Demon

47 7 17
                                    

(Perspektywa Marcina)

Prawie od razu, po skorzystaniu z łazienki i zjedzeniu czegoś, ja oraz Karol poszliśmy spać. Mi znowu dostało się spanie na kanapie, jednak dalej nie narzekałem. Po spaniu na podłodze, kanapa była dla mnie spełnieniem marzeń. Mimo to, koszmary wciąż mnie dręczyły. I cały czas były takie same- byłem we śnie ścigany przez Niemców, wszystko wokół powoli się niszczyło. Nie zdziwił mnie też fakt, iż obudziłem się cały spocony i zalany łzami. Przyzwyczaiłem się do tego. To było normą, jakiej nie mogłem zaburzyć jakkolwiek.

Tego dnia, obudziłem się dość wcześnie, bo około czwartej. Jeszcze było ciemno za oknami. Westchnąłem bardzo ciężko, ścierając rękawem koszulki z twarzy łzy oraz pot. Ponownie się kładąc, próbowałem zasnąć, lecz nie mogłem. Ciągle myślałem o tym wszystkim, co działo się pomiędzy mną a Karolem. Myślałem, o naszych relacjach. O tym, co będzie dalej.

Na samym początku, podziwiałem go i uważałem, że mimo bycia dziwakiem, będzie dobrą osobą. Szybko udowodnił mi, jak bardzo się myliłem. Był arogancki, wredny, zadufany w sobie. Dalsze życie z nim oznaczało to, iż będę musiał znosić jego humorki i wszelkie zaczepki. A to z pewnością byłoby trudne. Myślałem przez chwilę nad tym, by porzucić tę całą umowę o byciu "chowańcem" i nawiać gdzieś, jednak zdałem sobie sprawę z jednego- kompletnie nie znałem Stanów Zjednoczonych i nie byłem pewien, jak mam tam poruszać się oraz jakie mogą być konkretne prawa. Także z pewnością nie mógłbym ot tak powrócić do Polski, w końcu, pomimo dość starego wieku, wyglądałem na bardzo młodego. Czyli ucieczka zdecydowanie odpadała.

Innymi słowy, musiałem jakoś przywyknąć do Karola w pełni. W końcu, mam dzięki niemu dach nad głową, coś do jedzenia, miejsce do spania i mycia się. A samemu diabelnie trudno byłoby to zdobyć. Dlatego, ustanowiłem, że jakoś będę z nim żyć dalej. Jakoś. Niedźwiedzica powiedziała mi, bym nie dawał się pastwić nad sobą, więc nie zamierzałem na to pozwolić. Chciałem być znowu silny. Nie tylko dla niej... ale i dla mojego wujka.

Dalsza próba spania skończyła się tak, że zasypiałem, jednak budziłem się ciągle, przez co około ósmej, byłem już wyczerpany. Miałem ochotę dalej próbować spać, jednak przypomniałem sobie o słowach Valentine- że jeśli chcemy jeszcze naprawić sytuację ze Stacy i Mayumi, to lepiej zabrać się za to od rana. Ponownie westchnąłem, siadając i rozciągając się. Chciałem bardzo naprawić tamtą sytuację. Nie byłem jednak pewny, czy Karol chciałby o tak wczesnej porze wstawać.

Jak się okazało, chciało mu się.

Kiedy ja tak siedziałem, drzwi od jego pokoju otworzyły się, a w nich stanął właśnie Lis, w swojej piżamie w lisy, z zaciętym wyrazem twarzy. Szczerze, zaskoczyło mnie to bardzo, bo nie wiedziałem, iż Karol może sam z siebie wstać o wczesnej godzinie, w jakikolwiek sposób. Jeszcze wiele niespodzianek mnie czekało.

— Marcin! Ubieraj się szybko!— rozkazał, dumnie stając i uśmiechając się pewnie siebie, jak nigdy jeszcze.— Idziemy ponownie podrywać tamte laski!

(Perspektywa Karola)

Szybko ogarnąłem samego siebie oraz Harcerza do tego, byśmy szybciej się zebrali. Nie zamierzałem marnować okazji, by jeszcze zdobyć jedną z tamtych dwóch lasek. Mój honor nie pozwalał mi na to. Po tym wszystkim, co wycierpiałem, mój cholerny honor nie pozwalał mi tego zostawić niezrobionego. Musiałem się tym zająć oraz poderwać jedną z panienek. Za wszelką cenę.

Harcerzyk wydawał się tym zdziwiony, ale miałem to gdzieś. Nie miałem zamiaru tracić czasu na jego humorki, czy pytania. Miał szczęście, że szybko się przygotował, zupełnie jak ja. Oboje przygotowaliśmy ewentualną broń, ubraliśmy się ładnie i wyszliśmy ku naszej przygodzie. Tym razem, nie zamierzałem wychodzić z pustymi rękoma lub zostać wykopanym za drzwi. Zamierzałem załatwić to raz na zawsze, jak kurwa facet.

Przygody CieniaWhere stories live. Discover now