Redukcja Stresu

55 4 36
                                    

(Perspektywa Marcina)

Kolejnego dnia, miałem trudności ze wstaniem.

Ciągle miałem przed oczami to wszystko. Ciągle słyszałem te płacze. Ciągle czułem ten zapach. Chociaż obudziłem się, wspomnienia i sny nie dawały mi spokoju. Pozwalały mi jedynie leżeć, wpatrując się beznamiętnie w sufit. Karol dalej jeszcze spał... o ile spał i samemu nie był w letargu, spowodowanym myśleniem o wczoraj... to miała być prosta misja... nie taki... taki cyrk na kółkach... jaki cyrk, to był koszmar na szynach...

Nieco wyrwałem się od tego wszystkiego, kiedy usłyszałem jak jacyś nasi sąsiedzi się kłócą- coś gadali w innym języku, nie mam pojęcia jakim, lecz po głośności oraz tonacji, zdecydowanie była to kłótnia, również w pewnej chwili był trzask naczyń. Wzdrygnąłem się, by mrugnąć i usiąść ociężale. Po tylu emocjach oraz nerwach z wczoraj, o poranku byłem emocjonalnie... pusty. Prawie pusty. Jedynie mogłem czuć w gardle nieprzyjemną, gorzką gulę, której smak pozostał mi w ustach na dłuższą chwilę, nawet po zjedzeniu, czy umyciu zębów. Był to niesmak wobec tego, co zobaczyłem.

Gdy wreszcie wstałem i zacząłem się ogarniać, w mojej głowie rozbrzmiewało jedno pytanie- czy to się udało? Czy policji udało się dotrzeć na miejsce i ocalić te wszystkie osoby? Przerwać ten nielegalny rynek tam? Czy Kojot nie odszedł sobie, przed policją? Nie wystawił nas oraz te wszystkie inne, uwięzione osoby? Te pytania były dla mnie bez odpowiedzi. Chciałem wierzyć, iż wszystko będzie dobrze, jednak moje własne doświadczenie podpowiadało mi, że nie będzie tak pięknie, jakbym chciał.

Jak piłem powoli kawę, to Lis wyłonił się ze swojego pokoju, ze zwieszoną głową, przygarbiony. Jak zwykle, włosy miał nieułożone i do tego jedynie był w spodenkach. Powolnie, podchodząc do lodówki, związał swoje włosy w kucyka, aby wyjąć sobie puszkę coli i zacząć z niej pić, po otworzeniu sobie. Powinniśmy ograniczyć kupno tego napoju, jednak wtedy nie miałem do tego głowy, smętnie oglądając mój własny napój.

— Ugh... kurwa...— mruknął niebieskooki, siadając ciężko naprzeciw mnie. Potarł swoje oczy, mrugnął i zaraz westchnął, jakby z trudem.— Też ledwo spałeś...? Ciągle... ciągle wydawało mi się w nocy... że słyszę to wszystko... ja pierdole...

Można powiedzieć, iż z jednej strony cieszyłem się, że rzeczywiście nie tylko ja miałem problem przebrnąć przez to... a z drugiej, martwiłem się, iż przez to problemy Karola pogłębią się. Ech, czemu życie musiało być tak trudne... czy przez chwilę nie mogło być spokojnie? Tylko tego sobie wtedy życzyłem- chwili spokoju.

— Jakoś... zasnąłem... lecz ciągle się budziłem w nocy... miałem... spore koszmary...— wyznałem, biorąc łyk mojej kawy. Prawie się nią zadławiłem jednak, gdy szatyn dodał:

— A ty zawsze nie masz koszmarów...? Może weźmiesz jakieś zioła na to, czy co... cholera!

Zaraz wstał, by klepnąć mnie po plecach, gdy zadławiłem się kawą. Nie pomogło to wiele, a do tego zrobił to zbyt mocno, aż plecy mnie zabolały od uderzenia. Kaszlnąłem mocno, wypluwając również mój napój, prosto na siebie oraz stolik. Tej wypowiedzi w żaden sposób od mojego pana nie oczekiwałem i nie chciałem słyszeć. Nie chciałem słyszeć o moich koszmarach oraz problemach. Nie chciałem tego rozdrapywać, nie było na to odpowiedniego czasu wtedy... dlatego, po wzięciu paru głębszych wdech, niepewnie postanowiłem przeinaczyć rzeczywistość.

—Te koszmary to nic... od zawsze je miałem... zioła nie pomogą...— okłamałem niebieskookiego, który jedynie uniósł jedną brew do góry, dalej nie dając za wygraną:

— Skąd wiesz? W poprzednim wieku mieli jakąkolwiek medycynę, by to wiedzieć? Czy przypadkiem wszystko wtedy nie było gorsze, czy jak?

— Może... może nie tyle było gorsze, co inne... ale naprawdę, nie przejmuj się moimi koszmarami. To... nic takiego... serio!

Przygody CieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz