trente-sept.

489 61 7
                                    

Junhui nadal siedział w kącie na posiłkach. W tym, zawsze był do nas odwrócony plecami. Tym lepiej dla mnie. Jego wzrok był dla mnie za bardzo bolesny. Przechodził przez bardzo trudny czas. I nie mogłem mu pomóc.

Nawet Wonwoo czasami mu współczuł. Lecz i tak nic się zmieniło. Dzisiaj mieliśmy też naszą drugą grupową terapię. Wonwoo i Junhui przyszli pierwsi, bo Mingyu i ja musieliśmy czekać dwadzieścia minut. 

- Myślisz, że w końcu pogadają? Bez nas? - Zapytałem go, w wyniku czego poniósł głowę. 

- Mam taką nadzieję. To byłby duży postęp, gdyby mieli konwersację bez nas. A Ty co myślisz? Zbliżyłeś się już do Junhui'a? - Odparł Mingyu. 

Pokręciłem głową. 
- Przepraszam, próbuję. Ale.. Za każdym razem jak na niego patrzę, to zaczynam się bać. - Wyznałem. 

- Ale on nadal Cię kocha. 

Słowa Mingyu sprawiły, że zamarłem. 

- I ja nadal go kocham. - Odpowiedziałem.

Pielęgniarka przyszła nam powiedzieć, że możemy już iść, zatem powoli weszliśmy, zauważając Wonwoo, Junhui'a i Dr Nam w pokoju. Przywitaliśmy się i usiedliśmy. Mingyu obok Wonwoo, a ja obok Junhui'a. 

- Okej, kontynuujmy zatem. - Uśmiechnęła się do nas Dr Nam. - Rozmawialiśmy o ostatnim tygodniu i o tym, co się stało. Jestem bardzo z Was dumna. Słyszałam też, że razem tańczycie. Bez żadnych kłótni, czy gorszych rzeczy. Robicie ogromny postęp. 

Widziałem lekko uśmiechającego się Wonwoo. Też był z siebie dumny. Spojrzałem na Junhui'a. Z obojętną twarzą patrzył w podłogę. 

- Też jestem z Ciebie bardzo dumny. - Szepnąłem mu do ucha. Powoli podniósł głowę i nasze oczy się spotkały. Przepływała przez nie fala emocji i uczuć. Uśmiechnął się. I ja to zrobiłem. 

- Minghao, masz coś do powiedzenia? - Wtrąciła się w nasz moment Dr Nam.

- O tak. To cudowne widzieć jak pracują razem. Nie rozmawiają ze sobą, kiedy jesteśmy razem, ale przynajmniej siebie nie ignorują. Byłoby jeszcze lepiej, jakby mogli jeszcze zacząć się przyjaźnić. 

Dr Nam się do mnie uśmiechnęła. 
- Owszem, ale na razie poruszajmy się powoli. 

Po sesji, wszyscy wyszli poza Junhui'em, który chciał porozmawiać z Dr Nam na osobności. 

Wracając do pokoju, zauważyłem Chana. Czytał książę. 

- Chwileczkę, czytasz tę książkę od kiedy tu jestem. Ile razy już ją czytałeś? - Zapytałem, siadając obok. 

Spojrzał w góry i lakonicznie się uśmiechnął, zanim zaczął: 
- Masz rację. Za każdym razem jak wracam do domu, to moja rodzina wypisuje jakieś słodkie czy motywujące dopiski na randomowych stronach. Uwielbiam znajdywać nowe. - Zaśmiał się nerwowo. 

- Słodkie. Twoja rodzina musi być fajna. - Skomentowałem i nagle jego oczy zaczęły się błyszczeć. 

- Tak, kocham ich. Mój tata też jest tancerzem, a mama bardzo się po mnie troszczy. Gdyby tamci ludzie nie gnębili mnie w szkole, mógłbym żyć normalnie. - Zakończył z westchnięciem. 

- Och, zapomniałem, że Ciebie też gnębili. Nawet jeżeli nie ma tutaj Twojej prawdziwej rodziny, zawsze masz nas. Proszę, pamiętaj, że możesz z nami porozmawiać. Tutaj, w tym budynku, możesz nas traktować jak prawdziwą rodzinę. - Położyłem mu rękę na głowę i trochę potargałem włosy. 

- No, ale Ty też przechodzisz przez ciężkie rzeczy. Przeszkadzałbym. 

Pokręciłem głową, pamiętając o słowach w jego dzienniku. Czuję się źle z tym, że zapomniałem, że on też cierpiał. 

- Masz Soonyoung'a. Nawet Mingyu i Wonwoo by Ci pomogli. Wiem, że nadal jest Ci trudno ufać ludziom i możesz oczywiście na spokojnie sobie z tym poradzić, ale pomoże też, jeżeli spróbujesz znaleźć dobre słowa, by opisać to, co czujesz. - Oznajmiłem, a on znowu się zaśmiał. 

- Sorry, ale brzmisz jak dziadek. - Skomentował, w wyniku czego i ja sie zaśmiałem. 

- A tak w ogóle, sorki, że to takie z dupy, ale akurat mi się przypomniało coś z wycieczki, gdy Ciebie nie było. To było w Namsan Tower. Zauważyłem ludzi z mojej szkoły i oni też mnie zauważyli, i zaczęli się ze mnie śmiać i wyzywać, bo byłem na wycieczce z psychiatrykiem. Nazwali mnie porąbanym i obrzydliwym. Ale wiesz co zrobił Junhui? Przydusił ich do ściany i wszystko wytłumaczył. Bardzo ich przeraził, ale nie popychał ich ani na nich nie krzyczał. Co wtedy było rzeczą normalną dla Junhui'a. Tego samego dnia powiedział mi, co zrobił Wonwoo. 

Po tych słowach zamarłem. Koszulka znajdująca się w moich rękach, spadła na ziemię. 

- Czemu mi to powiedziałeś? - Zapytałem w bezruchu. 

- Jak powiedziałem, tylko z dupy mnie naszło. Ale może o tym pomyśl. Wonwoo powiedział, że próbuje zobaczyć teraźniejszego Junhui'a, tego, który usiłuje kontrolować złość. Nie tego, który go gnoił i zamienił jego życie w mękę pańską. Też powinieneś tak zrobić. Junhui zawsze się z Tobą droczył, ale to było z miłości. Nigdy wcześniej jej nie doświadczył, więc próbował Ci wyznać swoje uczucia w taki sposób. Ale Ty go zmieniłeś. Nie możesz go teraz tak zostawić. - Chan oparł się o ścianę obok jego łóżka. 

- Skąd to wszystko wiesz? - Głos mi drgał. 

- Powiedział mi. 

- Junhui? 

- No. 

 I wtedy, jak w jakimś bezsensownym filmie, Wen Junhui otworzył nasze drzwi. 

- Jeżeli powiesz mu teraz cokolwiek z tego, co powiedziałem przed chwilą, nigdy już się do Ciebie nie odezwę.. Bo Junhui by mnie zabił. - Szepnął cicho, po czym odwrócił się do drzwi z uśmiechem. 

Station 11 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz