Decyzje Moje i Tylko Moje

34 2 22
                                    

(Perspektywa Kelly)

Karol mnie zaskoczył nieco, kiedy wróciłam do mieszkania i ten rzucił do mnie, że musimy zdobyć hajs dla Asmodeusza.

— Ale... nie mogłeś nic zwinąć temu... tym... Salowi?— spytałam się go, nie bardzo wiedząc, jaki był problem Lisa. Dobra, nie chciał mu zabierać siłą pieniędzy, niech mu będzie. Ale, że nawet nic ukraść nie mógł...? Moje lekcje poszły w las, okropność.— Co ci ten Sal zaproponował, że jesteś po jego stronie?

— Nic! Po prostu... em...— niebieskooki sam wyraźnie próbował znaleźć wyjaśnienie dla swojego postępowanie. Spojrzał gorączkowo na ścianę kuchni, marszcząc brwi, aby zaraz się do mnie odezwać nerwowo.— Ugh, nie wiem! Ale to nieważne! Ważne, że mamy zdobyć te pieniądze dla Asmodeusza jak najszybciej!

— Karol, zdajesz sobie sprawę, że aby zdobyć te pieniądze i tak musimy okraść sporo ludzi? Trzydzieści tysięcy ulicą nie przechodzi.— przypomniałam mu, składając ręce na klatce piersiowej. Wolałam, by mój pan od razu wiedział, że życie takie bajkowe nie jest i nieważne, co zrobimy, i tak komuś się za to dostanie. Ale szatyn nie zamierzał przyjąć tego do wiadomości:

— Chuj z tym, ogarniemy tę kasę bez kradzieży...! Mogę przecież zmieniać liście w pieniądze...! Zmienię je w banknoty i ten debil Asmo nawet nie zobaczy różnicy! Weź ogarnij nam jakieś liście, kurwa nie wiem, z parku czy coś...!

Cóż, to też była opcja, ale miałam wrażenie, że jak Karolak z tym zacznie, to będziemy gnić do następnego tygodnia z tym. No ale, postanowiłam dać szansę temu pomysłowi i wyszłam z domu, zebrać mu te liście i zobaczyć efekty jego pracy. Szczęśliwie, była już wiosna, więc mogłam bez problemu mu uzbierać te liście. Szczerze, trochę chciałam już samej ukraść coś i spłacić dług za Karola, no ale zostawiłam to na plan B, będąc ciekawą w sumie, czy Lisowi te jego pomysły wyjdą. Prędko wróciłam do niego, dając mu te jego liście i obserwując, co on robi.

I Karol, przez kolejne parę minut, siedział w kuchni z tymi liśćmi, robiąc to samo, co pokazywał Abelardowi- zmieniając liście w banknoty. Początkowo, zmieniał je tylko na dwudziestki i dziesiątki, na co ja mu zaproponowałam, by zaczął je zmieniać w setki, by szybciej się z tym uwinął. Mimo to, liści nie starczyło, ponieważ ze wszystkich razem wyszło ledwo dwa tysiące.

— Dobra... przynieś kolejne...!— nakazał mi Lis, uśmiechając się pewnie.— Zaraz to ogarniemy w pełni...!

Kiedy to powiedział, przyjrzałam mu się i zobaczyłam, że z jego nosa zaczyna ściekać krew. Widząc to, automatycznie wzięłam z kuchni szmatkę i dałam mu ją pod nos.

— Może wpierw upewnij się, że od tego nic ci nie będzie.— ostrzegłam go, pukając go też po nosie.— Bo jak tak dalej będzie to tylko sobie krzywdę zrobisz.

Karol chciał coś powiedzieć, jednakże zaraz zdał sobie sprawę, że przecież krwawi z nosa. To nieco ostudziło jego zapał, kiedy siedział, przykładając sobie szmatkę do nozdrzy, tamując krwawienie. Byłam gotowa usłyszeć, że jednak niebieskooki zmienia zdanie i idziemy kogoś okraść, aby zdobyć te pieniądze albo jednak zabrać je ćmokowi. To zrobiłby Samuel, na sto procent...

Pamiętam jedną z takich akcji. Była ona w sklepie elektronicznym. Samuel wszedł jako pierwszy do sklepu, rozglądając się i upewniając, iż wszystko jest na miejscu oraz dając mi sygnał do działania. Misja była prosta- zdobyć IPhone'a. I mieliśmy plan działania do tego.

Kiedy dostałam znak, przygotowałam się do działania- Sam zwyczajnie upadł, niczym cegła, na podłogę, udając iż zasłabł, zbierając wokół siebie grupę zainteresowanych. W tym czasie wbiegłam je, zbierając wcześniej wybrany model telefonu i wybiegając z prędkością światła ze sklepu. Bramki od sklepu zapiszczały, ale nikt nie potrafił zarejestrować, kto zwinął i co zwinął. Za to Sam zaczął się powoli podnosić, upewniając wszystkich, iż tylko zasłabł chwilowo i może wrócić do domu.

Przygody CieniaWhere stories live. Discover now