epilogue. ✅

410 47 46
                                    

Ręce mam zdrętwiałe od zimy. Trzymam za rękę Junhui'a, ale to wiele nie zmienia. Mamy wielkie zimowe kurtki, a nasze twarze są zakryte maskami. Chodzimy dookoła, patrząc na nagrobki pokryte kamieniem.

Już rok minął od kiedy Seventeen zadebiutowało jako dwunastoosobowa grupa. Soonyoung jest cudowny, próbował przekonać Jisoo, żeby do nas dołączył. Więc ten z byłego pielęgniarza stał się piosenkarzem i jednym z naszych najbliższych przyjaciół.

Ale teraz jesteśmy sami. Tylko Junhui i ja. Patrzymy na Chana. Nigdy nie chciał, żebyśmy przyszli na jego pogrzeb, ale żebyśmy chociaż przyszli go odwiedzić. Powinien wiedzieć, że Seventeen ma się dobrze, podobnie jak i my.

Stare nawyki nadal czasami dają się we znaki. Często moja głowa odmawia zaakceptowania konkretnego jedzenia, ale nie jestem sam. Junhui i reszta moich znajomych jest ze mną. Pomagają mi przez to przejść. Tak jak moja mama i dr Nam.

Dwa ostatnie lata najbardziej mnie zmieniły. Z bycia osobą przerażoną dotyku, bo czuła się obrzydzona, ledwo jedzącą, nie akceptującą, że to na pewno jest choroba. Osobą, która chciała wszystko naprawić samemu, która nigdy nie doświadczyła prawdziwej miłości...

... w końcu staję się Minghao, którym zawsze chciałem być. Akceptującym pomoc, kochającym ludzi dookoła siebie. Szczególnie Junhui'a.

Przystajemy nad grobem Lee Chan'a. Błyszczy w słońcu. Śnieg delikatnie zakrywa jego imię. Zsuwam go gołą ręką. Moje serce boli, gdy patrzę na numery.

1999 - 2018

Klękam, by spojrzeć na zamrożone kwiaty na jego grobie. Nadal wyglądają dla mnie pięknie.

Junhui zaczyna mówić. O wszystkim dotyczącym zaległego roku, o czym Chan jeszcze nie wiedział. Słucham z nadzieją, że on również. Głos Junhui'a jest malowniczy jak zawsze, a jego nieudane żarty sprawiają, że podśmiechuję.
―... I jeżeli się nad tym zastanawiasz, tak, nadal kocham Minghao tak bardzo, jak kiedy pierwszy raz Ci o tym powiedziałem. Czekaj, sorki. Myślę, że kocham go nawet bardziej ― kończy swoje historie tymi słowami, sprawiając, że się rumienię.

To moja kolej. Więc mówię. Mówię o wszystkim, co mnie spotkało przez ostatnie dwa lata. Jakby Chana nigdy nie było. Jakby Junhui'a nigdy nie było. Mówię mu wszystko od samego początku.

― Też go kocham, jakbyś zapomniał. Bardziej niż myślałem, że potrafię ― mówię Chanowi, zakończywszy swój monolog, patrząc Junhui'owi w oczy. Jego nos jest czerwony od zimna. Dolna warga delikatnie mu drga.

Podnoszę się, podchodzę i całuję go. Wargi ma bardzo zimne, ale nie obchodzi mnie to. Moje ciało i tak się ogrzewa, jak zawsze, kiedy go całuję. Zamykam oczy, po tym, jak Junhui tak czyni.

I gdzieś, gdzie Chan się znajduje, prawdopodobnie klaszcze i się z nas śmieje. Jestem tego pewien.

Koniec.

Station 11 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz