quinze.

686 72 18
                                    

Nie rozmawialiśmy.

Ale trenowaliśmy bardzo ciężko. Tańczyliśmy na dachu każdej nocy.

Soonyoung skołował odtwarzacz CD od Jihoona.
Po dwóch godzinach, Chan westchnął siadając na ziemi.
- Wstawaj. - Powiedział Soonyoung, ale Chan się nie ruszył.

- Pozwól nam na przerwę. Nie czuję całego ciała. - Powiedział na wydechu i położył się na brudnej podłodze.

Soonyoung się zgodził.

Junhui podszedł do pudła na ławce, które było tam już od kiedy po raz pierwszy tam zagościłem, i otworzył je.

- Jun, bez alkoholu. - Rzucił Soonyoung, ale Junhui go nie słuchał.

- Skąd wyście je wzięli? - Zapytałem.

- No więc, parę osób, które tu pracują, są naprawdę głupie. Czasami, jak celebrują jakieś wydarzenia w ich pokoju, zostawiają tu pełne flaszki*. - Oznajmił Soonyoung z podłym śmiechem.

- Chcesz może wina wytrawnego, Minghao? - Zapytał Junhui.

Pokręciłem głową.
- Nie piję.

Junhui się zaśmiał.
- Oczywiście, że nie.

- Ty również nie będziesz dzisiaj pić, Jun. - Soonyoung wstał by zabrać mu butelkę.

- Nie mów mi co mam robić.

- Minghao, powiedz mu co ma robić.

Wszyscy na mnie spojrzeli.

Zdawało się, że nawet Junhui, chce, żebym powiedział nie.

Więc powiedziałem.
- Nie pij.

Junhui się uśmiechnął.
- No dobra. - Wrócił do nas rozbawiony i usiadł obok mnie. - Jest teraz w więzieniu. - oznajmił i wszyscy wiedzieliśmy o kogo chodzi.

- Skąd wiesz? - Zapytał Chan.

- Moja mama zadzwoniła. Po sześciu miesiącach. Udaje, że ją to obchodzi, ale nie wiedziała, że tu jestem. Aż do wczoraj. - Oznajmił i pokręcił głową.

- Chan i ja idziemy dziś wcześniej spać. Chodź. - Powiedział nagle Soonyoung.

- Co? - Zapytał Chan zdziwiony.

- Tak. Wstawaj. - Powiedział i zaciągnął go do wyjścia.

Zanim wyszli, usłyszeliśmy jak Soonyoung powiedział;
- Gołąbeczki muszą być same, debilu.

Junhui wybuchł śmiechem.

I na tym się skończyło. Cisza.

Nadal siedzieliśmy obok siebie, tyle, że nie mieliśmy za bardzo o czym rozmawiać.

- Jest coś za czym tęsknisz? - Zapytał nagle.

- Plaża. Bardzo tęsknię za plażą.

Junhui znowu się roześmiał.
- Nie, miałem na myśli jedzenie. Nie tęsknisz za jedzeniem czegoś?

- W takim razie, nie.

- Wyobraź sobie, że nic nie ma kalorii i innych gówien tego typu.

- Czekoladowy pudding.

- Naprawdę?

- Tiaa.. to była rzecz, którą jadłem kiedyś bez przerwy, ale równocześnie, to przez nią przestałem jeść w ogóle.

- Czekoladowy pudding tutaj, jest naprawdę przesłodki. Dlaczego nie spróbujesz kiedyś?

Westchnąłem.
- Nie możesz kazać anorektykowi zjeść coś, co ma aż tyle cukrów.

Jego uśmiech zniknął.
- Więc przyznajesz, że masz anoreksję? - Zapytał z dezaprobatą.

Pokręciłem głową.
- Nie, to był tylko przykład..

Pomachał głową.
- Minghao, chcę się napić. Chcę świętować. Mój tata zniknął na parę lat. Chcę zrobić imprezę. - Powiedział i wstał.

- Powinniśmy zrobić jedną. - Potwierdziłem, a on pomógł mi wstać. - Pójść po Soonyounga i Chana i.. ?

- Nie, chcę być z Tobą. - Oznajmił i wziął mnie za rękę i zaprowadził do ławki. - Czekałem na ten dzień. - Otworzył butelkę - Jest jeszcze woda, jak chcesz. - Roześmiał się delikatnie. - Stuknijmy się kieliszkami.

- Ale my nie mamy kieliszków. - Rozejrzałem się.

- A kogo to obchodzi. Picie z gwinta jest najfajniejsze.

- Wyglądasz na szczęśliwego dzisiaj. - Uśmiechnąłem się.

- Bo jestem! - Wykrzyczał.

- Zdrowie.

- Zdrowie.

I jego butelka wina dotknęła mojej butelki wody, a razem z nimi nasze ręce.

Wziął głębokie łyki płynu, aż zabrakło mu powietrza.
- Chodźmy na skraj dachu, zobaczyć jak wygląda noc pod nami. - Powiedział półkrzykiem.

A więc podeszliśmy do skraju i spojrzeliśmy w dół. Była noc, ale mimo to, ulice były tłoczne.
- Dlaczego czuję się wolny patrząc na nie? - Zapytałem. - W sensie, jesteśmy zamknięci w tym szpitalu, ale nadal czuję się niepodległy.

Junhui pomachał głową.
- Wiem o co chodzi. Czuję się tak samo. - Wziął moją rękę i ścisnął ją delikatnie. - Dziękuję.

- Za co?

- Za to, że istniejesz. - Wziął jeszcze jeden łyk, a ja się zarumieniłem.

- Zamknij się. - Powiedziałem, a on roześmiał się jak dziecko.

- Mówię prawdę, kotku.

- Powiedziałem zamknij się i nie jestem twoim kotkiem, debilu.

Tym razem roześmiał się głośniej.
- Jakim cudem jesteś tak słodki? - Szepnął.

I pocałował mnie w policzek.

- Junhui, bardzo Cię przepraszam, ale nie jestem gejem. - Próbowałem wytłumaczyć, gdy nadal przywierał ustami do mojego policzka.

- Jesteś. Dla mnie jesteś. Jesteś, Minghao. -Powiedział i roześmiał się ponownie.

A ja dołączyłem. Bo miał rację.
- Twój śmiech jest śliczny, Minghao.

- Twój śmiech również, Junhui.

A potem znowu pocałował mnie w policzek.

____
Flaszki* nie byłam pewna jak to zapisać, więc przepraszam, jeżeli zrobiłam błąd.
____________
Krótko, jak ja to widzę;

____________Krótko, jak ja to widzę;

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Station 11 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz