Fly Me to The Moon

20 1 20
                                    

(Perspektywa Karola)

Nim się obejrzeliśmy obydwoje, byliśmy w zupełnie innym miejscu.

Rozejrzałem się uważnie, próbując ogarnąć, gdzie jesteśmy, podobnie zrobił Andersson... nie bardzo mogłem zorientować się. Wszystko dookoła było nadpalone albo kompletnie spalone, w wielu miejscach wisiały taśmy policyjne, powiewające na wietrze... nie mówiąc o tym, jak niektóre rzeczy były zniszczone... czekaj... zmarszczyłem brwi, powolni przypominając sobie, co to za miejsce... po minie Rocha widziałem, że on też je zaczynał kojarzyć...

Była to fabryka, gdzie Shin chciała porwać Pio. I też miejsce, gdzie ja i Roch mieliśmy walczyć... przez działania Valentine. Zmarszczyłem brwi, poznając to miejsce... czemu mielibyśmy być tutaj...? Valentine powiedziała, że mamy zrobić jedną rzecz, że starczy na nią jedna noc... ale co niby mieliśmy zrobić w takim miejscu...? Nie rozumiałem tego... podobnie czarnowłosy:

— Po co tu jesteśmy...?

Dobre pytanie.- pomyślałem, oglądając to wszystko... chociaż minęło trochę czasu, od ostatniego czasu, gdy tutaj byłem... wzdrygnąłem się, na wspomnienie o Shin... dobrze pamiętam, jak wkurzyła mnie, jak chciałem się jej pozbyć, a ta odcięła mi po prostu głowę... nawet nic nie poczułem, stało się to tak szybko... a potem musiałem samemu wracać do domu, byłem wściekły wtedy na całą tą sytuację... nie tyle byłem wściekły na to, co się stało, a na to, że zabiła mnie jakaś kurde gówniara... obraziło mnie to, że laska by mogła mnie tak potraktować...! A... skąd to się, w sumie wzięło...? Zamyśliłem się, pocierając swój policzek...

Miałem chyba wtedy jeszcze piętnaście lat i od niedawna mieszkałem normalnie... nie mogłem usiedzieć- nie mogłam, ponieważ Valentine miała przyjść do mnie. Czułem się dobrze, na tą myśl... choć wydawała mi się nieco dziwna oraz straszna, to miło było mieć kogoś, z kim można pogadać... zwłaszcza, że nie mogłem wychodzić z domu... chciałem jej tyle rzeczy pokazać, które znalazłem w necie...! Uśmiechałem się, że wreszcie ktoś będzie mógł podzielić się moją radością ze mną...

Drzwi od mieszkania otworzyły i do środka weszła wyczekiwana przeze mnie osoba... Valentine musiała się schylić, aby móc wejść do środka bez zahaczania głową o framugę drzwi. Nie rozumiałem, po co jej ten cały wzrost, skoro musiała tak się schylać, lecz nie myślałem nad tym zbyt długo.

— Nareszcie...! Jesteś...! Musisz coś zobaczyć...!— zawołałem, podbiegając wręcz do czerwonoskórej. Chwyciłem jej dłoń, aby pociągnąć ją do swojego laptopa. Ta tylko uniosła jedną brew, aby zobaczyć, co takiego chce jej pokazać.

Usiadła ze mną przy laptopie, cały czas mając swój zwyczajowy uśmieszek, patrząc, co takiego mnie zainteresowało... siedziałem cały czas obok, uważnie obserwując jej reakcję... miałem nadzieję, że też jej się spodoba... bardzo chciałem móc z kimś porozmawiać...! Nawet nie mogłem wstawiać komentarzy, czy pisać do innych wiadomości, od razu się one kasowały... chciałem bardzo móc dyskutować z kimkolwiek... i miałem nadzieję, iż tym "kimkolwiek" wreszcie będzie Valentine.

Jednakże, zamiast porozmawiać o tym... nagle, srebrnooka zaśmiała. Od razu wzdrygnąłem się... ten śmiech nie podobał mi się. Był on strasznie... szyderczy... niemiły... nie wiedziałem, co się dzieje... a kobieta tylko dalej się zaśmiała, zamykając przy tym laptopa.

— Naprawdę, dzieciaku? Nie miałeś mi nic lepszego do pokazania?— rzuciła do mnie czerwonoskóra, wyraźnie... obśmiewając mnie... otworzyłem szerzej oczy, czując ból w klatce piersiowej.— Że co? Myślisz, że sposoby tu pokazane sprawią, iż inni będą cię lubić? Oj, mylisz się...

Przygody CieniaWhere stories live. Discover now