vingt.

707 76 31
                                    

W autobusie było tak duszno, że ledwo można było oddychać. Chan opierał głowę na moim ramieniu, a Soonyoung razem Junhui'em słuchali muzyki na siedzeniach przed sami. 

Oczywiście Junhui musiał się już pokłócić z Mingyu i Wonwoo, którzy siedzieli w tym samym rzędzie, co my.

W ogóle go nie obchodziło, że się spóźnił, po prostu chciał te miejsca. I próbował ich nawet zastraszać, ale ja z Soonyoung'iem namówiliśmy go na inne miejsce. Mimo to, od tamtego momentu, nie odezwał się ani słowem. W międzyczasie, rozmawiałem sporo z Mingyu i powiedział mi sporo o swoim życiu. A mianowicie, że bardzo lubił piec. I nie przestał, nawet, gdy zaczął się głodzić. 

- Zawsze znalazł się ktoś obok, kto mógłby zjeść moje jedzenie. - Ściszył głos, gdy zauważył pielęgniarkę, która przysłuchiwała się jego historiom. 

- Jesteśmy na miejscu. - Powiedziała po chwili.

Obudziłem Chana i razem wyszliśmy z autobusu.

Szliśmy w kierunku budynku, gdy nagle Chan szturchnął mnie delikatnie. 

- Hyung, patrz. 

Gdy spojrzałem w górę, zobaczyłem ogromną wieżę. 

- Wyglądałaby lepiej, gdybyśmy zwiedzali ją w nocy. - Mruknąłem, ale i tak, nikt mnie nie słuchał.

Wszyscy spojrzeli na Junhui'a, który właśnie bił się z pielęgniarką.

- Daj mi tu zostać. W życiu nie wejdę na tę kolejkę. [A\U Do N Seoul Tower prowadzi kolejka linowa. Coś jak ta na Śnieżkę]. Nigdy. - Krzyknął, nawet nie trochę zawstydzony, w związku z czym, ludzie zaczynali się odwracać.

- Junhui, proszę. - Błagała pielęgniarka, ale on tylko pokręcił głową i usiadł na ławce.

- Masz lęk wysokości? - Zapytałem.

- Nie, po prostu nie chcę się znaleźć na tym pierdolonym czymś. - Oznajmił.

- Nie kłam. - Upomniałem go i wyciągnąłem do niego rękę. - Chodźmy tam razem.

Nie reagował. 

- Naprawdę chcesz przegapić okazję na trzymanie Minghao za rękę, przez ponad dziesięć minut? - Zapytał ironicznie Soonyoung.

Junhui westchnął i wstał.

- Nie potrzebuję twojej ręki. - Mruknął w moją stronę, po czym poszedł dalej.

- Chyba nadal jest zły za tamto. - Powiedział Mingyu i westchnął.

Podeszliśmy do kolejki i patrzyliśmy jak Junhui próbował się uspokoić.

Przysunąłem się do niego bez słowa, a on na mnie po prostu spojrzał.

- Onie. - Powiedziałem, gdy reszta zaczęła się oddalać. - Junhui, damy radę. - Dodałem i wziąłem go za rękę.

Weszliśmy do kolejki i jakiś mężczyzna zamknął drzwi.

- Czekaj, tylko my? - Zapytał Junhui i rozejrzał się dookoła.

Kapsuła zaczęła się ruszać, a on, krzyknął przerażony.

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - Próbowałem go uspokoić, ale rozglądał się, ściskając mocno moją rękę. - Za chwilę będziemy na górze. Jeszcze trzy minutki. - Kontynuowałem i w końcu pomachał głową. 

- Minghao, dlaczego to się tak buja? Nie powinno się bujać. Minghao, oni chcą nas oszukać. To coś spadnie zaraz. O Mój Boże, musimy stąd wyjść. Nie chcę umrzeć w taki sposób. - Nadal panikował.

Tym razem nic nie powiedziałem, ale za to go przytuliłem. Trząsł się jak cholera, ale mimo to, jego ręce zagubiły się w moich włosach. Czułem jego oddech na mojej szyi, co mnie stopniowo uspokajało.

Tak też zostaliśmy, do końca kolejki. Jedynym, tak też dźwiękiem, był jego oddech. 

- Jesteśmy już na miejscu. Patrz, wszyscy na nas czekają. - Powiedziałem i wskazałem na grupkę ludzi, którzy nam machali. - Chodźmy już. 

..

- Już na to nie wchodzę. - Odparł Junhui, gdy podeszliśmy do Soonyoung'a i Chan'a.

- Hyung, ale wiesz.. jeszcze trzeba zejść. - Powiedział Chan, a zaraz po westchnięciu Junhui'a, wszyscy się roześmialiśmy.

- Musimy jeszcze wejść do windy. - Oznajmił Mingyu.

Już w windzie, Junhui znowu był zły, dlatego, że oboje z Wonwoo, musieli z nami tam stać.

- Popatrz w górę. - Powiedziałem, żeby zabrać jego uwagę. 

Wszyscy spojrzeliśmy zafascynowani. 

Na suficie znajdował się wielki ekran imitujący galaktykę.

- Ale super. - Szepnął i wziął mnie za rękę.

Pomachałem głową.

W końcu dotarliśmy na ostatnie piętro i wyszliśmy.

- Wow, widać stąd całe miasto. - Powiedział Soonyoung.

- Minghao, nie podchodź za blisko szyby. - Ostrzegł mnie Junhui.

- Spokojnie, nie wypadnę, ani nic.- Odparłem i uśmiechnąłem się szeroko.

Troszczył się, bał się o mnie.

Patrzyliśmy się na widoki pewien czas, gdy Junhui przerwał ciszę.

- Jak na dachu, ale o wiele bezpieczniej. - Stwierdził. 

- I o wiele wyżej. - Dodałem. 

- Chłopaki, chodźcie! Też zróbmy takie coś. - Zawołał Chan.

- Hm? 

- Kłódki przyjaźni. - Dodał. 

- To? Przecież to jakieś gówna dla dzieci. - Wtrącił Junhui i zepsuł nastrój. Znowu.

Cieszyłem się, że Chan go nie słyszał. Ale Soonyoung się wkurzył.

- Nie miał dużo przyjaciół do teraz, więc mógłbyś chociaż udawać, że Cię obchodzi, do jasnej cholery? - Syknął, a Junhui przewrócił oczami, ale ostatecznie się zgodził.

- Jakiego koloru chcecie kłódkę? - Zapytał niczego nieświadomy Chan. 

- Jasno-niebieska jest ładna. - Odparł Junhui i uśmiechnął się, gdy Chan powiedział, że myślał tak samo.

- Ja ją kupię. - Powiedziała pielęgniarka.

Podziękowaliśmy jej i wyszliśmy na zewnątrz, gdzie mnóstwo kłódek już wisiało, poobwieszanych dosłownie wszędzie. 

- Potrzebujemy specjalnego miejsca. - Stwierdził Soonyoung.

Podeszliśmy do balustrady i zawiesiliśmy kłódkę. 

- A co z kluczykiem? - Zapytałem.

- Możesz mi dać. - Zaproponował Junhui.

- Czemu? 

- Nie zatrzymam go. Daj.

Gdy podałem mu kluczyk, on, rzucił go za siebie, a my zobaczyliśmy, jak kluczyk upada obok drzew. 

- To był dobry pomysł. - Pochwaliłem go.

- No wiem. 

Station 11 ✓Où les histoires vivent. Découvrez maintenant