Piekielne Wyzwanie

45 4 27
                                    

(Perspektywa Karola)

Nim się obejrzeliśmy, ponownie musieliśmy odwalać jakieś durne gówno.

Szlag by to trafił moje życie.

Kiedy Asmodeusz przybył do mojego mieszkania, wpierw wyczułem ból- był on w moim gardle oraz języku, jakby ktoś wbijał mi w te miejsca szpilki. Następnie, poczułem jak całe moje ciało drży- oczekiwałem, iż ten demon ponownie się pojawi, jednak nie byłem wcale przygotowany na to. Ledwo mogłem oddychać, nawet stać... gdybym był wtedy sam, nie mam pojęcia, jak to by się wszystko potoczyło. Siedząc w pokoju z Pio, słuchając jak Kelly załatwia moje sprawy, ledwo byłem na skraju wytrzymałości. Pio cały czas próbował odwrócić moją uwagę od tego wszystkiego. Zaczepiał mnie, pluszakiem którego dał mi, szczypał mnie, robił jakieś głupoty. Chociaż było to trochę irytujące momentami, przynajmniej dzięki temu nie padłem na zawał.

Cieszyłem się, iż pomagają mi wszyscy w takich sytuacjach, chociaż nie byłem pewien, co zrobić też z tym. Dziękowałem im, jednak czy to wystarczy...? Nie miałem pojęcia, chyba dopiero uczyłem się takich bzdur.

Ale dzięki lekom od Kelly, ja oraz Marcin spaliśmy już spokojnie- żadne z nas nie miało koszmarów, ani nic takiego. Wilson coś tam skomentowała, iż było to trochę nieetyczne, aby podawać innym osobom leki bez ich zgody, ale nie obchodziło mnie to- mój zaklęty w broń zasłużył na jakiś sen. A to dlatego, bo ja tak stwierdziłem i tyle. Koniec tematu.

A sen przydał nam się, gdy ponownie nasza czwórka udała się na jakąś misję, tym razem od Asmo- według informacji, jakie nam podał, nasz cel znajdował się w Karolinie Północnej, na jakimś bagnie. Ponieważ jazda czymkolwiek ze Seattle na rugi koniec kontynentu zajęłaby nam przynajmniej dwa dni, według Kelly, zatem po dostaniu kasy od Asmodeusza, kupiliśmy bilety na ostatnią chwilę, aby polecieć do stanu, którego nazwa doprowadzała mnie do złości. Przysłał nam całą paczkę dokumentów, na temat specjalnego konta bankowego, jakie nam stworzył- była tam specjalna karta dająca nam możliwość posiadania opieki medycznej w innych państwach, także normalna karta kredytowa, możliwość łatwiej wymiany walut, klucz dostępu do konta bankowego w internecie, numer klienta, wszystko. Także był list, jasno zaznaczający, iż karta może być używana TYLKO i WYŁĄCZNIE do celów, jakie Wilson ustaliła z demonem, i będzie to kontrolowane.

Nie bardzo dbałem o to, jedynie będąc zadowolonym, że mamy kasę.

Plan na tą misję był bardzo prosty- lecimy po tą rzeczą, bierzemy ją i natychmiast wracamy. Krótka piłka. Chciałem mieć to zadanie jak najszybciej z głowy. A co właściwie mieliśmy zrobić? Mieliśmy znaleźć jakiś artefakt- według Asmodeusza, był to stary, indiański posążek, który... nie pamiętałem już, do czego miał się przydać. Pamiętałem jedynie, jak wygląda oraz gdzie jest- jedynie to mnie interesowało. I też to, że skoro Asmodeusz znał wygląd oraz lokację tej rzeczy, to czemu sam nie mógł po nią pójść? Leniwy dupek. Jednak, uznałem, iż nie będę sobie podnosił ciśnienia bardziej, tylko skupię się na tym zadaniu.

Ponownie cała nasza czwórka pojechała wykonać to zadanie, to poszliśmy razem na lotnisko. Przez całą drogę, najbardziej podekscytowany był Pio, który gdyby mógł, to by skakał cały czas po drodze do samolotu.

— Naprawdę będziemy lecieć?! Naprawdę Pio będzie leciał?!— już piąty raz dopytywał się o jedno i to samo. No, może od czasu do czasu, zadawał też pytania w stylu.— A jak wysoko będziemy lecieć? Czy będzie można coś zjeść? Czy będą tam takie panie, co będą ci dawać rzeczy? Pio może siedzieć przy oknie?

Szczęśliwie, najlepsza samotna matka na świecie, czyli Marcin, starał się odpowiedzieć mu na to wszystko.

— Tak, na serio będziemy lecieć, Pio... nie mam pojęcia jak wysoko... kurde...— jąkał się szaroskóry, przełykając ślinę i wpatrując podłogę, niedługo przed naszym wejściem do samolotu.— Szczerze, sam nigdy nie leciałem samolotem... nie mam pojęcia, jak to jest...

Przygody CieniaWhere stories live. Discover now