Kłótnia

53 5 14
                                    

(Perspektywa Marcina)

Minęły dwa tygodnie od czasu mojej rozmowy z Katarzyną. Przez ten czas, dużo bardziej myślałem na własny temat i Karola. Chyba ta rozmowa rzeczywiście coś bardziej zmieniła. Jakoś nie czułem się taką miękką kluchą, jak na początku. Przypominałem sobie o wszystkich chwilach z moim zastępem i przyjaciółmi- z harcmistrzem Danielem, Piotrem, Przemkiem i Zosią. Dziwiło mnie, że choć upłynął taki szmat czasu, to wciąż pamiętam ich twarze, jakbyśmy się widzieli zaledwie wczoraj. Zaczęło mnie zastanawiać, co się stało z nimi- a dokładniej z Danielem, Zosią i Piotrem, którzy jeszcze żyli, nim zostałem zaklętym w broń. Przeżyli? Dorośli? Zmarli później? Znaleźli sobie kogoś? Jeszcze pamiętają mnie?

Były to pytania bez odpowiedzi dla mnie.

Była już połowa sierpnia. Zaczynał się już piąty tydzień, odkąd ja i Karol mieliśmy to całe szkolenie. Czy była po nim już jakaś zmiana? Nie wiem, jak było z moim panem, lecz u siebie wyczułem swego rodzaju zmiany- codzienne gonitwy stawały się coraz łatwiejsze, podnoszenie różnych rzeczy nie sprawiało trudności, a także zmiana w rewolwer stawała się bardziej naturalna dla mnie. Innymi słowy, coś te treningi dały. Obserwowałem przez ten czas też Lisa- on też wydawał się już wolniej męczyć i lepiej sobie radzić z trudnościami.

Zatem, coś z tym potencjałem w nas było chyba na rzeczy. Co tylko bardziej pomagało mi w tym, by przestać słuchać się niebieskookiego.

Niestety, wraz z przypominaniem sobie przeszłości, koszmary stawały się coraz gorsze. Budziłem się w nocy, ciężko oddychając i będąc całkiem spocony, mając ochotę zwymiotować. Były one potworne- wszyscy moi zmarli bliscy, wyglądający jak zombie, próbujący mnie dopaść, schwytanie przez Nazistów i przesłuchanie przez nich, tortury niemieckie, ten straszny pan Adolf Hitler...

Tego dnia byłem wyjątkowo niewyspany- kilkanaście razy się w nocy obudziłem i ani trochę nie udało mi się wyspać. Zimny prysznic za wiele mi nie pomógł, a jeszcze gorzej, wprawił mnie w jeszcze większe zdenerwowanie. Miałem gorszy humor niż nawet Karol, a to było osiągnięcie.

Jeszcze bardziej wkurzały mnie uszczypliwe uwagi Karola, których dalej mi nie szczędził. Co prawda, obrażanie się zmniejszyło, jednak dalej słyszałem od niego niezbyt miłe słowa. Ignorowałem je przez ostatnie tygodnie, tudzież jednym uchem wpuszczałem a drugim wypuszczałem, jednak wtedy byłem już tak zdenerwowany, że jedna powieka mi aż drgała z irytacji. Myślałem, że nie wytrzymam.

— Ile mi tu jeszcze będziemy siedzieć...?— mówił, bardziej do samego siebie niż do mnie, niebieskooki, kiedy zostaliśmy wysłani, by pozbierać sobie jagody. Nie odpowiadałem mu, bo nie miałem po co. A ten dalej gadał.— Już chyba przeżyliśmy wystarczająco tortur, co...? Niech no mi już Valentine odda moce!

Jakoś jeszcze to się szło przeżyć. Jak narzekał ogólnie na wszystko, to jakoś ciśnienie aż tak nie wzrastało. Bo wystarczyło tylko przepuszczać to jednym uchem, a drugim wypuszczać jak powiedziałem, i jeszcze dzielić przez dziesięć. Jednak tego dnia, postanowił, że sobie ponarzeka jeszcze na coś bardziej konkretnego. I wybrał taki temat, który doprowadził mnie do szału. A jaki? O harcerzach.

— I teraz siedzimy tu z tą sadystką, która z nas robi... jakiś harcerzy na sterydach! O! Pewnie w ramach ćwiczeń będzie kazała nam wpierdalać szyszki i odwalać inne harcerskie pierdoły...

No, tego już się słuchać nie dało. Po prostu, kurwa, nie dało.

— Weź już głupot nie gadaj.— syknąłem do niego, odwracają się też ku niemu. Moje zmęczenie, wkurzenie i wątpliwości, w tamtym momencie sprawiły, że już dłużej nie mogłem go znieść. Postanowiłem się nareszcie, z wszelkiej irytacji, postawić mu.— Jeśli już masz pieprzyć takie farmazony, to weź najlepiej zamknij jadaczkę.

Przygody CieniaWhere stories live. Discover now