cinquante cinq.

364 54 10
                                    

Zobaczyłem go w sklepie spożywczym, gdy mama była w pracy i nie mieliśmy kawy w domu. Był tam z dwoma typami, patrzyli się razem na półki w sekcji z czekoladą.

- Co powiecie na czekoladowy pudding zamiast tego? - Zasugerował jeden z jego kolegów, a on sam stanął jak wryty. Myślał o mnie, słysząc czekoladowy pudding, byłem tego pewien.

- Nie, nie jestem w humorze. - Odparł spokojnym głosem i moje palce prawie upuściły puszkę z sproszkowaną kawą, kiedy usłyszałem jego głos. Minęły tygodnie, ta sytuacja zdawała się niemożliwa. Myślałem, że nigdy go już nie zobaczę, ale po pierwszym dniu po wyjściu ze szpitala, znowu go dostrzegłem.
Nie wiedziałem co zrobić. Nie potrafiłem zasnąć przez całą noc, bo myślałem o nim i o jego karteczce, a teraz był przede mną. Jego ubrania były proste, ciemne. Nienawidziłem faktu, że wyglądał w nich tak dobrze.

- Przepraszam, możesz się przesunąć? Chciałbym wziąć coś za Tobą. - Powiedział do mnie jego drugi kolega, przywracając mnie do rzeczywistości.

- Och, już. Przepraszam. - Zawołałem głośno, odsuwając się na bok. Junhui upuścił swoją tabliczkę czekolady, gdy usłyszał, jak mówię i natychmiast się odwrócił. Jego boczny profil zniknął, zbierał z ziemi to, co opuścił.

- Junhui, chciałeś większą butelkę, co nie? - Zapytał kolega obok mnie i Junhui w końcu się do mnie odwrócił.

- Uhm, tak. Weź jakąkolwiek. Obojętne mi to. - Wydusił i w końcu spojrzał mi w oczy. Powstrzymywałem się, żeby się nie rozpłakać i zmusiłem się do nie okazywania żadnych emocji.

- Hej. - Powiedziałem i aż się zdziwiłem, gdy wyczułem namacalne ilości pewności siebie.

- Cześć. - Prawie szepnął.

- Jak się masz? - Zapytałem i dostrzegłem, jak jego znajomi usiłują zrozumieć sytuację.

- Uhm, chyba dobrze. A Ty? Od kiedy jesteś w domu? - Postawił nogę do przodu, ale nie przeniósł na nią ciężaru. Ostatni raz jak widziałem go tak nerwowego, był kiedy nie chciał jechać kolejką linową.

- Ja też dobrze. I jestem w domu od wczoraj. Przeczytałem twoją notkę. - Oznajmiłem, dostrzegając, że się rumieni i kaszle, żeby to zakryć.

- Och, to dobrze. Napisałem to parę tygodni przed Twoim wyjściem. Dr Nam mi powiedziała, żeby to zrobić. - Usunął rękę sprzed twarzy, by mówić.

- Bardzo mi się podobała. Dziękuję. - Powiedziałem, a on skinął głową.

Ta cała sytuacja była dziwna. Chciałem go uderzyć, krzyczeć na niego, ale też go przytulić, pocałować i powiedzieć, jak bardzo za nim tęskniłem. Ale zamiast zrobić cokolwiek z obu kategorii, stałem jak kołek, patrząc się na niego. A on robił to samo.

- Nie chcę przeszkadzać, ale musimy powoli iść. Menadżer powiedział, żebyśmy się streszczali. - Wtrącił kolega obok niego.

- Oczywiście. Uch, chłopaki, to jest Minghao. Minghao, to jest Seungcheol i Jeonghan. Jesteśmy razem trainees. Plus kilka innych chłopaków. - Odparł Junhui i w końcu ruszył do kasy.

- Miło Was poznać. - Powiedziałem i ukłoniłem się. Chłopcy zrobili to samo.

Poszli po zapłacie, a ja słyszałem jak szepczą, wychodząc.

- To był ten Twój chłopak, o którym nam mówiłeś?- Chłopak, którego przedstawiono mi jako Jeonghan wydawał się podekscytowany.
Uformowałem usta w kreskę, gdy to usłyszałem. Nadal mówił o mnie jak o chłopaku. Nie mogłem zrozumieć tego, jak się z tym czuję. Aż zakręciło mi się w głowie. Nie myślałem o tym, na czym stoimy, jak o związku, po tym, jak mnie opuścił bez słowa. Z trzęsącymi się palcami zapłaciłem za kawę.
Prawie upuściłem ją po raz drugi, kiedy zobaczyłem Junhui'a opierającego się o ścianę. Bez kolegów. Nagle zrobiło się ciepło w ten zimny dzień.

- Wyszli, by powiedzieć menadżerowi, że zaraz dotrę. Po prostu musiałem z Tobą pogadać. O wszystkim. A nie mam teraz czasu. Więc kiedy i gdzie możemy się spotkać? - Nadal brzmiał nerwowo.

- Nie zapytałeś nawet, czy chciałbym się z Tobą spotkać. - Odparłem zaskoczony tym, jak zimno to zabrzmiało.

- Masz rację, przepraszam. Chcę po prostu bardzo to wszystko wyjaśnić. Chciałbyś się spotkać?

Skinąłem głową, a Junhui po raz pierwszy od kiedy go zobaczyłem się uśmiechnął. Prawie odwzajemniłem gest, ale powstrzymałem się po przypomnieniu sobie o naszej sytuacji.

- W porządku. Co powiesz na jutro? Możemy się tu spotkać i wtedy ustalić razem, gdzie chcemy iść. Kiedy byłoby dla Ciebie okej? - Zapytałem go i wydał się nawet bardziej podekscytowany.

- Uhm, zazwyczaj moja przerwa obiadowa zaczyna się o trzynastej. Spotkajmy się tu o trzynastej trzydzieści, okej? - Jego ręka w końcu opuściła moje ramię. Poczułem się jakby zimne powietrze odpędziło ciepło z jego ręki.
Skinąłem ponownie głową w odpowiedzi i powoli skierowałem się do drzwi, sygnalizując, że zamierzam wyjść.

- W takim razie, do zobaczenia. - Odparł Junhui, nadal uśmiechnięty. Jego oczy wydawały się przyjazne i spokojne. Burza, która tak długo trwała w jego głowie, zdawała się powoli uspokajać.

- Tak. Do zobaczenia. - I takimi słowami zostawiłem go za sobą.

- Minghao. - Słyszałem jak woła. Wiedziałem.

- Hm? - Zatrzymałem się, odwracając głowę w jego kierunku.

- Cieszę się, że Cię dzisiaj widzę. Że już wyszedłeś. Naprawdę, jestem dumny. - Nadal mówił głośno, idąc. Prawdopodobnie bał się ochrzanu za powrót nie w porę do agencji.

Nie mogłem się powstrzymać. Zarumieniłem się na jego słowa. Nadal byłem zły, ale coś w nim mnie uspokoiło.

- Dziękuję. - Tylko tyle powiedziałem i pomyślałem, zanim po raz ostatni mi pomachał i odwrócił się, w zamiarze biegu.

Nie dostrzegłem do wtedy, że też się uśmiechałem od kiedy tylko wymówił moje imię ponownie.

Station 11 ✓Where stories live. Discover now