Nora Wilków

12 1 12
                                    

(Perspektywa Marcina)

Trudno w to uwierzyć, ale praca mnie uspokajała.

Cały czas robiłem to samo, nic się nie zmieniało i nic się nie mogło stać niezwykłego. Na spokojnie zamiatałem i wszystko sprzątałem, nie przejmując się niczym... a przynajmniej, nie musząc za bardzo przejmować. Cokolwiek mogło wydarzyć się w pracy, nie mogło być gorsze od tego, co czekało mnie później.

A później, czekały mnie pomysły Karola, które często bywają... wiadomo jakie. Całkiem nie byłem przekonany co do tego, co myślał, lecz nie komentowałem go, ponieważ wiedziałem, iż to nic nie da. Trzeba po prostu być obok niego i pilnować, aby nic za bardzo się nie odwaliło.

Mentalnie przygotowywałem się do tego, kiedy powolnie odkładałem mój strój roboczy na miejsce. Kiedy już przygotowywałem się do wyjścia, to słyszałem rozmowy reszty moich współpracowników:

— To jak weekend, panowie? Może opijemy sobie ostatni sukcesik...?

— Nie mogę, wybieram pierścionki z Lineą...

— Ale ja mogę...! W sumie, bym poznał chętnie więcej błędnych ogników, trochę smutno jest tak bez kogoś, kto nie potrafi być tak szybki jak ty-

— To bądź nieco wolniejszy, to nie takie trudne.

Ja tego słuchałem, dalej nie będąc pewnym, czy się włączyć do ich rozmowy, wciąż czując się tam dziwnie nowy. Nie chciałem się za bardzo wtrącać, czy coś, chciałem jakoś inaczej się wpasować... nawet, jeśli najlepiej byłoby włączyć się do rozmowy jak normalna osoba. Jednakże, nie musiałem tego robić, gdy sam pan Elsberg położył mi dłoń na ramieniu, serdecznie poklepując, na co ja się wzdrygnąłem.

— A jak z tobą, Marcin? Może pójdziesz z nami?— zaproponował krasnolud, a ja potrzebowałem chwili, aby przemyśleć to... i ostatecznie, potrząsnąć głową.

— Mam... mam sprawy wtedy do załatwienia...— odmówiłem odruchowo, jednak po chwili pomyślałem... czy rzeczywiście nie chcę pójść...? Widząc rozczarowane spojrzenie pana Elsberg, natychmiastowo zmieniłem odpowiedź.— Albo... w sumie, mogę przesunąć je na inny dzień...

Hon prychnął, a z jego nosa poszła para wodna, gdzie Linus i Kirk rzucili sobie znaczące spojrzenia... natomiast Krasnolud był zadowolony z odpowiedzi, choć to ukrywał.

— Nie musisz nic przekładać dla nas...! Chociaż, byłoby miło, jakbyśmy się po godzinach mogli spotkać...

— Ciebie wpuszczą gdziekolwiek, wyglądając tak?— rzucił do mnie smok, jak zwykle, nie mierząc mnie przyjaźnie wzrokiem... spojrzałem w dół, starając się dobrać odpowiednie słowa.

— Nieraz mnie wpuszczano.— trochę kłamałem, bo może tylko dwa razy byłem w takim poważnym barze, ale nikt nie musiał wiedzieć o tym... chociaż jednej rzeczy się nauczyłem, przebywając z Karolem.

Nie każdy musi wiedzieć wszystko.

Hon nie wydawał się przekonany, lecz nie miał szans docisnąć mi, gdy odezwał się Linus, zasypując nas całą przemową:

— No ale co się w sumie dziwić, skoro nawet demony mające pewnie z milion lat wyglądają na jakieś dwadzieścia, swoją drogą, trochę to chore kiedy próbują wyglądać jak nastolatki albo dzieci, znaczy, jak ktoś stał się nieśmiertelny jako dzieciak, to ok, ale co jest z tymi osobami, która próbują wyglądać jak dziewięciolatki mając z kilka tysięcy lat, wyglądają, jakby próbowali odtworzyć jakieś ludzkie anime, a to jest dopiero szajs, kolega podesłał mi jedno, gdzie właśnie-

Przygody CieniaWhere stories live. Discover now