Słodka Zemsta

14 1 15
                                    

(Perspektywa Kelly)

Karol to był interesujący przypadek... początkowo, jedynie wydawał się mi być zbyt pewnym siebie chłopaczkiem, który został ustawiony do pionu przez Asmodeusza, w najbardziej ohydny i brutalny sposób, jaki mógł być... a teraz, okazało się, że jest jeszcze bogiem.

A niby widziałam już wszystko.

Jednakże, nie to było ważne... ważne było to, iż wreszcie przyszła pora, aby zemścić się na małpiszonach.

Wspólnie z Karolem wybraliśmy się do Nowego Jorku, przez przejście w Piekle... znałam dokładny adres rodzeństwa Magnificat- mieszkali oni obecnie w jednym z mieszkań, w centrum miasta... nie byłam pewna, czy aby na pewno legalnie tam mieszkali, czy po prostu przesiadywali w mieszkaniu kogoś, kto wyjechał na wakacje. Cokolwiek to było, wiedziałam, jak się tam dostać, aby wykonać kolejną część mojego planu.

Wpierw, musieliśmy przedrzeć się przez miasto. Seattle jest spore i tłumne, jednak Nowy Jork był jeszcze gorszy pod tym względem... jechaliśmy metrem do tych małp, ściśnięci z mnóstwem innych osób, omawiając nasz plan raz jeszcze... a raczej, upewniając się, że Karol nic nie zapomniał.

— Na pewno wiesz, co robić?

— Jasne, że tak...! Sądzisz, że zapomniałbym o tak zajebistej akcji?— oburzył się Karol, nadymając policzki, na co ja go prędko poprawiłam.

— Znając ciebie, było to możliwe... nie wspominając o tym, że ostatnio trochę spraw było...— zauważyłam, wzruszając ramionami... i postanawiając nakarmić moją ciekawość.— A powiedz, szczerze... naprawdę Hekate to twoja siostra? Może wy jednak jesteście eks, czy coś?

Mimo wszystko, cała sytuacja była interesująca... trafiłam na fascynujące osoby- dramaty w rodzinie Stacy, przodkowie Edgara i Pio, no i teraz Karolek... wszyscy mieli za sobą jakieś wciągające historie. I coś się dowiedzieć musiałam, po prostu, z czystej ciekawości. Słysząc moją wypowiedź jednak, Lis zrobił się purpurowy na twarzy.

— Pojebało? W życiu bym jej kijem nie tknął nawet...!— wyznał mi niebieskooki, wzdrygając się z obrzydzenia.— W incest się nie bawię.

— Wiesz, bóstwa inaczej patrzą na to...

Wiedziałam, że to co mówiłam, było ohydne, ale zwyczajnie chciałam zdenerwować kumpla... co było proste, ponieważ zrobił się jeszcze bardziej czerwony.

— Jesteś chora.— burknął do mnie, odwracając spojrzenie, a ja uniosłem brew.

— I kto to mówi?

Na tym, skończyła się nasza rozmowa w metrze, gdyż dotarliśmy na naszą stację... idąc dalej przez miasto, prędko byliśmy pod budynkiem, gdzie blondyni mieszkali... jak też wiedziałam, o tej porze, nie powinni nawet być w mieszkaniu... ich nieobecność była częścią naszego planu.

Jego pierwszą częścią było dostanie się do samego mieszkania- drzwi od budynku były blokowane specjalnym kodem, jednak nie potrzebowaliśmy go. Karol użył swoich mocy, by otworzyć dla nas drzwi i weszliśmy do środka. Były tam kamery, jednak nie obawialiśmy się późniejszego wykrycia... nie miał kto nas wykryć i za co. Rodzeństwo mieszkało na siódmym piętrze i chciałam przebiec się po schodach do nich, ale Karol namówił mnie na przejazd windą... to było takie nudne! Prawie dwie minuty jazdy do góry... bez sensu. Szybciej, byśmy dostali się schodami, lecz ostatecznie, dotarliśmy do samego mieszkania... prawie dotarliśmy. Wchodząc na korytarz, gdzie były drzwi od tego domu, napotkaliśmy kogoś, kogo obydwoje znaliśmy...

I kto mógł przeszkodzić naszym planom.

— Kelly... wiedziałem, że przyjdziesz.— Deah wyglądał wyjątkowo inaczej... zamiast typowej hawajskiej koszuli i spodni khaki, wtedy był ubrany elegancko, w garnitur z epoki wiktoriańskiej... nawet znałam go- to był ten sam garnitur, który założył na ślub Edwarda Berkloy'a... ale, jego słowa mnie znacząco zaniepokoiły.— Zmysły nie zawiodły mnie.

Przygody CieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz