Kim jest Valentine?

30 1 19
                                    

(Perspektywa Karola)

Musimy się spotkać.

To ważne... nawet nie wiesz, jak ważne dla mnie...

Wiem, że to spotkanie może nie być za darmo... ale mogę zapłacić każdą cenę, abyśmy się spotkali... muszę wiedzieć od ciebie mnóstwo rzeczy...

Gdy Kelly podała mi telefon i usłyszałem głos Rocha w słuchawce, to się ździebko zdziwiłem... ale, gdy zaproponował zapłatę za to, uznałem, że hajs się zawsze przyda. Dlatego, jeszcze tego samego wieczoru, poszliśmy spotkać się.

Oczywiście, nie zamierzałem iść sam- głupi nie byłem, tym razem nie zamierzałem pozwolić mu ot tak spierdolić, gdyby coś mu się nie spodobało. Zabrałem ze sobą Marcina, by mnie wspierał, w razie czegokolwiek... chociaż nie był przekonany, co do mojego genialnego planu zarobienia.

— Nie chcę nic mówić, ale za każdym razem, jak się wmieszaliśmy w cokolwiek z tym kolesiem, to kończyło się to źle... może po prostu odpuśćmy go sobie już...?— wspomniał Kołodziej, kiedy przygotowywaliśmy się do wyjścia.

Ja tylko prychnąłem, nawet nie patrząc na niego, związując moje martensy. Zapewne miał on w jakiś sposób rację, lecz nie zamierzałem się go słuchać. Nie zamierzałam przed nikim uciekać, bo... bo w sumie nie wiem. Nie powinienem mieć już problemu do Rocha... nie jego wina, że Valentine namieszała nam w życiach, jak i nie jego wina, iż Pio oraz Shin byli akurat w tej samej lokacji... jednakże, dalej nie czułem, że sprawy między nami zostały w pełni skończone... musiałem to rozwiązać wreszcie. Samemu.

Kelly stała niedaleko nas, oparta o ścianę... i dalej jej się chyba nie podobało to, że ona z nami nie idzie, ponieważ ponownie próbowała nas przekonać:

— No weźcie, a co jak wam coś się stanie...? Też bym chciała zobaczyć, jaki jest synalek starego znajomego...!

— Lepiej zostań, jakby coś się z Pio stało... nigdy nie wiadomo, co u niego może się dziać.— poprosił ją Harcerz, poprawiając swoją kurtkę.— Zresztą, jak będziemy potrzebować twojej pomocy, to przyjdziesz w ciągu paru sekund.

Niebieskowłosa tylko przewróciła oczami, lecz z nami się już nie wykłócała. Brązowowłosy zmienił się w rewolwer i schowałem go do kieszeni mojego płaszcza. Ruszyłem do miejsca, gdzie się czarnowłosy umówił ze mną... a było to kasyno Asmodeusza, dokładniej te wszystkie pokoiki nad nim. Nie byłem pewien, dlaczego akurat tam Andersson chciał się spotkać... nie podobało mi się to. Dlatego, wziąłem też ze sobą Marcina. Nie wiadomo, co temu pół-demonowi do głowy by mogło przyjść.

Wchodząc, od razu powitał mnie barman, a ja jego... zapomniałem, jak miał na imię, lecz spoko ziomek był z niego. Aż szkoda, że robił dla Asmo... no ale, jak hajs mu się zgadzał, to co chłop miał narzekać... w sumie, kasyno trochę ekskluzywne było, to pewnie hajs był lepszy od tego, jaki ja zarabiałem w mojej robocie.

Wszedłem na górę, szukając odpowiedniego pokoju... musiałem spojrzeć w sms-y, by sobie przypomnieć, po czym po sekundzie znów musiałem to zrobić, bo zapomniałem. No ale, nikt o tym nie wiedział, więc z buta wszedłem do odpowiedniego pomieszczenia.

Roch już tam siedział- siedział na łóżku, patrząc na swój telefon. Od razu, gdy otworzyłem drzwi, to spojrzał w moją stronę, aby wstać i schować smartfona. Spojrzenie miał trochę dzikie, na co chciałem cofnąć się, lecz nie zrobiłem tego. Dalej wpatrywałem się wprost w jego oczy, aby nie dać mu pokazać, iż boję się, czy coś. I chyba dominacja mi wyszła, ponieważ to Francuz pierwszy zabrał spojrzenie, wpatrując się w podłogę oraz wzdychając.

Przygody CieniaWhere stories live. Discover now