vingt- cinq.

604 69 22
                                    

- Minghao, chodźmy na randkę. - Rzucił donośnie Junhui w moim kierunku.

Wracałem sobie wtedy do pokoju. Odwróciłem się, zauważając Junhui'a na drugim końcu korytarza.

- Co? - Powiedziałem, parskając pod nosem.

- Słyszałeś. Pozwolili nam wyjść dzisiaj wieczorem. Prosiłem ich. Ale przynajmniej jedna pielęgniarka musi iść z nami. I Dobry Boże, jak jestem wdzięczny, że to Jisoo.

- I gdzie idziemy? - Zapytałem.

- Czekaj, czyli się zgadzasz? - Upewnił się z uśmiechem.

- Przecież Ty mnie nawet nie zapytałeś. To była komenda.

Uśmiechnął się nawet szerzej.

- No i tu masz rację. Spotykamy się tu, przed kolacją. - Oznajmił, po czym poszedł do swojego pokoju. Mogłem zobaczyć, jak próbuje ukryć podekscytowanie.

Co sprawiło, że delikatny uśmiech zagościł na mojej twarzy.

Ledwo co zamknąłem drzwi, Chan od razu się odezwał, nie odrywając wzroku od jego książki.

- No nareszcie! Przesz od miesięcy cały czas pieprzy tylko o tym, że jak, że co, że "on przecież nie da rady Cię gdzieś wyrwać", no ja pierdole. - Westchnął.

Dopiero, gdy się roześmiałem, to na mnie spojrzał.

Wrócił trzy dni temu. Zaraz po powrocie, zobaczyłem go na moim łóżku. Wpatrywał się nieprzerwanie w ścianę. Nie spojrzał na mnie ani razu, ale mogłem zauważyć, jak było mu głupio.

- Nie wstydź się, proszę. To nie Twoja wina. Nie kontrolowałeś się. Mimo to, wiedz, że możesz ze mną o tym porozmawiać. Nawet jeżeli też mam swoje problemy. To o wiele lepsze niż ukrywanie tego przed nami wszystkimi i robienie.. tych rzeczy.

Usiadłem obok niego.

I wtedy na mnie spojrzał. Jego oczy był zaczerwienione. Powstrzymywał łzy.

- Dziękuję.. - Szepnął cicho, po czym mnie przytulił, wbijając twarz w moje ramię.

A ja głaskałem go delikatnie po włosach, próbując go uspokoić, bo nie wiedziałem co mógłbym jeszcze zrobić.

Jego głowa nadal spoczywała na mnie, gdy przemówił:

- Jesteś dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałem. Zawsze byłem tym najstarszym. Musiałem zajmować się resztą, ale nikt nie zajmował się mną. Dziękuję. - Oznajmił, przez co nawet moje oczy zaszły łzami.

- Ja nie mam rodzeństwa. Ale fajnie by było mieć takiego brata. Byłbyś wspaniały. - Dodałem, wycierając łzy.

Oboje się uspokoiliśmy i Chan otworzył drzwi z zamiarem wyjścia do toalety i tak oto Soonyoung z Junhui'em znaleźli się w naszym pokoju.

- Aww moja ciucia! - Krzyknął Soonyoung, gdy tylko zobaczył Chana, po czym przytulił go tak mocno, że ten znowu zaczął płakać.

- A Ty przypadkiem nie nie lubiłeś, jak Cię tak nazywał? - Skomentował Junhui, głaskając mu włosy.

- Tęskniłem za nim.

- A za mną nie?

- Nie.

- Coo?

- Tylko się droczę. Oczywiście, że tak. - Powiedział Chan ze śmiechem.

- Ty hultaju. musiałam.

I się przytulili.

- Czyli Seventeen wraca do gry. - Skomentował Soonyoung wyciągając pięść do góry.


- O czym tak rozmyślasz? - Zaczepił mnie Chan, sprowadzając mnie przy tym na ziemię. - Hmm a może o swojej randce, co?

- Nie. Nigdy nie byłem na randce. Co ubrać? Co robić? - Zacząłem.

- Czekaj, nigdy? Nawet ja byłem, a jestem młodszy. - Wyparował.

- Nie pomagasz.

Parsknął.

- No sorry, ale miałeś dziewczynę. Nie byliście na randce?

- Wiesz, to jak zostaliśmy parą jest dosyć skomplikowane, nie chcę o tym gadać. - Uciąłem, a on skinął mi w odpowiedzi.

- Masz szczęście, że był taki czas, w którym naprawdę go słuchałem. Wiesz, wtedy jak pieprzył o Tobie rozmarzony. Jest pare strojów, które wręcz kocha, kiedy je ubierasz. - Zaczął, po czym podszedł do mojej szafy.

Wyjął z niej parę czarnych spodni z dziurami i jakiś czarny t-shirt z czerwonym napisem.

- Powiedział, że lubi na Tobie standardowe rzeczy, a już w ogóle, gdy są czarne. Swoją drogą, nie jest to trochę.. no wiesz, creepy? Jesteś pewny, że chcesz z nim iść na randkę? Może ma furgonetkę wyciszonym wnętrzem. - Oznajmił, po czym się roześmiałem.

- O czym Ty w ogóle pieprzysz? - Zapytałem, przez co i on się roześmiał.

- W każdym razie, ubierz to. - Polecił, podając mi czarną czapkę z daszkiem.

- Znaczy, wiesz, to akurat był prezent od Minah. To raczej nie jest dobry pomysł. - Powiedziałem, a on odrzucił ją z powrotem do szafy.

- Dobra, dalej. Buty.

Na te słowa, po prostu wzruszyłem ramionami, wskazując na buty, które właśnie nosiłem.

- Nie mam innych. - Dodałem.

- Hmm, są w porządku. Junhui lubi też kolczyki na Tobie. - Kontynuował, podchodząc do mojej toaletki.

- Które? - Zapytałem.

- Te srebrne.

- Okej. I to wszystko, tak?

Skinął głową.

- A nie czujesz się dziwnie, dostając tipy od dwa lata młodszego chłopaka? - Roześmiał się.

- Aiii, przestań. - Uśmiechnąłem się, klepiąc go w ramię. - Lepiej powiedz, jak mam się zachowywać?

- Bądź sobą. - Odparł, kładąc się na swoim łóżku.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wszedł Jisoo.

- Twój książę właśnie przyjechał. - Rzekł, a ja mogłem słyszeć Junhui'a za nim.

- Jezu, nie rób. - Mruknął podburzony.

Wyszedłem z pokoju i wbiłem wzrok w Junhui'a.

Próbował się uspokoić. Widać było, że włożył duże starania w swój strój.

Coś się w nim różniło.

- Twoje włosy.

- Podobają Ci się? - Zaczął z uśmiechem.

Po raz pierwszy, od kiedy go poznałem, miał włosy uniesione w górę. Wyglądało to normalnie, ale nadal dosyć różniło się od standardowego Junhui'a.

- Pasuje Ci. - Odparłem, przez co uśmiechnął się nawet szerzej.

Wziął mnie za rękę i Jisoo otworzył drzwi na zewnątrz.

- To mój pierwszy raz, kiedy wychodzę. - Powiedziałem.

- Mój też. - Odparł, unikając mojego wzroku.

I wtedy zauważyłem, że jego czoło było mokre od potu, a ręce trzęsły się wahadłowo.

Był podekscytowany. Jest już tu ponad dziewięć miesięcy, nigdy nie wyszedł.

- I to przez Ciebie, mogę w ogóle wyjść. Kocham Cię za to. Bardzo. - Dodał, w końcu spoglądając na mnie.

Jego oczy zaszły łzami.

Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc tylko pomachałem głową.

Byłem szczęśliwy. Przez niego.

Station 11 ✓Kde žijí příběhy. Začni objevovat