalnego skutku ubocznego. Nawet jak już się uspokoisz, musisz odczekać, aż przyjdzie pielęgniarka. Jesteś zamknięty.
Ja nic nie zrobiłem, a jednak zostawili mnie tu. A więc siedziałem patrząc się w drzwi. 

Dla Twojego bezpieczeństwa. 

W mojej głowie brzmiała ciemność. Nie myślałem o Wonwoo. Ani Junhui'u. Po prostu patrzyłem. 

Czasami słyszałem kroki albo rozmowy, ale nie reagowałem. 

W pewnym momencie drzwi się otworzyły. Zobaczyłem Dr Nam, a nie żadną pielęgniarkę, co mnie trochę zdziwiło. 
- Chodźmy. - Powiedziała. 

- Jak długo tu byłem? - Zapytałem ją, zmierzając już do pokoju. 

- Nawet nie godzinę. Zrobiłeś coś? 

Pokręciłem głową. 
- Jestem zmęczony.

Wydawało mi się, że minęło o wiele więcej czasu. 

Nie odpowiedziała. Przeszliśmy obok okna i zdałem sobie sprawę, że już jest naprawdę ciemno. 

Byliśmy już na miejscu, lecz zanim Dr Nam odeszła, powiedziała: 
- Wszystko z nim w porządku. 

      I wtedy wszedłem do pokoju. Chan już spał, ale jego światło na stoliczku nocnym, nadal się świeciło, przez co wiedziałem, gdzie iść. 

Podszedłem do swojego łóżka i przeszedł mnie dreszcz. Wszystkie wspomnienia z wczoraj, powróciły do mojej głowy. 

Nie wiedziałem o kim mówiła Dr Nam, ale miałem nadzieję, że chodziło o Wonwoo, bo wątpiłem, że Junhui odniósłby jakieś poważne obrażenia. 

Usiadłem na łóżku i poczułem szelest pode mną. Wstałem więc, sprawdzając, czy Chan nadal śpi. 

Na łóżku znajdował się list. Od Junhui'a. 

Moje serce zaczęło boleć. Ręce się trząść. Zacząłem czytać. 

Drogi Minghao,

              Nie wiem, kiedy dostaniesz ten list, ale mam nadzieję, że będziesz umiał mi wybaczyć. 

Zaplanował to wszystko. Nie chciał, żebym się dowiedział w taki sposób, ale jego własny. Chciał mi powiedzieć o tym wszystkim. 

              Chciałeś o wszystkim wiedzieć. O tym, co zaszło między mną, a Wonwoo. I mam bardzo dobry powód, dla którego Ci nie powiedziałem od razu. Wstydzę się tego, co zrobiłem. Wszystkiego. Nienawidzę siebie samego, za zrobienie tego, na co nikt na świecie nie zasługuje. Traktowałem Wonwoo jak gówno. Nie, poprawka: zjebałem mu życie. Zaczęło się od bicia i popychania. Nic nie mówił, więc myślałem, że ma na to wyjebane. Byłem za głupi, by zrozumieć. Mój ojciec.. To był ten okres. Było więc dookoła mnie za dużo presji. A już szczególnie, gdy szło mu lepiej w szkole niż mi. Tak uciekałem od patologii w moim domu, że zrobiłem to też jemu. Paliłem jego przybory szkolne, sprawiałem, że wyglądał jak ostatni debil. Nie chciałem, by się uczył, więc go zastraszałem. Kłamałem nauczycielom o tym, co robi poza szkołą, by i oni go znienawidzili. Zrobiłem masę okropieństw. Pewnego razu, nawet się przede mną skruszył. Płakał, szlochał. Pokazał mi nadgarstki. Były całe czerwone i poranione. Miał dość, nie mógł tak dalej. A ja tylko się zaśmiałem. Zaśmiałem się i nazwałem go beksą. 
            Następnego dnia, dowiedziałem się, że wylądował w szpitalu, po próbie samobójczej na sznurze. A tego samego dnia, mój ojciec mnie zgwałcił. I zrozumiałem teraz, że na to zasłużyłem. Zasłużyłem na bycie gwałconym. To było niczym w porównaniu do tego, co przechodził Wonwoo. Byłem samolubny. Przeprosiłem go, gdy się spotkaliśmy w szpitalu, ale nie mógł i nie może mi wybaczyć. I kompletnie go rozumiem. Też nie mogę sobie wybaczyć. Nie zasługuję na przebaczenie. Powinienem był umrzeć i dać mu w końcu spokój. 
           Zrozumiem, gdy też mnie znienawidzisz. Zmieniłeś mnie i nawet jeżeli zdecydujesz się odejść, nadal pozostanę osobą, którą sprawiłeś, że jestem. I będę Cię nadal kochać, ale zostawię Cię w spokoju. Nie zasługuję na Ciebie. Nie zasługuję na nic, co sprawia, że jestem szczęśliwy. Przepraszam za wszystko i mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy. 

Kocham Cię, 
Junhui. 

Nie mogłem powstrzymać łez napływających mi do oczu.  Próbowałem się powstrzymać od szlochania, żeby nie obudzić Chana. Serce mnie bolało i mogło przestać. Przystawiłem do twarzy chusteczkę, by się uspokoić. 

,,Otrzyj moje łzy swoim swetrem"

Kiedy mówił o swoim ojcu na dachu, wyglądał na załamanego, zniszczonego, słabego. Nie mogłem w to uwierzyć i nie wiedziałem, co robić. Chciałem porozmawiać z Junhui'em. Chciałem porozmiawiać z Wonwoo. Chciałem, by przeżył. Chciałem by w końcu był szczęśliwy. Chciałem, by to wszystko się już skończyło. 

             Skuliłem się na łóżku. Patrzyłem na Chana. Jego klatka piersiowa raz opadała, raz wznosiła się spokojnie. Wyglądał, jakby czuł się bezpiecznie. I chciałem, by taki pozostał. Chciałem, by każdy pozostał. Nie chciałem, by słońce znowu zwiastowało dzień. Nie chciałem, by Chan się budził i znowu był smutny. Nie chciałem już widzieć smutku w kimkolwiek. 

Nadal trzymałem list w rękach. Był mokry od moich łez. Zamknąłem oczy i spróbowałem zasnąć. i przynajmniej tą jedną rzecz mogłem zrobić, z tych, które chciałem. 

Station 11 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz