Ponowne Spotkania

46 7 20
                                    

(Perspektywa Kelly)

Jak tylko wylądowaliśmy poza domem Lewiatana, wzięłam pod ramię Sama i ruszyłam, by znaleźć jakąś pomoc dla niego. Nie patrzyłam nawet, gdzie dokładnie jesteśmy, po prostu szukałam miejsca, które w jakikolwiek sposób mogłoby być szpitalem lub chociaż przychodnią medyczną. Każda sekunda się liczyła w tamtej chwili. Widząc wreszcie miejsce wyglądające na takie, wbiegłam tam z moim panem, który ledwie mógł oddychać, a także robił się coraz bledszy i bardziej spocony. Nie miałam pojęcia, co dokładnie mogły mu zrobić pułapki Lewiatana, lecz nie rozwarstwiałam się nad tym, tylko wbiłam do budynku. Bez ogródek zaczęłam wołać, do ludzi tam będących:

— Hej! Halo! Człowiek tu umiera, zróbcie coś! Pomocy! Help! Cokolwiek!

Zwróciłam tym na siebie uwagę lekarza, który akurat gdzieś szedł. Wraz z paroma innymi pracownikami szpitala, wzięli mnie i Sammy'ego na jakąś salę, gdzie położyli mojego pana na łóżku. Po drodze zadawano mi pytania po rosyjsku, a że mój ruski jest żaden, odpowiadałam im stale po angielsku, iż znalazłam go w takim stanie i nie mam pojęcia, kto go tak urządził. Nie wiem, ile z tego zrozumieli, jednak zaczęli mojego pana badać. Samuel sam był nieprzytomny przez cały czas. Wyproszono mnie w pewnej chwili z sali, by się zająć nim w spokoju. Przez cały czas chodziłam przed drzwiami w tę i w tę, co jakiś czas próbując okraść przypadkowych ludzi lub automat z przekąskami. Nie myślałam o Wilsonie, a przynajmniej starałam się. Skupiłam się na czymkolwiek innym- przyszłych kradzieżach, żartach na Alison, wszystkim, byleby nie na myśli, iż Sam mi mógł umrzeć. Pomagało mi to się nie denerwować i nie panikować. Po prostu myśleć i zająć się czymś innym...

Po dłuższym czasie, wreszcie chyba ustabilizowano stan Samuela, gdy przysnęło mi się na chwilę. Usłyszałam, jak drzwi się otwierają i otworzyłam oczy, by następnie wstać, i rozciągnąć się. Lekarz, co prawda, mówił bardzo słabym angielskim, jednak udało nam się jakoś dogadać. Dowiedziałam się, iż jakimś cudem Sammy został poparzony przez meduzę i gdybyśmy przybyli później, mogłoby się to skończyć dla niego śmiertelnie. Jego obecny stan był jednak w miarę dobry, ale zdecydowanie nie mógł sobie pozwolić na wychodzenie przez dłuższy czas. No i musiałam trochę nakłamać, że niby byliśmy tylko na wycieczce i go zgubiłam, i jak go znalazłam to był w takim stanie. Kazał mi też przynieść jakieś nasze dokumenty, by mieć pewność, czy może legalnie leczyć mojego pana.

No i tutaj był problem, nie mieliśmy żadnych dokumentów. Znaczy, mój pan miał wizę i w ogóle, jednak wszystko zostało w naszym domu, w Stanach. A że byliśmy w Moskwie, to bym musiała zapieprzać po to tam. Nie, żeby był z tym kłopot. Nawet w postaci człowieka, byłabym w stanie dobiec tam w ciągu jednego dnia. I właściwie, przygotowywałam się do tego, lecz w trakcie, Samuel się obudził. Od razu weszłam wtedy do jego sali, a on sam wydawał się z lekka zdezorientowany, mimo to spokojny. Chciał coś powiedzieć, ale włożyli mu na usta tą maskę tlenową, czy co innego, by oddychał. Widząc mnie, od razu chwycił moją dłoń.

Jak znalazłem się w tym szpitalu, Kel? I gdzie obecnie jesteśmy?- spytał się mnie, wystukując mi to na dłoni. Szybko mu odstukałam:

Pułapki Lewiatana okazały się być za mocne dla ciebie i cię tu przyniosłam... i jesteśmy w Rosji. Nie pytaj mnie, jak.

Cholera jasna... i co powiedziałaś lekarzom?- dopytał się, krzywiąc się, gdy usłyszał jak jego własne serce przyspiesza na kardiografie.

Że jesteśmy na wycieczce i po zgubieniu mi się, znalazłam cię w takim stanie... i chcąc teraz naszych dokumentów.

Nawet nie pytam, czy dasz radę dotrzeć do Stanów, bo wiem, że dasz...- powiedział mi, by po chwili wystukać mi.- Ale coś wskazuje na to, iż ktokolwiek poszukuje nas?

Przygody CieniaUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum