cinquante.

375 51 5
                                    

Wpuścili mnie do mojego starego pokoju po trzech dniach w szpitalnym łóżku. Chan jak zawsze leżał na swoim łóżku, czytając książkę. Spojrzał w górę, gdy zauważył, że ktoś wszedł do pokoju. Jego mina była pełna niedoli, smutku i też wydawał się nerwowy. 

- Powiedzieli Ci, hę? - Westchnąłem wstydliwie i usiadłem na moim łóżku. 

- Uhm, nie do końca. To ja znalazłem Cię na podłodze całego w wymiocinach. - Powiedział Chan i moja twarz zaczęła płonąć. 

-  Boże. Bardzo przepraszam. Nie powinieneś był mnie tak widzieć. - Zasłoniłem swoją twarz poduszką, nie próbując nawet sobie wyobrażać, jak musiałem wyglądać w tej sytuacji.

- W porządku. Przypomniałem sobie, kiedy Ty mnie znalazłeś całego we krwi. Chyba czułeś się podobnie, kiedy mnie zobaczyłeś. - Odparł, po czym odłożył książkę na bok. 

Pomachałem głową i pogrążyłem się w zadumie. To mi uświadomiło, że byłem tu już naprawdę długo. Różne wspomnienia tego miejsca latały po mojej głowie. Te dobre i te, które chciałem naprawdę bardzo odepchnąć na bok. Nie chciałem sobie pozwolić na myślenie o Junhui'u. Ale mi się nie udawało. Wszystkie moje myśli i wspomnienia go dotyczyły. Ostry ból atakował moje serce. Musiałem jakoś odreagować. 

- To, inni wiedzą? - Zapytałem Chana, a on zamknął oczy.

- Nie. Nie mówiłem im. To nadal część Twojego prywatnego życia. Nie powinienem tego rozpowszechniać. - Wyjaśnił.

Nie mogłem się powstrzymać i się uśmiechnąłem.
- Wow, Chan, od kiedy jesteś taki dojrzały? 

Po tych słowach, on też musiał się zaśmiać.

Atmosfera pomiędzy nami już się poprawiała, gdy nagle Soonyoung i Jihoon zdecydowali się wejść do pokoju. 

- Minghao, prawdopodobnie nie chcesz tego słyszeć, ale mój współlokator jest bardzo miły. Dręczyli go dużo przez fakt, że jest tylko w połowie Koreańczykiem. Jego mama jest ze Stanów Zjednoczonych, więc urodził się w Nowym Yorku. Ludzie nazywają go Vernon albo Hansol. Jest spoko, ale ma też spore zaburzenia lękowe. Ma często ataki paniki. Jest tu przez taki, który go prawie zabił, gdyby jego mama go wtedy nie szukała. - Przedstawił wszystkie informacje Soonyoung w parę sekund, aż musiał wziąć głęboki wdech po skończeniu. 

- Soonyoung, kiedykolwiek słyszałeś o takim czymś jak prywatność? - Pokręcił głową Jihoon i usiadł obok Chana. 

Soonyoung położył ręce na klatce piersiowej, usiłując nas przekonać, że nie jest złą osobą.
- Powiedział mi, że dobrze by było, żebyście wiedzieli. Przez to jest mu łatwiej, bo nie umie wytłumaczyć tego samemu. To jego słowa. 

Nawet jeżeli Soonyoung był ode mnie starszy, jego zachowanie w tym momencie wydawały się słodkie i tylko uśmiechnąłem się życzliwie. 

Urodził się w Nowym Yorku. Pamiętam jak powiedziałem Dr Nam, że było to miejsce, które zawsze chciałem odwiedzić. Miasto, które nigdy nie śpi. Najkreatywniejsze miejsce na ziemie. Gdyby nie udało mi się stąd wydostać, nigdy nie zobaczyłbym go na własne oczy. Ale moje serce chciało odwiedzić to miejsce z Junhui'em. Nie mogłem się go pozbyć z mojej głowy. 

- Minghao, wszystko w porządku? - Soonyoung pstryknął mnie w czoło. Po ,,ał" mu oddałem, wracając do rzeczywistości. 

- Co mówiłeś? - Zapytałem. Zdawał się lekko poddenerwowany pytaniem. 

- Hansol powiedział, że możliwe iż chciałby dołączyć do Seventeen. Zastąpiłby-..

- Hansol nikogo nie zastąpi. Jego rolą w Seventeen będzie bycie Hansolem. - Przerwał mu Jihoon, patrząc na niego ostrzegawczo, żeby zrozumiał, zanim te słowa staną się bolesne. 

- Tak, racja. - To było wszystko, na co pozwolił sobie Soonyoung. 

- Chodźmy. Hansol też idzie. Na razie usiądzie obok Ciebie i nas poogląda. - Powiedział do mnie Jihoon, a ja skinąłem głową. 

W sali do prób było zimno, więc przeszedł mnie delikatny dreszcz. Zauważyłem brązowowłosego chłopaka i rozbrzmiało w mojej głowie wspomnienie tego, jak go zobaczyłem po raz pierwszy. Pewnie miał o mnie dziwne zdanie. Przyszedłem w ogromnym szoku i załamałem się przed jego nowym pokojem. Chłopak jednakże się uśmiechnął i pomachał nawet delikatnie, więc podszedłem bliżej. Usiadłem i oglądałem jak chłopaki się rozgrzewają. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę, więc po prostu milczałem. Na szczęście to Hansol przerwał niezręczną ciszę. 

- To.. Soonyoung chyba powiedział Ci o mnie dużo, co? - Odparł z oczami wbitymi w osobę, o której mówił. 

- Powiedział, że otrzymał Twoją zgodę, by nam powiedzieć. - Odpowiedziałem, a on skinął głową.

- Tak, to prawda. Byłem bardzo zdenerwowany nowym współlokatorem i jestem bardzo szczęśliwy, że akurat padło na niego. Jego wesołość sprawia, że wszystko jest prostsze. - Dodał. 

Zgodziłem się, śmiejąc się delikatnie. 
- Tak, Soonyoung uwielbia sprawiać, żeby inni czuli się dobrze. I jego w tym dobry. To bardzo ciekawe, że tak szybko udało Ci się to zauważyć. - Miałem nadzieję, że więcej o tym opowie. 

- Uhm, nie do końca. Po prostu staram się widzieć pozytywy w ludziach. Nie chcę oceniać ich tylko i wyłącznie na podstawie ich błędów. Oczywiście, jeżeli coś jest nie w porządku, powinieneś to wytknąć. Lecz osoba to zawsze więcej niż błędy, które popełniają w życiu. - Jego słowa sprawiły, że odruchowo pomyślałem o Junhui'u. O moich błędach i jego reakcjach na nie, i na odwrót. Wszystko tutaj mi o nim przypominało. 

- Mogę zapytać ile masz lat? - Znowu musiałem odreagować. 

- Uh, jasne. Urodziłem się w dziewięćdziesiątym ósmym, a Ty? - Odchylił się do tyłu i w końcu zdecydował się spojrzeć mi w oczy. 

- Dziewięćdziesiąty siódmy. Jesteś młodszy, ale jakoś tak wydajesz się mądrzejszy. - Zaśmiałem się z moich własnych słów.

- Wezmę to jako komplement. Wydaje mi się, że to rodzice mnie tak wychowali. - Oznajmił, a nasza konwersacja szła dalej.

Station 11 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz