Kawowe Życie

37 4 28
                                    

(Perspektywa Stacy)

Rzadko ja i Edgar mogliśmy zostać sam na sam w domu. Zazwyczaj w mieszkaniu była jeszcze Mayumi albo Pio, a akurat tego dnia, oboje ruszyli na miasto, więc razem z narzeczonym mogliśmy spędzić czas sami, bez obawy, że ktoś nam przeszkodzi, czy też będzie jakaś niezręczna sytuacja. Znaczy, mógł wpaść jeszcze Deah, ale on by nie zaskoczył nas, zapukałby.

Jednak byliśmy też po pracy i w sumie nie chciało nam się też nic robić, więc leżeliśmy wspólnie na kanapie, oglądając co jest w telewizji, i jak zwykle, leciały same głupoty. Na zmianie teraz byli nowi pracownicy ten Chińczyk Hao oraz przyjaciółka Edgara, czyli Catori. Oboje mają doświadczenie w tego typu pracach, a także przez ostatnie dni sprawiali się dobrze, więc uznaliśmy, że możemy dać im teraz kredyt zaufania i dać im dzień bez naszej obserwacji. Nie dzwonili do nas, by zgłosić jakieś problemy, zatem musiało iść im w miarę dobrze.

— Nudy, nudy, nudy...— mówiłam, podczas przełączania kanałów, coraz bardziej zniecierpliwiona brakiem czegokolwiek. Wiadomości już obejrzeliśmy, więc nie było nic więcej wartego uwagi. Edgar jedynie chyba przysypiał na siedząco, kiedy ja leżałam z głowę na jego kolanach. Widząc, jak powoli zasypia, szturchnęłam go pilotem w twarz.— Nie zasypiaj tu, bo znowu w nocy nie będziesz mógł spać.

— Już chce mi się spać, a dopiero popołudnie.— wyznał mi narzeczony, rozciągając się delikatnie, po czym rzucił ironicznie.— Już taki wiek, co się poradzi... stary się robię... dwadzieścia sześć lat, niedługo będę musiał sobie szukać jakiegoś zakładu pogrzebowego...

— Patrząc na ceny opieki medycznej, pogrzeb jest już tańszy niż pójście do szpitala, więc coś jest w twoich słowach.— przypomniałam mu, wzruszając ramionami i dalej przełączając kanały.— Jak jeszcze był Obama, to coś było dostępnego za darmo, a teraz Trump wszedł i nic nie ma... o ile nadnaturalny urząd uzna, że jednak nie weźmie przykładu od ludzi i też udostępnią cokolwiek za darmo... bo inaczej, to już lepiej będzie zejść do Piekła się przebadać, tam są niższe ceny za medycynę, nawet jeśli też nic nie ma za darmo, o ile nie pójdziesz do podejrzanych części Piekła...

— Czy przypadkiem tak twój ojciec nie stracił zęba, gdy poszedł do piekielnego dentysty i jak się okazało, że nie można płacić kartą, to wyrwano mu zęba?— nie zastanowił się wilkołak, marszcząc brwi, na co ja przewróciłam oczy.

To było parę lat temu, gdy ojciec uznał, że woli iść do Piekła coś zrobić z dziurą w zębie, a wrócił do domu bez jednego zęba trzonowego. Cały czas mu mówiłam, by wziął kartę kredytową, bo teraz wszyscy ich używają, jednak uparty osioł nie wziął jej i tak to się skończyło. Potem już poszedł do normalnego dentysty po implant zęba, gdy udało mu się zebrać nieco więcej pieniędzy. Mój ojciec był strasznie kochany, ale też często robił strasznie durne rzeczy. Liczyłam, iż nie wydurni się na moim ślubie, podobnie liczyłam że Karol się wykaże jakąś klasą ze swoją strony. Bo jeśli inaczej zepsuliby jeden z najlepszych dni w moim życiu, bym dostała wyrok na dożywocie za podwójne morderstwo.

— Ta, tak mniej więcej było... potem tydzień płakał, że go oszukano i by wyrazić swój smutek, cały tydzień jedliśmy jedynie tuńczyka z chlebem...— dodałam, wzdrygając się na samą myśl o tuńczyku.— Serio, gdy jeszcze z nim mieszkałam, zastanawiałam się kto jest większym dzieckiem, ja czy on...

— Ale przynajmniej był dobrym ojcem, lepszym niż mój biologiczny przynajmniej...

Trudno było się nie zgodzić z tym, zważając na historię całej rodziny Edgara i tego, jak bardzo wszyscy w niej byli chorzy psychicznie co najmniej, nie licząc paru wyjątków. Monroe nigdy nie opowiadał mi wiele o swoim życiu w lesie, jednak nie potrzeba było wielu opowieści, by wiedzieć, że nie mogło być tam dobrze. Dla mnie cudem było to, iż Pio właściwie był takim grzecznym dzieckiem, zważając na to, że spędził tam więcej czasu niż Edgar. Szybko jednak, czarnowłosy postanowił mnie rozbawić:

Przygody CieniaWhere stories live. Discover now