quarante sept.

441 56 22
                                    

A więc minęło parę tygodni. Siedziałem właśnie w kącie naszej małej sali tanecznej i obserwowałem progres chłopaków. Soonyoung często odwracał się i pytał, czy będę mógł nadążyć. Zawsze odpowiadałem uśmiechem i skinięciem głową.
Próba była akurat zaraz przed obiadem, więc wszyscy usiedliśmy razem przy stole. Każdy rozmawiał, ale zauważyłem, że Junhui był ślepo zapatrzony w swój talerz, dryfując gdzieś w myślach. Nie siedział również obok mnie, co było bardzo dziwne, ponieważ zazwyczaj drążył innym dziurę w brzuchu, dopóki się nie przesunęli.
Nawet jadł niedokładnie i od niechcenia.
Zanim zdążyłem go zapytać, co się dzieje, zakrztusił się swoim jedzeniem. Reszta chłopaków zaczęła się śmiać, ale ja tylko uniosłem brew w zdziwieniu.
Jego szklanka była pusta, więc szybko wstał ze łzami w oczach, by nalać sobie wody. Chan nie mógł przestać się śmiać i klepał mnie w ramię. Zmusiłem się do uśmiechu, nadal się martwiąc. Junhui wrócił i w końcu się uspokoił. Reszta się z nim droczyła, udawała go. Junhui po prostu się uśmiechnął, ale nic nie powiedział.
Wyszedł po tym, jak skończyliśmy jeść, nawet jeżeli miał w zwyczaju na mnie czekać. Zostałem ja i Mingyu. I nawet on był zdziwiony jego zachowaniem.

- Pokłóciliście się czy coś? - Zapytał mnie zaraz, gdy Junhui zniknął z naszych oczu.

- Nie. Też nie wiem, co się z nim dzieje. Może coś zrobiłem. Ale Junhui zazwyczaj natychmiast mi mówi, gdy coś go trapi. Nie jest jednym z tych, co ignorują. - Westchnąłem, ukończywszy zdanie. 
Oparłem się na siedzeniu, kiedy moje oczy bez przerwy wpatrywały się w wyjście.

- Nie wydawał się wkurzony. Po prostu.. tak jakby.. w swoich myślach. - Odparł Mingyu i również oparł się o siedzenie. - Jeżeli z Tobą nie rozmawia, powinieneś spróbować. 

Pomachałem głową. Miał rację. Nie powinienem się zadręczać w taki sposób. 

Czekałem bardzo niecierpliwie, aby już nas wypuścili, a później prawie wyskoczyłem z siedzenia.

To nie mogło być nic poważnego. Może tylko przesadzam. 

Otworzyłem drzwi do pokoju Junhui'a i dostrzegłem go leżącego na łóżku z chińskim komiksem w ręce. 

- Hej. - Przywitał i uśmiechnął się. Nie, nie uśmiechnął. Próbował. 

- Hej. - Powtórzyłem po nim i zbliżyłem się trochę. - Wszystko w porządku? - Zapytałem i w końcu miałem odwagę, by usiąść na jego łóżku. 

- Ta, jasne. - Odparł ponownie z tym dziwnym, fałszywym uśmiechem.

Czy tak właśnie czuł się Junhui, gdy kłamałem o jedzeniu? Moje kłamstwa też były takie oczywiste, jak jego uśmiech w tym momencie? Naprawdę myślał, że mu uwierzę?

- Okej. Wydawałeś się po prostu trochę nie w tym świecie. - Tak bardzo chciałem, żeby zaczął mówić. Czułem, że nie potrafi mi już zaufać. Nadal chciał być twardy.

- Minghao, czy kiedykolwiek Tobie podziękowałem? - Pytanie Junhui'a zbiło mnie z tropu. 

- Uhm, tak. Chyba raz albo dwa. - Mruknąłem, nie będąc do końca pewien, co następne padnie z jego ust. 

- A miałeś wrażenie, że naprawdę to miałem na myśli? Przeczucie, że byłem kompletnie z Tobą szczery? - Podszedł bliżej. Jego mina była delikatna, ale również poważna.

- Co się z Tobą dzieje? Czemu mnie o to wszystko pytasz? - Odsunąłem się, żeby nadrobić nieco dystansu pomiędzy nami. 

- Po prostu chciałem Ci podziękować. Za wszystko. Ocaliłeś mnie. Zmieniłeś mnie w osobę, która może zaakceptować miłość i zaufanie, i że można to  odwzajemnić. Kocham Cię za to, jak i za wiele innych rzeczy. - Po wyduszeniu z siebie tych słów, podszedł bliżej z zamiarem pocałowania mnie, ale ponownie się odsunąłem. 

- Junhui, ja też Cię kocham. Ale muszę wiedzieć co się dzieje. - Mój głos się podniósł. Chciałem w końcu odpowiedzi i byłem względem tego poważny. 
Junhui jedynie westchnął i znowu wciągnął na twarz ten uśmiech. 

- To nic, Minghao. Po prostu mi źle z faktem, że nigdy Ci tego nie powiedziałem.

Począł zbliżać się do mojej twarzy. Jego oczy cały czas się trzęsły. Jego głos był za wysoki. A jego ręce nerwowo się nawzajem zaczepiały. 

- W porządku. - Postanowiłem płynąć z jego kłamstwami. 

- Naprawdę? 

- W sensie, teraz mi to wszystko powiedziałeś. Dziękuję. Chyba. 

I wtedy Junhui w końcu dorwał się do moich ust. 
Ten pocałunek był taki.. inny. Nie fałszywy, ale wyczuwałem desperację. Za dużo emocji i uczuć. Zupełnie jakby Junhui miał zaraz umrzeć. 

- Powinienem wrócić do pokoju. - Chciałem zakończyć tą konwersację. 
Sprawiała, że czułem się nieswojo. Ta cała sytuacja wydawała się nierealna. 
Junhui skinął głową, a ja wstałem i zbliżyłem się do drzwi. 

- Minghao. - Głos Junhui mnie zatrzymał. 

- Hm? 

- Już nic. - Odparł w końcu z nieswoim śmiechem. 

Zamknąłem drzwi za sobą i poszedłem do pokoju. Mingyu miał teraz sesję, więc nie mogłem z nim już pogadać. 

Stwierdziłem, że najlepszym rozwiązaniem jest przygotować się do snu. 

.

Następnego ranka ktoś szturchnął mnie w ramię. Dziwnie jest widzieć Soonyoung'a zaraz po przebudzeniu. 

- Co jest? - Szepnąłem. Mój głos nadal się nie przygotował do gadania. 

- Chodź ze mną do pokoju. - Odparł, a ja od razu się obudziłem. Chodziło o Junhui'a.

Opuściliśmy mój pokój i zaraz przed otworzeniem drzwi do swojego pokoju, Soonyoung się zawahał. 

- Bardzo mi przykro, Minghao. - Szepnął, kładąc mi rękę na ramieniu. 

Nie mogłem zrozumieć tych słów. Były dla mnie puste. Byłem ciekawy, co się dzieje. 
Intensywny wzrok w oczy Soonyoung'a uświadomił mu, jak niecierpliwy byłem.

- OK. - Jego głos nadal był cichy.
Otworzył drzwi, a ja zauważyłem brązowowłosego chłopaka, siedzącego na łóżku. Junhui'a. Na jego łóżku. Nieznajomy odwrócił się w moim kierunku. Dobrze patrzyło mu z oczu. 

Ale nie były to oczy Junhui'a. 

- Hej, miło mi Cię poznać. Mam na imię Hansol. - Wstał by mnie powitać. 

Ale wyszedłem z pokoju. 

Junhui zniknął. 

Station 11 ✓Where stories live. Discover now