vingt-six.

597 69 36
                                    

Junhui trzymał mnie za rękę. Jego natomast, trzęsła się, ale wydaje mi się, że stopniowo się uspokajał. 

- Nie mogę uwierzyć, że jestem gdzieś indziej. I nie jest to nawet Namsam Tower. Strasznie się denerwuję. A tym bardziej, że jesteś tu ze mną. - Powiedział, wyglądając za okno. - Praktycznie nigdy nie byłem na randce, tak ważnej dla mnie jak ta. Zabiłbyś mnie, gdybyśmy poszli do restauracji, więc mam nadzieję, że lubisz mój pomysł. - Odwrócił się, patrząc na mnie. 

- Oczywiście. 

Jisoo zaparkował. Byliśmy na miejscu.

- Ja sobie pójdę na spacer, wówczas wy, możecie spędzać razem czas we dwoje. Ufam Wam. Nie uciekajcie. - Powiedział, gdy wysiadaliśmy. 

On poszedł w jedną stronę, a ja z Junhui'em w drugą. Zbierało się na zachód słońca. Wtedy również zrozumiałem, co miał na myśli. 

Chciał ze mną obejrzeć zachód słońca. 

- Musimy się pośpieszyć. Oniee. - Złapał mnie za rękę, po czym pośpieszył do jeziora. 

Usiedliśmy na trawie obok. 

Kolory goszczące teraz na niebie, były ciepłe i delikatne. Moje ciało się odprężyło. 

Słońce był ogromne, ale i też bardzo daleko. 

- Dzięki, że mnie tu zabrałeś. Pięknie tu. - Skomentowałem. 

Uśmiechnął się. 

- Myślałem, że to będzie nudne. Ale też pomyślałem, że oboje potrzebujemy trochę natury. 

Roześmialiśmy się. 

Miał rację. Brak białych ścian, brak zamkniętych drzwi, nie czułem się względnie osaczony, a Junhui napawał się tym widokiem nawet bardziej niż ja. Zasługiwał na to. 

- Wiem, że się powtarzam Minghao, ale zmieniam się na lepsze, dzięki Tobie. Jestem spokojniejszy, kiedy jesteś obok. Moje myśli nadal się gmatwają, ale jest więcej tych pozytywnych i mogę je względnie kontrolować. Potrzebuję Cię, nawet jeżeli na Ciebie nie zasługuję. Wyznawałem Ci, co czuję już przedtem, ale tym razem przejdę do point'y (czytaj: płenty). Kocham Cię. Chcę z Tobą zostać już na zawsze. Zaczynam nawet myśleć o ślubie, coś, czego nienawidziłem parę miesięcy temu. Boję się, że Cię stracę, gdy wyjdziemy ze szpitala. Boję się, że Cię stracę, przez moje błędy z przeszłości. 

- Junhui. - Przerwałem mu. 

- Wiem, że nigdy nie widziałeś mnie w takim stanie, nigdy mówiącego te słowa. I nawet, jeżeli nie czujesz tego samego, nadal jestem szczęśliwy, że udało mi się to z siebie wydusić. Bo-.. 

Przerwałem mu znowu. Całując go. 

Był zdziwiony, ale odwzajemnił pocałunek.

Powolnie położyliśmy się na trawie, nadal łącząc usta.

Delikatnie gładził moje włosy, a ja otoczyłem jego twarz moim dotykiem. 

Czułem gorąco płynące w moich żyłach, moje ciało dosłownie mrowiło. 

Nie miałem powietrza, ale nie mogłem przestać go całować. 

To on przerwał go na chwilę, mówiąc "Kocham Cię" , po czym kontynuował. 

Znalazłem się na nim, a moja twarz na jego klatce piersiowej. Jego serce biło miarowo, usypiając mnie. Jego ręce spoczywały na moim ciele, powodując, że czułem się bezpiecznie. Delikatnie gładził moje plecy palcami. Nie chciałem, żeby to się kiedykolwiek skończyło. 

Ale musiało, po przyszedł Jisoo. Był zmieszany, ale próbował to ukryć. 

I wszyscy weszliśmy do auta, bez słowa. 

Chciałem wyznać Junhui'owi, co czuję, ale nie umiałem. Coś mnie zatrzymywało. Nienawidziłem się za ten brak odwagi. 

- Nie wiedziałem, że pójdzie tak ostro. - Przerwał ciszę Jisoo, sprawiając, że się roześmialiśmy. 

- Ja też nie. Minghao mnie zaskoczył. - Odparł Junhui, drażniąc się ze mną.

I mu się udało, bo moje policzki oblały się rumieńcem, przez co oboje roześmiali się nawet bardziej. 

- Przykro mi, nie mogłem dać Wam więcej czasu. Niestety, to nie ja tworzę zasady. - Dodał Jisoo.

I resztę drogi już nie rozmawialiśmy. Junhui był zmęczony, a Jisoo skoncentrowany na drodze. 

A ja nadal próbowałem powiedzieć mu, co czuję. 

Nie wiedziałem jak zacząć. Nie mogłem od tak zacząć, tutaj, ze względu na obecność Jisoo, jak i na to, że Junhui już prawie zasnął. 

Westchnąłem, opierając się o siedzenie. 

Jisoo spojrzał na mnie przez lusterko. 

- Wszystko w porządku? - Zapytał. 

Skinąłem więc. Było okej. Byłem nawet szczęśliwy. Ale moje myśli stanowiły udrękę. 

Wróciliśmy do szpitala, więc obudziłem Junhui'a. Jisoo wysiadł, zatem kiedy Junhui opuszczał auto, udało mi się to powiedzieć.

- Ja Ciebie też. 

Zamarł na chwilę. Z jedną nogą na zewnątrz, drugą w środku, otworzonymi drzwiami - po prostu zamarł. 

- Co? 

- Ja Ciebie też, kocham. Nie wiem dlaczego, ale nie jestem przyzwyczajony do tego uczucia. Mimo to, wiem, że to miłość. 

Junhui się uśmiechnął. 

Onie.

Zaczął się chichrać. 

- Czyli co, jesteśmy razem? - Zapytał.

Skinąłem głową. 

A on chichrał się głośniej. 

- Czemu nie wychodzicie? - Wtrącił Jisoo. 

- Minghoś właśnie powiedział, że mnie kocha. Jesteśmy razem tera. - Odparł Junhui, przez co znowu się zarumieniłem. 

- Słodziaśnie, ale musimy wracać, bo będziemy mieć kłopoty. - Upomniał nas.

- Już na zawsze będziesz tak puszczał buraka, jak mówię coś tego pokroju? - Zapytał mnie Junhui. 

A ja skinąłem głową. 

- Cudownie w takim razie, bo drażnienie się z Tobą jest wspaniałym zajęciem. 

Station 11 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz