Bestia Otchłani

53 6 17
                                    

(Perspektywa Karola)

Nie dość, że randka nie szła jak tak ja chciałem, to jeszcze jakieś gówno postanowiło się przypałętać i mi ją zepsuć. No kurwa, gorzej nie mogło w tamtej chwili być dla mnie. Nawet, jak miało być dobrze, to życie musiało mi robić na złość, to Valentine, to Asmodeuszem, to jakiś potwór!

Ale przynajmniej, kiedy usłyszeliśmy tamto straszne coś, Mayumi przytuliła się do mnie i ja też mogłem się do niej przytulić. Rozkoszowałem się tą chwilą jak najmocniej trzymając lisicę, która patrzyła się w stronę, skąd dobiegł dźwięk. Czułem jak trzęsła się, a jej uszka oraz ogonek opadły. Ja sam, muszę z przykrością przyznać, trząsłem się jak na jakimś mrozie, czując że coś idzie po nas. Kiedy rozległ się kolejny ryk, a zaraz potem kolejny, Mizu pisnęła i zaczęła mnie ciągnąć wgłęb lasu, szarpiąc przy tym z całej siły, mocniej niż na Space Needle.

— Karol, musimy stąd uciekać! Tu jest... coś potwornego! Błagam, przenieś nas do domu! Mojego lub twojego, nawet możesz nas przenieść na śmietnik, po prostu zabierz nas stąd, szybko!— błagała mnie brązowooka, a w jej głosie było słychać czysty strach, kiedy szarpała moje ubrania. W jej oczach były łzy, lecz nie były to łzy smutku, czy złości nawet, a łzy strachu, jakie widać u ludzi, kiedy nie wytrzymują nerwowo.

Za to ja, nie zamierzałem ani płakać, ani nigdzie się przenosić. Nie zamierzałem jak ta pizda uciekać gdziekolwiek. Zamierzałem pokazać Mayu, kto tu jest prawdziwym twardzielem i że ze mną się nie pierdoli w tańcu. Dlatego, sam wyszarpałem się z jej uścisku, powoli idąc w stronę tego całego zamieszania, chociaż samemu czułem ucisk w żołądku, z powodu przerażenia. Jednak samego strachu nie okazywałem, zmierzając w stronę dźwięku. Jak Mayu to zobaczyła, jeszcze raz pisnęła, lecz tym razem z paniką:

— Karol, co ty robisz?! Nie idź tam! Nie masz nawet pojęcia, co...

— Mayu, nie zatrzymuj mnie nawet! Ja robię co chcę i jak chcę!— odkrzyknąłem jej, szykując swoje moce. Były one nieco nadwyrężone przez to całe przeniesienie się, ale nie jakoś specjalnie. Zresztą, miałem zwykły rewolwer, więc zawsze jakiś środek obrony, no i byłem przekonany, iż jak zacznie się dziać coś złego, to Mayumi będzie mi pomagać, w jakikolwiek sposób.— A poza tym, to pewnie tylko jakieś upośledzone wendigo lub inny taki szajs! Nie z takimi rzeczami sobie radziłem... i co do chuja?

To ostatnie powiedziałem, kiedy przede mną wywalił się na ryj jakiś ziomek. Szybko się on podniósł i z trudem poznałem mojego sąsiada, tego Williama Mercury'ego, czy chuj wie jak mu tam było. On sam spojrzał na mnie, tymi swoimi szarymi oczami, ze strachem orz szokiem, oddychając szybko, bardzo chrapliwie nawet. Zanim zadałem kolejne pytanie, usłyszeliśmy jeszcze jeden cholerny ryk i ponad drzewa przeleciało jakieś wielkie bydle. Leciało to w naszą stronę i już wszyscy szykowaliśmy się na zgniecenie, jednak to coś upadło obok nas, rozwalając przy tym mnóstwo drzew oraz powodując od cholery kurzu roznoszącego się dookoła. Ogromny potwór jeszcze wstał chwiejnie, lecz zaraz ponownie upadł, zmieniając się w kogoś- nie byłem się wtedy przyjrzeć kogoś, ponieważ widziałem jedynie cholerny dym. 

Mayumi, jak tylko to się stało, wyciągnęła znikąd jakąś broń- a dokładniej długi, drewniany kij, na końcu którego było srebrne ostrze. Wyciągnęła je w stronę tego kolesia, co upadł, jednak widziałem, że dalej była przerażona w cholerę i raczej tym nie zawalczy. Za to, ziemia zaczęła się trząść pod naszymi stopami, kiedy zobaczyliśmy, co biegnie w naszą stronę. A było to brzydkie jak diabli bydle, z czterema łapami oraz świecącym się na czerwono pyskiem, mające sporo dziur na ciele, przez które też przechodziło światło, a nawet coś wydawało się wychodzić, jakby... kolejne kolce? Nie mogłem stwierdzić, to za szybko się poruszało, bym mógł to coś opisać odpowiednio. Widząc jak to coś biegnie na nas, brązowooka pisnęła i odrzuciła broń, chowając się gdzieś. Ale jak powiedziałem, ja nie zamierzałem nigdzie uciekać, ani chować. Wyprostowałem się i zacząłem jak najbardziej skupiać moce, aby zaatakować to coś- może ogniem, czy innym takim chujstwem, samemu nie mogłem, z powodu wszystkkich wydarzeń, wybrać oraz skupić się odpowiednio. William patrzył się ze strachem na to coś, samemu chyba chcąc jak frajer uciec.

Przygody CieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz