vingt-quatre.

634 69 17
                                    

Muszę porozmawiać

Z Wonwoo. 

Wiedziałem, że Junhui w życiu by mi nie powiedział.

Obudziłem się o piątej nad razem i nie mogłem spać dalej. Nie mogę się uspokoić.

Bardzo niepokoiła mnie sytuacja Chana i nie wiedziałem co zrobić z sytuacją Wonwoo i Junhui'a.

Czułem się zupełnie tak, jakby wszyscy ukrywali coś przede mną.

Westchnąłem ciężko, po czym wstałem z łóżka, zmierzając do okna. Zobaczyłem ciemną nocną pustkę.

Żadnych gwiazd, po prostu ciemność. 

Przypomniała mi się ostatnia noc u mnie. Zanim tu trafiłem.

Kiedy moje życie było o wiele lepsze. 

W pokoju panował zaduch.

Nie wiedziałem, co robić. Nie mogłem wyjść. 

Wróciłem do łóżka i wbiłem wzrok w tamto puste przede mną. 

Tęskniłem za Chanem. 

Chciałem płakać, ale nie umiałem. Zdawało się, że nie umiałem zrozumieć tego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich godzin. 

Wbiłem głowę w poduszkę i zamknąłem oczy. Delikatny ziew wydobył się z moich ust. Byłem zmęczony rozmyślaniem, które także nie dawało mi spać.

 Po chwili udało mi się zasnąć, ale tylko na trzy godziny. 

.

.

.

.

Stałem przed drzwiami Mingyu i Wonwoo. Zapukałem. Drzwi otworzył Mingyu. Nie spodziewał się mnie.

- Obudzili nas dopiero pięć minut temu. Jakim cudem się tu znalazłeś tak wcześnie? - Zapytał, ale mimo to mnie wpuścił. 

Wonwoo siedział na łóżku i ubierał skarpetki.

- Wonwoo. - Zacząłem. Spojrzał na mnie. - Możemy porozmawiać? 

- O czym? 

- O Junhui'u. - Odparłem, a on zacisnął usta w kreskę. 

- Och. - Wydusił. 

- A więc? Możemy?

- Nie. - Rzucił, wstając na śniadanie. - To Twój chłopak, to on powinien Ci powiedzieć. 

- Nie jest moim chłopakiem. - Skomentowałem. 

- No to w takim razie, nie musi Ci nawet mówić. - Wzruszył ramionami. 

- Czemu tak się wstydzicie powiedzieć, że byliście kiedyś razem? - Wyparowałem i nawet mi ulżyło, aż do czasu, kiedy to drugi zaczął się śmiać.

- Nigdy nie byliśmy razem, Minghao. Przepraszam, ale nie mogę Ci powiedzieć, pomimo że bardzo bym chciał. Nie chcę też zrujnować Waszego związku, czy co tam pomiędzy Wami się dzieje. Widzę, jak Junhui się zmienia, ale moja nienawiść do niego nigdy się nie zmieni. Mimo to, jesteś dobrym ziomkiem. - Powiedział i zamknął drzwi. 

- Ale co się stało..? Co on Ci zrobić? 

- Już mówiłem, to przez niego tu jestem. Sam musisz domyślić się reszty. A jeżeli jesteś tego tak ciekawy, zapytaj go. I sorry, ale tak po prostu musi być. - Skończył i wziął Mingyu za rękę.

Skinąłem więc głową. 

- Chodźmy na śniadanie. - Dodał Mingyu, po czym wszyscy poszliśmy. 

Junhui i Soonyoung byli już na miejscu. Soonyoung pomachał nam z uśmiechem. 

Usiedliśmy. Wzięliśmy (i dostaliśmy) jedzenie. I zaczęliśmy jeść. 

- Chan wcale nie jest u rodziców. - Zacząłem nagle.

Wszyscy na mnie spojrzeli. 

- Skąd wiesz? - Zapytał Junhui zdziwiony. 

- Słyszałem, jak pielęgniarki o nim mówiły. Chciał popełnić samobójstwo. I teraz przebywa na wydziale intensywnym. - Oznajmiłem i wziąłem wdech, powstrzymując płacz. 

- A ja byłem na niego zły, bo nie mogłem pojechać do rodziców. Jestem taki głupi. - Dodał Soonyoung w szoku.

- Nie chce z nami rozmawiać o jego sprawach. W sensie chce, ale nie może. - Dodał po nim Junhui.

- Co? Dlaczego? - Dopytywał się Mingyu.

- Po prostu. Tak powiedział, po prostu nie może. Coś go blokuje. No i cały czas zasłania się tym, że przecież my też mamy swoje sprawy. Nie chce, żebyśmy przejmowali się dodatkowo nim. - Wyjaśnił, po czym westchnął.

Kontynuowaliśmy zatem jedzenie, bez rozmów. Wonwoo cały czas patrzył się na Junhui'a w dosyć.. dziwny sposób. Wyglądał, jakby był przerażony. Junhui też to zauważył, ale nic z tym nie robił. 

Po śniadaniu poszliśmy do naszych pokojów, ale ja przekonałem Junhui'a by poszedł za mną, do mojego.

- Pozwól, że zgadnę. Wonwoo i ja? O tym chcesz gadać? - Zaczął, gdy tylko zamknąłem drzwi. 

- Skąd-..

- Pamiętasz, gdy byłeś ciekawy, jak znalazłem się w psychiatryku? Latałeś za mną i ciągle dopytywałeś, ale nie byłem gotowy. Dokładnie tak samo jest teraz. Powiem Ci, ufam Ci, ale nie jestem jeszcze gotowy. - Wtrącił Junhui, siadając na moim łóżku. 

Zatem usiadłem obok. Oboje wpatrywaliśmy się w podłogę. 

- Przepraszam. - Powiedziałem nagle. 

- W porządku. Po prostu miej trochę cierpliwości. - Odparł, na co ja skinąłem głową.- Wyglądasz na zmęczonego. - Dodał, gdy ziewnąłem. 

- Bo jestem. Nie mogłem spać, za bardzo się denerwowałem. - Wytłumaczyłem, po czym spojrzałem na łóżko Chana, by dać Junhui'owi znać, by już o tym nie mówić. 

Zrozumiał. 

- Chodź, pójdziemy spać. Drzemki zawsze są dobre. 

I zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, wziął mnie za ramię i oboje padliśmy na łóżko. Przytulił się od tyłu, wtykając głowę w moją szyję. Czułem na swojej skórze jego ciepły oddech. 

Na początku, byłem cały spięty i czułem się dziwnie. Ale po chwili, uspokoiłem się i zacząłem zasypiać. Ramiona Junhui'a, teraz zaciśnięte luźno dookoła mojej pasa, zatrzymywały ciepły i dawały bezpieczeństwo. I z jakiegoś dziwnego powodu, świadomość, że czułem jego dudniące serce na moich plecach, wydawała się uspokajająca. 

Station 11 ✓Where stories live. Discover now