Nowe Wyzwanie

51 7 44
                                    

(Perspektywa Karola)

Kolejne dni upłynęły mi dość zwyczajnie, o dziwo. Przez większość czasu siedziałem w domu i słuchałem jak Harcerz uczy naszego nowego pieska nowych rzeczy- jak pisać, jak rysować, szkolił go na kolejnego dziwnego harcerza. I jeszcze musieliśmy odpowiadać na tysiące, jeśli nie miliony, durnych pytań zadanych przez to skrzywdzone przez los dziecko lasu, które najpewniej wychowało wiewiórki. Na przykład, spytał się nas "Czemu to miasto nazywa się Seattle", "Co słowo Seattle oznacza?", "Czemu Harcerz jest szary?", "Czemu Pio nie może mówić słowa kurwa?", "Co to znaczy ruchać się?" i takie tam inne. Do szewskiej pasji doprowadzało nas wyjaśnianie mu wszystkiego, bo też Marcin uparł się, by nie mówić mu wszystkiego tak dosadnie. Na szczęście przynajmniej, nigdzie nie zesrał mi się i zachowywał się, więc jakoś tolerowałem tego psa.

Tamtego dnia, leżałem sobie na kanapie i oglądałem nowy rysunek, jaki wyprodukował mi Pio, a właściwie, jaki robiłem wraz z nim, bo uczyłem go też sam rysować- podobno obrazek miał przedstawiać mnie, ale jakoś ciężko mi było ogarnąć, że serio to miałem być ja. Widziałem tam tylko dużo kresek w kolorze czerni, brązu, błękitu oraz jasnoróżowego. No, ale młody miał jeszcze czas, by zacząć rysować dla mnie porządne fanarty, więc nie krytykowałem go. Nawet, jeśli sam robiłem lepsze rysunki, w moim nowym dzienniku. Akurat po daniu mi rysunku, Pio i Harcerz wyszli zrobić zakupy, dlatego byłem sam. Leżałem sobie i myślałem o wielu ważnych sprawach. Jedną z nich, to był fakt, że Asmodeusz dalej nie dał nam kolejnego zadania. Oznaczało to dwie rzeczy- albo nie miał pomysłu, albo wymyślał dla nas jakieś mocne, chore gówno. Nie podobało mi się to. Też Valentine dawno nie odzywała się, ale to już była dobra wiadomość.

Też myślałem nad Kelly. Nie działała sama, co mogłem usłyszeć. Działała ze swoim jakimś szefem... tylko kto to był? Miałem ochotę znaleźć go i przywalić mu, za szantażowanie mnie, jednak nie miałem pojęcia, gdzie jest. Myślałem, aby użyć moich mocy i go znaleźć, lecz stwierdziłem, że w sumie nie chce mi się- pewnie gnojek sam mnie znowu znajdzie, to jedynie zamierzałem czekać, aż się sam ujawni.

W pewnej chwili, usłyszałem pukanie do drzwi, które musiało oznaczać jedno- ktoś postanowił odwiedzić moją norę zajebistości. Wstałem niechętnie z kanapy, odkładając rysunek na stolik i podchodząc do drzwi. Widok, jaki ujrzałem, mocno mnie zaskoczył. Przyszła do mnie Mayumi, uśmiechając się delikatnie i trzymając w dłoniach jakieś ładnie opakowane pudełko, wręcz przesadnie opakowane.

— Och...! Siema, Mayu!— przywitałem się z nią, też się uśmiechając. Nie wyglądałem zbyt ciekawie- miałem na sobie wygnieciony dres prawilności, szarą koszulkę, byłem w skarpetkach i jeszcze włosy miałem całkiem roztrzepane. Chociaż i tak pewnie świetnie wyglądałem, to wiedziałem, że w oczach lisicy właśnie odjęto mi -10 punktów do atrakcyjności.— Co ty tu robisz...? I skąd masz mój adres...?

— Um... przyszłam tobie i Marcinowi podziękować w cztery oczy, za przyjęcie na siebie zadań Asmodeusza...— mówiąc to, kitsune nie zwracała uwagi na mój wygląd, na szczęście. Raczej wydawała się być nieco wystraszona tym spotkaniem, nawet nie patrzyła mi w oczy. Podała mi pudełko.— To dla was. I... adres dostałam od przyjaciela Valentine, który ją polecił... on jest w stanie widzieć w przyszłości, więc... rozumiesz...

— Dzięki! I nie ma problemu.— od razu powiedziałam, po czym zrobiłem jej przejście.— Właź, chyba nie masz nic ważnego do zrobienia?

— Nie, mam dziś wolne.— odpowiedziała mi, wchodząc do środka. Zdjęła z nóg swoje baletki i ułożyła obok drzwi elegancko. Ja tymczasem zabrałem się za rozpakowywanie paczki od niej. Ale kiedy tylko dotknąłem wstążki, Mayu jakby zatrząsała się i spojrzała na mnie z lekką zgrozą. Zmarszczyłem brwi, dostrzegając to.

Przygody CieniaWhere stories live. Discover now