Wasz Nowy Bóg i Władca, Karol Lis, Lat 19

16 1 19
                                    

(Perspektywa Karola)

Dość szybko dojechaliśmy do mieszkania Valentine- było ono w jednym z droższych hoteli w Seattle. Widząc tylko Valentine, w tym jej przebraniu "Hekate", wszyscy ustępowali jej i byli grzeczni wobec mnie... jednak już patrząc na mnie, wydawali się być zaskoczeni niż jestem z nią, co wkurzało mnie. Hej, może dopiero wyszło, że jestem bożkiem, ale i tak mogliby popatrzeć na mnie jak na kogoś ważnego, prawda...?

Wbiliśmy do jednego z apartamentów do wynajęcia i tam ponownie czarnowłosa przybrała swój właściwy wygląd, siadając na kanapie w salonie. Ja się rozejrzałem... miejsce było wyraźnie ekskluzywne. Były wielkie szyby, dająca pogląd na całe miasto, wszystkie kanapy, krzesła, czy stoliki były... dziwaczne, w nowoczesnym, minimalistycznym stylu... początkowo, podobało mi się bogactwo tego, ale zaraz poczułem się nieprzyjemnie, otoczony jedynie bielą oraz czernią. Jakbym utknął w szachownicy, mając pogląd tylko na biało-czarne pionki. No ale, usiadłem na wielkim fotelu, naprzeciwko mojej siostry.

— To... jak niby chcesz wyjaśnić mi cały ten bałagan...?— chciałem wiedzieć, starając się jakoś wygodnie rozsiąść na tym fotelu, ale nie mogłem... jedynie mogłem siedzieć prosto. Co za wkurzający mebel.

— To dobre pytanie... szczerze, nie sądziłam, że będziesz chciał poznać to swoje przeznaczenie, więc nie myślałam, co ci powiedzieć.— przyznała mi czarnowłosa, na co rzuciłem jej zmęczone spojrzenie. Ta jednak prędko poprawiła się.— Ale jak już tu jesteśmy, to zacznijmy od najważniejszej rzeczy- powiedz mi, jakiej jesteś rasy? Według samego siebie, nie wliczając tego, co dzisiaj usłyszałeś...?

Chciałem przez sekundę powiedzieć, że jestem biały, lecz w ostatniej chwili ugryzłem się w język, rozumiejąc, że chodzi o magiczną rasę. Dlatego, nad tym już zastanowiłem się... jakiej jestem rasy? Co to było za pytanie...?

— Czarodziej...? Znaczy... tak mi wpisano w aktach i na to wychodzi...? Wyglądam jak takowy...?— zgadywałem, coś czując, że chyba nie mam racji... nie zastanawiałem się nad tym, tak naprawdę. Jak było wpisane, to w to wierzyłem. A srebrnooka pokręciła głową.

— Masz to wpisano, bo tak było łatwiej. Uzdolnieni czarodzieje to norma, więc mając taką etykietę, nikt nie myślał nad tobą za bardzo... w większości przypadków.— zaprzeczyła, aby następnie pstryknąć palcami. Na stoliku pomiędzy nami pojawiła się teczka. Spojrzałem na nią, a ta uśmiechnęła się.— Zobacz, co jest w środku... zobacz.

Wyciągnąłem niepewnie dłoń, biorąc teczkę. Otworzyłem ją, by zobaczyć, że wszystkie papiery w środku to... testy M.E.A.P... hę? Nie bardzo ogarniałem, po co to... a przynajmniej, dopóki nie zacząłem czytać wyników tych testów. I zmarszczyłem brwi, widząc je... nie wyglądały, jakby miały sens. Większość nie była w stanie powiedzieć, jakiej rasy jestem, ale nakładała mi może z 50% DNA bożka... według nich, moja magia była kompatybilna z każdą możliwą magią, może nie licząc magii związanej ze śmiercią... przeglądałem te kartki, widząc, że są z różnych laboratoriów, a niektóre wyniki były powtarzane- że były z Instytutu Wynalazków Belzebuba w Piekle, Laboratorium Medycznego Uriel w Niebie, były badania z każdego zakątka Ziemi, z Filipin, Chin, Polski, Rosji, Egiptu, Irlandii... i wszystkie pokazywały to samo... i niektóre miały nadpalone końcówki... 

— Tyle masz tych kłaków, że łatwo było je zgarnąć i zanieść do różnych miejsc.— objaśniła mi Val.— Ale prędko musiałam zacierać ślady robienia tego, bo dosłownie każde miejsce oświadczało, iż odkryło coś nowego. I musiałam naprawić parę spalonych maszyn, które nie bardzo wiedziały, co odczytują.

— Ale... po co...? Co to ma do rzeczy...?— dopytywałem się, wpatrując się w papiery. Podniosłem wzrok, by zobaczyć jak Valentine przygląda mi się z przymrużonymi oczami.

Przygody CieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz