quarante neuf.

394 54 13
                                    

Zignorowałem większość tego, co powiedziała do mnie Dr Nam, kiedy wychodziłem. Była ze mnie dumna. Mój stan się polepszał.

Ale osoba, którą kochałem najmocniej i tak znikła bez słowa.

Nie mogłem po prostu wyzdrowieć, opuścić szpitala i bać się, że znowu go spotkam.

Może z nowymi znajomymi, lepszym stanem. Albo gorszym. Nowym partnerem.

Mury w mojej głowie znowu zaczęły się budować, nie pozwalając mi zdrowo myśleć. Pozostała tylko jedna opcja. 
Zrobić wszystko, co tylko się da, żeby mój stan się pogorszył i żebym nie wyszedł już z tego miejsca. Nigdy.

Teraz nie było Junhui'a, który powstrzymywałby mnie od wymuszania wymiotów. Albo chowania jedzenia. Czy też cokolwiek innego, co teraz nie przychodzi mi do głowy. 
Nagle czułem się cięższy. Zdawało mi się, że mój brzuch jest obrzmiały przy czym rośnie mi drugi podbródek. 
Przeszedłem obok okna, idąc do pokoju. Mogłem w nim zobaczyć swoje odbicie. Byłem gruby. Obrzydliwe. Cały czas się zastanawiałem, jakim cudem mogłem się poruszać z taką wagą. Teraz to zdawało się prawie niemożliwe, żeby chodzić. 
Nawet przekręcenie głowy w bok było wyzwaniem. Moje policzki były przerośnięte, chowając moje oczy i usta gdzieś w głębi tłuszczu. Zupełnie jakby moje policzki wciągały całą moją twarz.
Chciałem spojrzeć gdzieś indziej. Musiałem. Nie mogłem na siebie patrzeć ani chwili dłużej.
Z tą energią, która mi pozostała, wszedłem do pokoju i położyłem się na łóżku. Wydawało mi się, że wkrótce łóżko się pode mną zawali. Przez wszystkie lata, od kiedy zacząłem chorować, nigdy jeszcze nie było tak źle. 

Łzy spływały wodospadami po moich grubych policzkach, a moje usta zaczęły drżeć. Czułem się, jakby tłuszcz naciskał na moje płuca, sprawiając, że oddychanie stało się dla mnie trudniejsze.

 Nienawidziłem siebie samego za  ślepe podążanie za miłością do takiego stopnia, że nie zauważałem jak przytyłem. Dzięki Junhui. Miłość do niego sprawiła, że zapomniałem o swoim jedynym celu w życiu. Odchudzanie. Moje łzy były mocniejsze i cieplejsze, zacząłem się krztusić powietrzem. Moje oczy były za słabe, żeby pozostać otwarte. Moje gardło zaczęło palić. Moje serce zaczęło bić tak szybko, jakby chciało wyskoczyć z mojego ciała. 
Kręciło mi się w głowie. Ostatnią rzeczą, która stała się zanim zemdlałem, było to, że próbowałem usiąść i zwymiotowałem na swoje nogi. 

.

Ostry ból przeszedł przez moją głowę, kiedy nagle poczułem zimną rękę na policzku. Nie musiałem nawet otwierać oczu, żeby wiedzieć kogo to były ręce. Przyzwyczaiłem się do tych zimnych rąk, które moja mama miała od kiedy tylko pamiętam. Za każdym razem jak mnie dotykała, zawsze były zimne. 
Nadal usiłowałem otworzyć oczy, by spojrzeć w twarz mojej mamy, której nie widziałem od tak dawna i tak bardzo za nią tęskniłem.

Uśmiechnęła się, kiedy zauważyła, że się ocknąłem. Mogłem zauważyć łzy w kącikach jej oczu. Ściany tego pokoju były w kolorze jasnej żółci, a mój koc był biały w szare paski. Wiedziałem co się stało. Ta myśl pojawiła się w mojej głowie jeszcze przed dotknięciem mojej mamy. 

Ale i tak ją zapytałem.

- Miałeś okropny atak paniki. Kompletnie straciłeś kontrolę nad swoim ciałem. W wyniku tego, zwymiotowałeś, a nawet zwieracze Ci puściły. Usłyszałam od Dr Nam o tym, dlaczego mogło do tego dojść, ale chciałabym również usłyszeć to od swojego syna. - Jej głos wydawał się słabszy od mojego własnego. Jej ręka była teraz w moich włosach, jej palce krążyły gdzieś w ich głębi. 

Była już noc. Zamierzałem zasnąć, przy mojej mamie siedzącej przy krawiędzi łóżka, mówiącej mi, że już jesteśmy sami. Taty nie było. 

- Przepraszam Cię, mamo. - Też zacząłem płakać. To było takie trudne. Patrzenie, jak ranię mamę tak, jak tata kiedyś. Nie zasługiwała na to. Lecz nie mogłem po prostu wyłączyć tych myśli. 

- To nie to chcę usłyszeć. - Westchnęła. 

- Wiem, ale przepraszam, bo nie wiem, czy mogę Ci to powiedzieć. - Mój głos się załamał na końcu wypowiedzi. Za bardzo próbowałem przy niej nie płakać. 

- Dlaczego? - Zapytała, coraz bardziej się niecierpliwiąc. 

- Bo to Cię zrani. Zobaczysz, jak chorego masz syna. - Oznajmiłem i moje łzy w końcu spłynęły i spadły na poduszkę. 

- Minghao. - Moja mama zaczęła płakać. - To boli nawet bardziej, kiedy nie wiem, dlaczego taki jesteś. Kocham Cię bardziej niż wszystko na świecie. I jedyne czego chcę, to to żebyś wyzdrowiał. Jestem Twoją matką. To moja praca, żeby pomagać Ci tak, jak mogę. - Jej ręka znalazła się teraz na mojej ręce. Ścisnęła ją, przez co moje ramię przeszedł dreszcz. 

- Okej, ostatnio powiedziałem Ci wszystko w samochodzie po kolacji u Minah. Mnóstwo rzeczy zdążyło się wydarzyć do tego czasu. - I tak zacząłem mówić. Ledwo przerywając, by złapać oddech, gdy mama mi o tym przypominała. 

Ostatnia część, która sprowadziła mnie i moją mamę do tego pokoju, była najtrudniejsza. Szczegóły o tym, jak siebie widziałem, nie były dla niej łatwe. Nie mogła tego zrozumieć. 

- W moich oczach jesteś najpiękniejszym synem, jakim matka może w ogóle mieć. Jestem wdzięczna za to, że Cię mam i jestem strasznie dumna z tego, co osiągnąłeś. Dlaczego nie spróbujesz raz zobaczyć siebie moimi oczami? - Zapytała, a ja nie potrafiłem wytłumaczyć jej sytuacji, w jakiej się znalazłem. 

- Po prostu nie mogę. Nie mam powodu dlaczego, po prostu tak jest i nie mogę się tego pozbyć. - Spróbowałem usiąść, ale moje ciało nie było do tego przygotowane i moja głowa uderzyła z powrotem w poduszkę. 

- Ty jesteś powodem. Nie możesz się tego pozbyć, ponieważ część Ciebie chce, aby to z Tobą zostało. - I z tymi słowami, moja mama sprawiła, że zabrakło mi słów i nie mogłem o tym przestać myśleć.

Dzień Dobry państwu! Mam taką małą prośbę od autorki tego opowiadania. Nie znamy oczywiście Waszej sytuacji rodzinnej, ale jeżeli jest taka możliwość, to okażcie dzisiaj trochę miłości Waszym mamom. Tak wiele dla nas robią. :>

Miłego Dnia lub Nocy 

Station 11 ✓Where stories live. Discover now