Chęć Chronienia

27 2 41
                                    

(Perspektywa Marcina)

Ślub był dość dziwny dla mnie. Byłem przyzwyczajony do tego, iż leje się wódka, impreza trwa do białego rana, jest dużo jedzenia... a tutaj, było to bardzo wszystko skromne- przyjęcie trwało może do dwudziestej trzeciej, podano tylko raz obiad, nie mówiąc o tym, że było mało gości. Według mojego ojca, wesela oraz ślubny powinny być huczne oraz mieć miejsce w kościele... lecz raczej Stacy i Edgar nie mieli sposobu, by zrobić huczne oraz religijne wesele, ze ślubem.

Mimo to, nawet dobrze się bawiłem. Córka pana Claw, Ruby, była bardzo miła, jednak też wydawała się mnie podrywać... nie bardzo komfortowo się z tym czułem, więc starałam się po pewnym czasie unikać jej, nie chcąc również jej przypadkiem urazić, poprzez powiedzenie czegoś nie tak. Zatem, chodziłem po sali, rozmawiając z innymi, sprawdzając co z Pio oraz Karolem, jak się inni goście bawią, jak się samo nowe małżeństwo bawi. Wszyscy nawet nieźle się bawili, niektórzy nawet aż za bardzo, jak pan Maxwell, który wziął Karola w kąt i częstował alkoholem przyniesionym przez siebie...

Ale, nie skupiałem całej uwagi na Karolu i panu Maxwell. Przyjrzałem się innym zaproszonym osobom- rodzice Edgar'a wdali się w dość intensywną z państwem Claw, mama Stacy siedziała sama w kącie, surowo obserwując resztę bawiących się, najbardziej surowo patrząc na Karola. Sam Lis, jak wiadomo, popijał sobie w kącie sali z Olaf'em, czasem zaczepiając Kelly lub Mayumi. Pani Margaret rozmawiała z Kelly, Aresem oraz Pio, wyraźnie ciągle myląc ich z jakimiś zupełnie innymi osobami. Mayumi za to z Catori i Hayley sprawdzały, czy wszyscy goście się dobrze bawią, a narzeczeni... dobrze się cieszyli własnym towarzystwem, też ze wszystkimi rozmawiając. Tańców za wiele nie było, ale nie przeszkadzało mi to- nie chciałem znowu tańczyć, zwłaszcza, iż znowu pewnie wylądowałbym z Ruby w parze.

Zamiast tego, postanowiłem dołączyć się do słuchania relacji od pani Margaret, która chyba zaczęła wspominać własną młodość.

— Och, ja pamiętam, iż widziałam bardzo przystojnego kawalera, takiego jak ty...!— oświadczyła staruszka, uśmiechając się szeroko w stronę Lupusa, wyraźnie niezadowolonego, z tego powodu.— Był taki umięśniony i taki egzotyczny...!

— Tfu, jest wielu wyglądających jak ja, nie mam specjalnej mordy.— oświadczył Ares, prychając i biorąc kolejny łyk Brandy ze swojego kielicha.

— Może z twarzy, ale na pewno sylwetkę masz niezłą...— dostrzegła Kelly, uśmiechając się szelmowsko. Ares tylko prychnął na to jeszcze głośniej, z automatu odpowiadając:

— Jeśli spróbujesz mnie poderwać, jak ta stara pudernica, to co wszystkie kudły z głowy powyrywam.

— Oj, oj, oj...! Siellow, pań się nie bije!— przypomina mu pół-demonica, a do tego dołączył się sam Pio:

— Właśnie, Pio słyszał, że nie wolno bić dziewczyn!

To akurat ja mu powiedziałem, zanim nie spotkałem Shin... widząc tamtą zaklętą w broń, stwierdziłem, iż są wyjątki od reguły... czego już nie wyjaśniłem aż tak bardzo Pio... i to podłapał jego starszy brat:

— Babki se wywalczyły równe prawa, to niech też znoszą równe konsekwencje.

— Coś w tym jest...— przyznała Wilson, wzruszając ramionami.— Ale nie martw się, nie jestem zainteresowana. Nie interesują mnie związki.

— Mnie również nie interesują... na co mi się użerać z drugą osobą całe moje życie? Szczególnie, kiedy ma się wiecznie żyć, jak ja.— głośno zastanawiał się starszy z wilkołaków, zmęczonym tonem.— Wolę już być samotny całą wieczność.

Przygody CieniaWhere stories live. Discover now