Codzienność

46 6 19
                                    

(Perspektywa Marcina)

Musieliśmy kilka tygodni czekać, aż pan Asmodeusz wymyśli dla nas jakieś zadanie.

Przez ten czas, całkiem przyzwyczailiśmy się do życia w mieście. Znaczy, Karol powrócił do niego, ja zacząłem się przyzwyczajać do niego. Prawdą było to, że tęskniłem za życiem w lesie. Jakoś las był dla mnie bardziej znajomy aniżeli współczesne czasy. Te wszystkie nowe samochody, zapach spalin, nowe pojęcia... trudno mi było to pojąć. Raz nawet zobaczyłem jedną z tych dziwnych aplikacji, nazywaną "Instagram". Podobno ludzie wstawiają tam fajne zdjęcia, dlatego postanowiłem zobaczyć je. Niestety, jedyne co znalazłem, to dużo kobiet w dziwnych pozach, które wypinały pupy lub pokazywały piersi. Moja przyzwoitość nie pozwalała mi na to patrzeć, toteż prędko przestałem tego używać.

W ogóle, dziwna była też ta "slangowa" mowa- jakieś "LOL", "XD", nie wiadomo, o co chodzi. Też jakieś skróty jak "Zw", "Nw", kompletnie ich nie ogarniałem. Dopiero Karol musiał mi je wytłumaczyć. Ech... zupełnie nie pojmowałem czasów, w których się znalazłem. Zupełnie nic nie potrafiłem zrozumieć z tego wszystkiego. Że też tyle lat musiałem siedzieć w tej piwnicy... szkoda, że nie mogłem dalej podróżować. Może wtedy, choć trochę, bym coś ogarniał. Lub chociaż nie wylądował u Lisa. A tak... musiałem jakoś pogodzić się z tym wszystkim. I dostosować do nowego świata, w jakiś sposób. Przynajmniej, udało mi się w miarę opanować sprzęt kuchenny, prócz mikrofalówki. Przerażała mnie.

Jednak... trudno to było, ze względu na to, że nie tylko współczesne czasy musiałem zrozumieć. Jeszcze była przecież sprawa z tym demonem, Asmodeuszem. Sam fakt tego, że istnieje Piekło, pieprzone Piekło, wprawiał mnie w przerażenie. Pani Katarzyna mówiła mi o nim, lecz spotkanie samego demona z Piekła... to już było coś innego. To było prawdziwsze, iż same opowieści. Oznaczało to, że wszelkie potwory i inne złe istoty istnieją naprawdę i mogą coś mi zrobić. Już samo spotkanie z takim demonem jak pan Asmodeusz wprawiło mnie... w delikatnie mówiąc, niepokój. Jego zachowanie było dziwne, takie... strasznie pokręcone. Skojarzyło mi się z Karolem, ale pan Asmodeusz był bardziej rozgarnięty niż szatyn. I mniej przerażający, w pewien sposób.

Powoli kończył się wrzesień, a zaczynał październik. Tamtego dnia robiłem obiad. Tak się stało, że zostałem kucharzem w mieszkaniu moim i mojego pana. Głównie dlatego, bo miałem już dość życia na samych błyskawicznych potrawach i miałem ochotę zjeść porządne pierogi lub dobrego schabowego z bigosem. I jak wyszło, same musiałem je sobie zrobić. I złożyło się na to, że gotowałem każdego dnia, dla siebie i Karola. Nie przeszkadzało mi to, przed byciem zaklętym, już zdarzało mi się gotować.

Podczas gotowania obiadu, do domu wrócił sam pan mieszkania, Karol. Na jego twarzy widać było zniesmaczenie oraz miał czerwony policzek. Konkluzja dla mnie była prosta- znowu jakaś dziewczyna go odrzuciła i spoliczkowała. Jak to zwykle z nim jest. Wkurzony trzasnął za sobą drzwiami, rzucił swój plecak na podłogę i usiadł na kanapie, wzdychając ciężko.

— Pieprzona Julia.— rzucił, wgapiając się w podłogę. W jego głosie słychać było zawód.— Że też musiała mnie tak potraktować... już poznałem jej imię i ta mnie uderzyła...!

— A niby jak cię potraktowała...?— spytałem się, smażąc kotlety na patelni.

— Gadaliśmy sobie na spokojnie i nagle dała mi z liścia!— narzekał szatyn, rozkładając się wygodniej na kanapie.— Rozumiesz? Ot tak mnie uderzyła!

— A może powiedziałeś coś, co ją zdenerwowało...?— wysunąłem tezę, nakładając żarcie na talerze.

— No, powiedziałem jej, że podoba mi się.

Przygody CieniaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt