Powrót

34 6 11
                                    

(Perspektywa Kelly)

Pierwsze, co poczułam, to ciepło.

Kiedy zmysły znowu zaczęły do mnie wracać, to najpierw poczułam ciepło. Nie tylko ciepło z zewnątrz, lecz też własne ciepło- zdałam sobie sprawę, że byłam w postaci płomyka. Mogłam dostrzec dookoła siebie wszystko niewyraźnie, jakbym była w jakimś płynie. I stało się dla mnie jasne, iż byłam w nim. Mogłam czuć wilgoć na sobie, im bardziej dochodziłam do świadomości. Mętnie pamiętałam dźwięki policji, próbę ucieczki, krzyki Sammy'ego... krzyki Sama... Samuel!

Od razu wyskoczyłam w tej postaci z naczynia, miski jak się później okazało, by zmienić się w swoją ludzką postać. Natychmiast rozejrzałam się po miejscu, gdzie byłam- a był to jakiś pokój, chyba na jakimś strychu, który dziwnie pachniał słodyczami. Spojrzałam na to, z czego wyskoczyłam- a była to szklana miska, pełna wody i z grzałką. Potrzebowałam tak z paru sekund, by zczaić się, iż ktoś chciał mi pomóc w ten sposób. Wiele myśli chodziło mi w tamtej chwili po głowie: Kto mi pomógł? Gdzie jest Sam? Wszystko z nim okej? Gdzie ja jestem? Co się dzieje? Czy Sam jest za kratkami? Ile czasu minęło, odkąd straciłam ludzką postać?

Usłyszałam skrzyp drzwi i odwróciłam się w jego stronę, by zobaczyć, kto wszedł. I na samym początku, prawie go nie poznałam- ten koleś zmienił się tak bardzo, iż na parę sekund wydawało się, jakbym zobaczyła jego odległego krewnego. Lecz jego delikatny uśmiech oraz ciemnofioletowe oczy prędko dały mi do zrozumienia, że to jest mój stary znajomy, zatem też się uśmiechnęłam szeroko, nawet łobuzersko.

— Deah. Kopę lat.— odezwałam się jako pierwsza, następnie lustrując go uważniej.— Nie masz już swojej brody, nosisz okulary, zacząłeś nosić hawajskie koszule... wyglądasz jak prawdziwy dziadek, dziadeczku.

Jakoś obecność Deah'a była dla mnie uspokajająca i na chwilę oderwałam myśli od dręczących mnie pytań. Sam szarowłosy poprawił swoje okulary, śmiejąc się cicho, jak to on robił. Szczerze, gdyby nie wiek Deah'a i jego momentalna powolność, nawet brałabym chłopa jak on- miłego, z poczuciem humoru, opiekuńczego. Tylko mógłby być młodszy i bardziej rozgarnięty.

— Cóż, wygląd podobno oddaje to, jak się ktoś czuje w środku, a ja zdecydowanie nie czuję się młodo...— przyznał shinigami, aby poklepać mnie po ramieniu.— Dobrze znów widzieć cię w ludzkiej postaci. Zwłaszcza, że też się zmieniłaś. Masz krótsze włosy i... i... i pewnie coś jeszcze, o czym teraz zapomniałem.

— Przynajmniej amnezja u ciebie się wcale a wcale nie zmieniła.— mówiąc to, dałam mu lekkiego kuksańca w ramię, dalej się uśmiechając. Jednak prędko powróciła do mnie rzeczywistość i wszelkie ważne kwestie, więc mój uśmiech zbladł.— Deah... czy mógłbyś mi powiedzieć, co się działo, gdy ja byłam nieaktywna? I gdzie ja właściwie jestem?

Na moje pytanie, również uśmiech boga śmierci zniknął. Już wiedziałam, że nie ma dobrych wieści, lecz starałam się wmówić sobie, iż będzie jednak dobrze. Na pewno zaraz dowiem, że Sam jest w szpitalu, iż pewnie jest w śpiączce, że straciłam mieszkanie, cokolwiek innego od najbardziej mrocznej myśli, jaka siedziała z tyłu mojej głowy. Jednej myśli, której nie chciałam przyjąć do siebie. Fioletowooki westchnął, by następnie raz jeszcze poprawić okulary.

— Wiesz... jeśli chodzi o ciebie, zabrałem cię i zająłem się tobą tutaj, w moim wynajętym pokoju i jeśli chodzi o twojego pana, o którym wiem dzięki widzeniu przyszłości, to...— mówił dość szybko, jakby nie chciał przeciągać dla mnie dowiedzenia się prawdy. Chyba zbyt dobrze wiedział, jak nie lubię przeciągania czegoś takiego. Dopiero pod koniec potrzebował chwili przerwy, by wybrać odpowiednie słowa i objaśnić by wszystko.— Nie miał tyle szczęścia. Próbowano, lecz... nie udało mu się pomóc. Nikt nie mógł mu już pomóc. Było dla niego za późno.

Przygody CieniaWhere stories live. Discover now