soixante.

355 47 38
                                    

Wiadomość od autorki, którą przekazuję dalej: proszę nie czytaj tego, jeżeli nadal nie jesteś oswojony ze sytuacją Sulli.

Naprawdę się polepszałem. Coraz łatwiejsze było dla mnie naśladowanie ruchów i mój głos stawał się coraz stabilniejszy po lekcjach śpiewu. Dobrze się bawiłem, nawet jeżeli było to bardzo stresujące. Plan Junhui'a, żeby potajemnie się obściskiwać w toalecie, kiedy nikogo nie było, było moją ulubioną rzeczą. Jedyni, którzy zauważyli, byli naszymi znajomymi, ale oni tylko uśmiechali się do nas zaborczo za każdym razem jak wychodziliśmy.

Byłem coraz bliżej z kolegami Junhui'a i resztą. Seungkwan był bardzo zabawny i sprawiał, że się śmialiśmy tak bardzo, że zapomnieliśmy o naszych obolałych ciałach. Głos Seokmin'a też był piękny i uwielbialiśmy go słuchać. Mingyu zbliżył się znacznie do Seungcheol'a, gdyż ten uczył go rapu.

Soonyoung raz uczył nas choreografii, gdy nasz instruktor był nieobecny. Wytwórni się to bardzo spodobało i dało mu więcej okazji do tworzenia choreografii. Powoli zaczynałem żyć życiem, które mi się podobało, bez potrzeby ciągłej walki i strachu o wszystko. Lubiłem to, co widziałem w lustrze, kiedy tańczyłem.
Przerwy obiadowe też były zabawne. Z śmiesznymi historiami i głupimi żartami, nie potrafiłem myśleć o kaloriach i jadłem moje kanapki czy różne inne przekąski ze smakiem. W końcu smakowały mi konkretne potrawy, pozwoliłem sobie na dojadanie, bez karania siebie w duchu. Moje tygodniowe seksje z Dr Nam były coraz łatwiejsze i bardziej je lubiłem. Wydawała się być ze mnie dumna, że jestem zdecydowanie spokojniejszy i ja również byłem z siebie dumny.

Lubiłem też nasze regularne randki z Junhui'em i zbliżył się on nawet do mamy. Pozwoliła mi nawet przyprowadzić znajomych na wigilię za pięć dni. Trenowałem już miesiąc i nadal musiałem nosić tony ubrań i grube kurtki, żeby było mi ciepło. Mama też była szczęśliwa, kiedy jadłem z nią kolację, bo przez długi czas musiała jeść sama.
Moje życie wydawało się idealne. Nieprawdziwe.

I na wigilię wszyscy zebraliśmy się w salonie. Byłem obok Junhui'a, trzymając go za rękę za naszymi plecami. Bałem się trochę tej wielkiej kolacji, ale nauczyłem się jak zachować spokój. Spojrzałem na Mingyu, zdawał się być nerwowy tak jak ja. Też mnie zauważył, więc posłałem mu uśmiech pełen otuchy. Chciałem, żeby wiedział, że jesteśmy w tym razem i że wiedzieliśmy co robić w takich sytuacjach.
Wonwoo, którego wypisano dwa dni temu, złapał go za rękę, żeby zasygnalizować, że wszystko będzie dobrze.

Zasiedliśmy przy stole, a mama zaserwowała nam przepiękną kolację. Chłopcy podziękowali jej i zaczęli jeść. Brałem małe ilości każdej z potraw i uśmiechnąłem się po przegryzieniu jedzenia. Po roku w szpitalu, zapomniałem jak cudownie moja mama gotuje. I reszta się ze mną zgodziła. Zasypali ją komplementami tak, że aż się zarumieniła.

Dotarło do mnie, że czegoś brakowało. Nie było z nami młodego, który zarażał nas śmiechem. I który zawsze droczył się ze starszymi. Nie zadzwoniłem do Chana raz, od kiedy Soonyoung powiedział nam o obietnicy. Minął już prawie miesiąc i odczułem, że zadzwonienie do niego w wigilię było idealnym momentem.

Poszedłem do kuchni, gdzie mama napełniała sobie kieliszek winem. Wziąłem mój telefon i wybrałem numer szpitala.

- Może pozwolili mu spędzić wigilię z rodziną. - Wymamrotałem, zanim odebrała pielęgniarka.

- Szpital Nam, w czym możemy pomóc?

- Dzień dobry, chciałbym porozmawiać z Lee Chanem. Stacja jedenasta. - Oznajmiłem, po czym nastała chwila ciszy.

- Jedna chwilka. Połączymy Pana z inną stacją. - Odpowiedziała i kolęda zaczęła grać, gdy czekałem.

- Słucham? - Odezwał się po chwili znajomy głos.

- O, dzień dobry Dr Nam. - Zdziwiłem się, że to ona odebrała.

- Wszystko w porządku, Minghao? Dlaczego dzwonisz? - Jej głos od razu zamienił się w troskliwy.

- O, wszystko dobrze. Chciałem po prostu złożyć życzenia świąteczne Chanowi, mojemu staremu współlokatorowi. - Odparłem i się zaśmiałem.

- Minghao. - Głos Dr Nam nagle się ściszył. Prawie jakby szeptała. - Minghao, bardzo mi przykro, ale Lee Chan popełnił samobójstwo dzisiaj rano. Proszę pozostań z mamą lub Junhui'em i nie przestawaj stosować to, czego Cię uczyliśmy. Zobaczę się z Tobą jutro, porozmawiamy o tym. Przejdziemy przez to. Jeszcze raz, bardzo mi przykro, Minghao. - Jej słowa nie miały już znaczenia. Wystarczyło pierwsze zdanie.

Usiadłem na krześle, wpatrując się ślepo w telefon. Słyszałem Dr Nam wołającą moje imię. Łzy zamazywały mi świat, aż do momentu, w którym spadły po policzkach. Moja mama od razu to zauważyła i wzięła telefon, by porozmawiać z Dr Nam.

Słyszałem jak mówi to samo do mamy, zanim zacząłem szlochać. To nie była prawda. To było niemożliwe. Serce mnie bolało tak bardzo, kiedy myślałem o wszystkich momentach, które mnie przed tym ostrzegały. Poczułem się samolubny, gardło mnje bolało. Mogłem temu zapobiec.

Chan nie był martwy. Chan by tego sobie nie zrobił. Nadal był w szpitalu. Może nawet z jego rodzicami, których tak bardzo kochał. Chan nadal żył. Z Chanem było wszystko w porządku. Za niedługo bym się z nim spotkał. Też by z nami trenował w wytwórni.

Mój płacz coraz bardziej się unosił, gdy Junhui wszedł do kuchni.

- Minghao? Co się dzieje? Wszystko w porządku? Uspokój się, proszę. - Złapał mnie za ramiona i próbował rozmawiać.

Ale nie wyszło. Zamiast tego, płakałem jeszcze bardziej, aż moja głowa spoczęła w jego szyi. Junhui był nadal zdezorientowany, ale mnie mocno przytulił.

- Chan. - W końcu byłem w stanie cokolwiek powiedzieć. Wypowiedzenie jego imienia na głos bardzo bolało. Czułem się winny i samolubny. Ugryzłem dolną wargę, żeby przestała się trzęść, ale nie pomogło. - Popełnił samobójstwo. - Szepnąłem i poczułem jak uścisk Junhui'a się zaciśnął, gdy zrozumiał moje słowa.

- On.. Co? - Spojrzałem przez ramię na Soonyoung'a, który stał w drzwiach z szeroko otwartymi oczami i ustami. Upuścił na podłogę pusty talerz, który chciał zanieść do kuchni.

Station 11 ✓Where stories live. Discover now